Jak już zapewne dobrze wiecie, lubię zwiedzać wszelakie muzea i kościoły. Dlatego zawsze cenię sobie różne karty czy bilety łączone na kilka atrakcji w niższej cenie - oczywiście, jeśli mam wystarczająco dużo czasu, by po tych muzeach chodzić ;). Zazwyczaj decyduję się na to przy mniej sprzyjającej pogodzie, gdy nawet zwykły spacer po ulicach miasta zakrawa na masochizm... I trochę to tak wyglądało podczas mojej czerwcowej wizyty w Innsbrucku - dobrze się było czasem schować przed deszczem, poza tym samo centrum miasta zeszłam już wzdłuż i wszerz, przyszedł więc czas na muzea.
Bardzo fajną opcją na zwiedzanie muzeów Innsbrucka jest zakup biletu łączonego, tzw. Kombiticket. W pełnej cenie kosztuje on 12 €, ze zniżką 9 €, a zniżka przysługuje naprawdę na wiele sposobów - nawet ja się załapałam ;). Generalnie dzieci i młodzież do 19 r.ż. mają darmowy wstęp, tak jak posiadacze kart turystycznych w stylu Innsbruck Card. Ze zniżką wejdą zaś seniorzy, studenci, grupy powyżej 10 osób czy posiadacze ÖBB Vorteilscard (ja się załapałam właśnie na ten punkt).
Kombiticket obejmuje pięć miejsc:
- Ferdinandeum, czyli Tyrolskie Muzeum Państwowe,
- Tiroler Volkskunstmuseum, czyli Muzeum Sztuki Ludowej Tyrolu,
- Hofkirche - kościół dworski,
- Museum im Zeughaus - muzeum historii Tyrolu w dawnej zbrojowni,
- Tirol Panorama wraz z Kaiserjägermuseum.
Byłam w Innsbrucku za krótko, by zdążyć odwiedzić wszystkie muzea, choć myślę, że w każdym znalazłabym coś dla siebie ;). Bilet jest ważny do końca roku kalendarzowego, nie trzeba z niego korzystać na tempo, więc to fajne rozwiązanie szczególnie dla tych, co mogą się zatrzymać w Tyrolu na nieco dłużej. Hofkirche i muzeum Panoramy można zwiedzać oddzielnie, pozostałe trzy muzea tylko w ramach Kombiticket. Z tym, że to oddzielne zwiedzanie też niezbyt się opłaca, bo wstęp do kościoła kosztuje 8 €, a na panoramę 9 €... Czyli wystarczy chcieć odwiedzić więcej niż jedno miejsce, a już wychodzi taniej na bilecie łączonym. O Ferdinandeum i zbrojowni się tutaj nie wypowiem - te muzea wciąż na mnie czekają, ale poniżej znajdziecie krótką relację z pozostałych miejsc :).
Hofkirche, czyli kościół dworski, znajduje się tuż obok Hofburga. O świątyni możecie przeczytać bardziej szczegółowo w moim poprzednim wpisie pt. Kościoły Innsbrucka. Zdecydowanie warto tu zajrzeć, bo w cenie biletu mamy nie tylko samą świątynię, ale też niewielką wystawę multimedialną poświęconą cesarzowi Maksymilianowi. Całość jest udostępniona w kilku pomieszczeniach, przechodzi się z jednego do drugiego w ciemności, a światło oświetla po kolei poszczególne części wystawy - w międzyczasie z głośników płynie głos lektora, snującego opowieść o cesarzu. Gdy podeszłam, wchodziło akurat kilka osób na pokaz po niemiecku, więc odczekałam parę minut i wpuszczono mnie potem samą po angielsku. Muszę przyznać, że gdy wchodziło się do ciemnego pomieszczenia, ciężkie drzwi zamykały się cicho za nami, a przed oczami miało się zakapturzone postacie i wystawę o śmierci Maksymiliana... aż dreszcz przebiegał po plecach ;).
Do Tiroler Volkskunstmuseum wchodzi się tym samym wejściem, co do kościoła, więc skoro już byłam na miejscu, zajrzałam i do muzeum (choć za sztuką ludową nie przepadam). Początki tej kolekcji sięgają roku 1888 i w efekcie znajdziemy tu chyba największy zbiór przedmiotów związanych ze sztuką ludową Tyrolu w całym regionie. Kolekcja przez lata była własnością Izby Handlowej (Handelskammer), a w latach dwudziestych XX wieku została przejęta przez władze austriackiego Tyrolu. Muzeum otwarto dla publiczności w 1929 roku, w dziesięć lat po podziale Tyrolu, który nastąpił po I wojnie światowej.
Muzeum jest dość spore i nawet ja, która przez wiele wystaw artystycznych przechodziłam dość szybko, spędziłam w środku niemało czasu. Wśród wystaw stałych znajdziemy takie jak: Niepewne życie (głównie związaną z religią i śmiercią), Dziedzictwo (wszelkie przedmioty pokazujące rozwój rękodzieła w regionie), Stroje (wiadomo), Cały rok (znów, głównie w oparciu o święta religijne i ich wpływ na życie ludzi) czy liczne miniatury - przede wszystkim szopek bożonarodzeniowych i budowli charakterystycznych dla Tyrolu. Jako że muzeum przylega do kościoła dworskiego, w ramach biletu mamy też możliwość spojrzeć na wnętrze świątyni z góry, przechodząc prawie nad ołtarzem.
A i tak najciekawszą częścią Tiroler Volkskunstmuseum są Stuben, czyli komnaty / pokoje. W muzeum można zobaczyć kilkanaście pomieszczeń z bogatszych tyrolskich domostw, zakupionych jeszcze pod koniec XIX wieku, a pochodzących często jeszcze z dawniejszych czasów. Ja czułam się tutaj jak w jakimś skansenie (a zaznaczę, że skanseny naprawdę lubię ;) ), wszystko zostało tak pięknie i szczegółowo zaadaptowane, że aż trudno uwierzyć, iż wciąż znajduje się w tym samym budynku muzeum...
Przejdźmy zatem na Bergisel, wzgórze ze słynną skocznią narciarską. W 1809 roku stoczono tu cztery bitwy w ramach powstania tyrolskiego. Tyrolczykami dowodził Andreas Hofer, który stał się regionalnym bohaterem, a jego oddziały walczyły przeciwko Francuzom i Bawarczykom (to był czas wojen napoleońskich). Muzeum Tirol Panorama jest poświęcone właśnie bitwie pod Bergisel - poznamy tu życiorysy najważniejszych jej uczestników (z naciskiem na Hofera, wiadomo), by w końcu wejść do dużego, okrągłego pomieszczenia, w którym umieszczono obraz przedstawiający bitwę.
Odkąd zobaczyłam Panoramę Racławicką we Wrocławiu, uwielbiam takie malowidła - aż ciekawe, bo fanką sztuki i malarstwa przecież nie jestem ;). Panorama Tyrolska przywodzi mi na myśl polskie dzieło - ogromne płótno przedstawiające scenę bitewną (dokładnie trzecią bitwę pod Bergisel, widzianą ze szczytu wzgórza). To dzieło monachijskiego malarza Michaela Zena Diemera, który potrzebował zaledwie kilku miesięcy na stworzenie panoramy. Obraz powstał w 1896 roku, a wiosną 2011 roku udostępniono go publiczności w specjalnie skonstruowanym budynku. Co ciekawe, nigdzie nie mogę znaleźć wymiarów panoramy, wszędzie piszą jedynie, że obraz ma ok. 1000m2 ;).
Tyrolską Panoramę zwiedza się razem z sąsiadującym budynkiem - Kaiserjägermuseum. Polska Wikipedia podaje jako odpowiednik Kaiserjäger: Tyrolski Pułk Strzelców Cesarskich i tej XIX-wiecznej formacji wojskowej w większości poświęcone jest to muzeum. W większości, bo znajdziemy tu też trochę ciekawostek dotyczących po prostu życia w Tyrolu, a nawet lokalnej turystyki. Przyznam, że nie spędziłam tu zbyt wiele czasu, bo po pierwsze - niezbyt mnie ta tematyka interesowała (przyszłam tutaj, by zobaczyć panoramę, resztę obeszłam przy okazji), a po drugie - większość wystaw jest opisana jedynie po niemiecku, a sporo tu jednak specjalistycznego słownictwa. Za to sam budynek jest pięknie położony na zboczu Bergisel i warto czasem wyjrzeć stąd przez okna, widok na Alpy i Innsbruck - przepiękny!
Jeśli zatrzymujecie się w Innsbrucku na dłużej niż jeden dzień i chcecie poznać trochę historii i kultury Tyrolu, Kombiticket jest najbardziej opłacalną opcją. Do muzeów można mieć różne podejście (choć te pokoje w Volkskunstmuseum naprawdę wywierają wrażenie!), ale sam kościół dworski i Panorama Bergisel to moim zdaniem punkty obowiązkowe w Innsbrucku. A bilet łączony jest już tańszy niż te dwa bilety oddzielnie. Trochę żałuję, że nie miałam czasu, by odwiedzić jeszcze dwa pozostałe muzea, ale przecież nikt nie twierdzi, że to był mój ostatni raz w Innsbrucku... :)
0 Komentarze