Zdawałam sobie sprawę, że będąc na Korfu zaledwie przez weekend, dużo nie zobaczę. Ale to jedno miejsce bardzo chciałam odwiedzić, nawet jeśli musiałam na to poświęcić pół dnia ;). Generalnie Achilleion i stare miasto w Korfu dzieli może z dziesięć kilometrów i kursują tam autobusy. Regularne, podobno, a pan w informacji mnie zapewniał, że początek października to jeszcze sezon i ciągle tam coś jeździ. No max godzinę będzie pani czekała! ;) Autobusy okazały się jeździć cztery razy dziennie, a rozkład pokazywał jedynie godzinę odjazdu z centrum Korfu (trzeba jednak oddać tę sprawiedliwość, że odjazd był punktualny co do minuty ;) ). W drugą stronę to po prostu - jak przyjedzie, to odjedzie. Wiadomo, dziesięć kilometrów można jechać pół godziny, a można godzinę, więc prosimy państwa o cierpliwość and enjoy Corfu! ;)
Achilleion to pałac niezwykle interesujący, jeśli ktoś jest wkręcony w historię Austrii, a ja - z przyczyn oczywistych - jestem ;). Usłyszałam o nim po raz pierwszy podczas zwiedzania Hofburga, wtedy też przyszło mi do głowy, że i Achilleion fajnie byłoby kiedyś zobaczyć. Początkowo w tym miejscu znajdował się inny budynek - Villa Vraila, w którym cesarzowa Sisi zatrzymała się podczas swojego pobytu na Korfu w 1888 roku. Już w następnym roku Habsburgowie zakupili te tereny, a dla Sisi rozpoczęto wznoszenie pałacu z prawdziwego zdarzenia. Stał się on dla niej miejscem azylu po tragicznej śmierci jedynego syna na początku 1889 roku. Fascynacja cesarzowej (a także pomagającego jej austriackiego konsula Alexandra von Warsberga) mitologią grecką oraz siłą Achillesa, zaowocowały takim a nie innym wystrojem wnętrz, no i samą nazwą pałacu: Achilleion. Co ciekawe, zakochana w wyspie Elżbieta często odwiedzała pałac, jednak jej rodzina najwidoczniej nie podzielała tej miłości - Franciszek Józef nigdy nie zawitał do Achilleionu. Podobno z czasem i Sisi znudziła się Korfu, a nawet wspomniała, że żałuje kupna pałacu - na krótko przed jej śmiercią sporo przedmiotów z wystroju wnętrz przewieziono do Austrii.
Wstęp do pałacu kosztuje 10 € - i ceny widocznie idą do góry, bo przeglądane przed wyjazdem blogi i serwisy informacyjne podawały nieco inne ceny biletów: od 5 do 8 €. 2021 rok najwidoczniej przyniósł podwyżkę, która może i byłaby ok, gdyby nie szła w parze z zamknięciem części pałacu ze względu na remont. Świadomość, że trzeba zapłacić więcej, a można zwiedzać mniej nigdy nie jest przyjemna ;). Nie można więc było wejść na klatkę schodową, która robiła niesamowite wrażenie, nie dało się zobaczyć słynnego, ogromnego obrazu przedstawiającego zwycięstwo Achillesa nad Hektorem ani wystroju wyższych pięter...
Co się więc dało? Cały parter, na którym na szczęście znajdują się główne wystawy. Znajdziemy tu trochę przedmiotów związanych z Sisi, nie ma co jednak spodziewać się bogatych wnętrz pałacowych - jak chcecie zobaczyć, jak żyli Habsburgowie, trzeba wpaść do Wiednia ;). Jak już wspomniałam, wiele rzeczy z Achilleionu przewieziono do Austrii - niektóre rozsprzedano, inne można zobaczyć w wiedeńskich muzeach. Sam pałac po śmierci Sisi stał kilka lat opuszczony, aż w 1907 roku odkupił go cesarz Niemiec Wilhelm II Hohenzollern. Poświęcił on sporo uwagi zmianom w pałacu oraz ogrodach, ale nie dane mu było się nim długo nacieszyć - I wojna światowa sporo namieszała w Europie. Korfu przyniosła okupację wrogich wojsk z Francji i Serbii, które z pałacu zrobiły szpital i do dziś trudno określić, ile dzieł sztuki i pięknych dekoracji zniknęło wtedy z Achilleionu. W okresie międzywojennym Grecy nieszczególnie dbali o pałac, jeszcze gorzej przysłużyła mu się II wojna światowa i wizyta Niemców i Włochów na wyspie. Achilleion swojej krótkiej świetności z przełomu XIX i XX wieku nie odzyskał nigdy - może po obecnych renowacjach coś więcej tu odżyje, ale nie ma się co oszukiwać, wnętrze pałacu nie porywa.
Mając do dyspozycji jedynie parter pałacu, zwiedzanie wnętrz Achilleionu zajęło mi niecałe dwadzieścia minut. W efekcie - nawet dość długo spacerując po ogrodach - nie potrzebowałam tych dwóch godzin, które były odstępem między jednym i drugim autobusem. Inna kwestia to to, że właściwie niewiele tu opisano przy wystawach, zwiedzanie opiera się głównie na oglądaniu zgromadzonych przedmiotów. No i czytaniu otrzymanej na wstępie ulotki (przepełnionej słowami dzieło sztuki oraz wspaniały), dostępnej - ku mojemu zaskoczeniu - nawet w języku polskim. W ostatniej komnacie przed wyjściem znajduje się też trochę mebli z czasów cesarskich. Podobno na pierwszym piętrze są też pięknie zdobione sufity i zabytkowy kominek, ale no, remont... ;)
Remontowana była też zewnętrzna część pałacu od strony ogrodu, więc nie dało się podejść do postawionych tam statui ani pospacerować między kolumnami. Nie można jednak zaprzeczyć, że część ta wygląda, jakby już mocno potrzebowała odświeżenia ;). Wchodząc po schodach do ogrodów, ponad drzewami widziałam rozciągające się w oddali morze - niestety cały ten tzw. las Achillesa nie jest udostępniony turystom. Sisi kupiła cały ten teren, aż do morza, by móc bezpośrednio ze statku dotrzeć do pałacu, nie opuszczając własnej posiadłości.
Choć Achilleion nie dorasta do pięt wiedeńskim pałacom, w których mieszkała Sisi, jednemu nie da się zaprzeczyć - takich widoków, to Elżbieta nie miała ani w Hofburgu, ani w Schönbrunnie ;). Z ogrodów rozciąga się piękny krajobraz Korfu - widać stolicę z jej cytadelami, lasy, zatoki i wysepki... Dzisiaj można tu nawet obserwować podchodzące do lądowania samoloty, choć takich widoków Sisi to jeszcze nie miała... ;)
Skoro nazwa posiadłości nawiązuje do Achillesa, w ogrodach pałacu nie mogło zabraknąć posągów przedstawiających herosa. Sisi zakupiła posąg Umierającego Achillesa autorstwa niemieckiego rzeźbiarza Ernsta Hertera - rzeźba przez lata stała w centrum ogrodu. Gust Wilhelma II okazał się jednak kompletnie różny od tego Elżbiety - on nie chciał posągu przedstawiającego śmierć, ale zwycięstwo i potęgę. Zatem Umierający Achilles został przeniesiony nieco dalej, a w centralnej części ogrodu stanął ogromny posąg herosa z włócznią w dłoni - podobno jest on tak wysoki, że włócznię było widać z wybrzeża, gdy statek cesarza dobijał do portu.
Choć Achilleion mnie nieco rozczarował, to cieszę się, że wybrałam się na zwiedzanie pałacu. Sama posiadłość (a przynajmniej część udostępniona turystom) okazała się znacznie mniejsza, niż się tego spodziewałam, negatywnie zaskoczył mnie też remont uniemożliwiający zwiedzanie pięter pałacu. Z drugiej jednak strony jest to istotne miejsce z historycznego punktu widzenia, a do tego naprawdę pięknie położone - nie dziwię się, że Sisi potrafiła tu przyjeżdżać dwa razy w roku, mając takie widoki z ogrodu ;). Swoją drogą, choć nigdy nie rozumiałam miłośników cesarzowej, jeżdżących po Europie jej śladami, trochę sama zaczęłam to robić - może kiedyś powstanie tu nawet wpis śladami Sisi... :D
0 Komentarze