Nigdy bym się nie spodziewała, że nasz pierwszy zagraniczny Sylwester uda nam się zrealizować podczas pandemii... Nie robiłam sobie wielkich nadziei ani tym bardziej planów, zabukowałyśmy hostel z możliwością odwołania rezerwacji aż do ostatniego dnia. I tak tylko obserwowałam rosnącą ilość przypadków omikrona w Europie, czytałam o nowo wprowadzanych obostrzeniach w drugiej połowie grudnia. Czechy stan wyjątkowy wprowadziły jeszcze w listopadzie (w efekcie odwołano jarmarki świąteczne i mój plan wyskoczenia do Brna na jeden dzień poszedł się gonić) i skończył się dokładnie w Boże Narodzenie. Wprowadzono jednak dodatkowe restrykcje na granicach - podobne zresztą do tych austriackich, czyli wpuszczano do kraju jedynie osoby z 2G+ - zaszczepione trzema dawkami albo zaszczepione dwoma / ozdrowieńcy z testem PCR. Jako że trzeciego shota przyjęłam dopiero w styczniu, na przełomie roku przyszło mi się więc trzykrotnie testować - przy powrocie z Polski do Austrii, przy wyjeździe do Czech i przy powrocie z Czech do Austrii. C'est la vie, dobrze, że w Austrii testy za darmo ;).
Teoretycznie w Czechach zasada 2G obowiązuje w większości miejsc - w hotelach, restauracjach, muzeach... W praktyce faktycznie sprawdzano certyfikaty szczepień w hostelu, ale w knajpach w większości w ogóle o to nie pytano, ewentualnie ograniczano się do rzuconego szybko pytania i klientom wierzono na słowo ;). Jako że jechałam do Pragi pociągiem, nie zdziwił mnie brak jakichkolwiek kontroli na granicy (nigdy podczas pandemii nie trafiłam na kontrolę graniczną w pociągu na trasie Austria-Czechy-Polska), ale podobnie miała moja ekipa przylatująca do Czech samolotem. A brak kontroli na stołecznym lotnisku już mnie nieco zdziwił. Ale nie ma co narzekać - ich lot i tak był opóźniony, więc jeszcze tylko kontroli granicznych by tu brakowało :P. W hostelu zameldowałyśmy się po północy 31 grudnia, planowałyśmy zostać na miejscu trzy noce, akurat taki długi weekend sylwestrowo-noworoczny. Wybrałyśmy hostel a&o Prague Metro Strizkov, położony parę minut piechotą od stacji metra Strizkov - a stamtąd już tylko kilkanaście minut jazdy do centrum. Pokój czteroosobowy z łazienką na trzy noce kosztował tu 5.706 koron, czyli ok. 1.056 zł. Wychodziło więc jakieś 90 zł / osobę / noc, co jak na Sylwestra w Pradze było ceną zaskakująco niską.
To miał być wypad towarzysko-rozrywkowy a nie turystyczny, więc dużo zwiedzania w planach nie było. Tylko trochę... ;) Spacer po centrum, most Karola, oba zamki, katedra (będzie oddzielny wpis) - jak na trzy dni to bardzo spokojnie. Do tego liczne knajpki - chyba w tej Pradze objadłam się bardziej niż podczas świąt w Polsce... Byłyśmy w kolejowej restauracji Vytopna, gdzie piwo i jedzenie przywożą gościom pociągi (polecam mój wpis z Brna, gdzie wspominałam o takiej knajpce). W okolicy mostu Karola znalazłyśmy restaurację Pork's, gdzie serwowali dobre, choć ogromne sznycle. A kiedy naszło nas na czeską kuchnię - w końcu być w Pradze i nie zjeść smażonego sera? ;) - trafiłyśmy do Havelskiej Koruny, gdzie można było zjeść dużo i tanio... potem to już naprawdę nie dało się ruszać :).
A najbardziej wpadły mi w oko jarmarki... Ale zaraz, jakie jarmarki, skoro w tym roku się nie otworzyły? No cóż, Czesi też się znają na kombinowaniu ;). Bo choć oficjalnie był zakaz jarmarków świątecznych, to mogły się normalnie otworzyć wszelakie targi i budki, które są otwarte przez większą część roku. Więc się pootwierały - dodając gdzieniegdzie świąteczne ozdoby, choinki, puszczając kolędy i serwując grzane napoje. Fakt, nie było w tym roku słynnego jarmarku na głównym placu, ale już krążąc po mieście na różne budki natrafiłyśmy. Pierwsze rzędy zauważyłyśmy już po wyjściu ze stacji metra Muzeum.
Standardowo otwarty był też targ Havelské tržiště, na którym wypatrzyłam tyle różnych andrutów... Ja po prostu uwielbiam te wafle, a w Czechach byłam w raju, gdy zobaczyłam, ile smaków mają do wyboru! Zrobiłam sobie zapas na... stanowczo za krótko, skoro już się skończył ;). Niewielki jarmark znajduje się też w pobliżu mostu Karola, Na Kampě. Wszędzie kręciło się trochę ludzi, ale zdecydowanie nie były to tłumy, jakie mogłyby przewijać się przez Pragę w normalnych czasach. Odnośnie cen się nie wypowiem, bo w ramach noworocznego postanowienia nie piję w styczniu alkoholu, więc budki z grzanym winem omijałam ;).
Do tego niesamowicie dopisała nam pogoda! No dobra, może idealny Sylwester to byłby taki ze śniegiem do kolan, gdy wszystko byłoby pięknie białe... Ale skoro nie było śniegu, to fajnie, żeby chociaż nie zamarzać ;). I tu trafił się jeden z najcieplejszych Sylwestrów w historii pomiarów. Zarówno 31 grudnia, jak i 1 stycznia temperatura w Pradze oscylowała ok. 15-16 stopni, 2 stycznia się trochę ochłodziło - już tylko 12 stopni... Do tego bezwietrznie i bezdeszczowo, więc spacery to czysta przyjemność, nawet po zmroku. Gdyby mi ktoś powiedział, że w styczniu ogródki kawiarni i restauracji w tej części Europy będą pełne, nie uwierzyłabym ;).
Ponadto po pięknym, słonecznym i ciepłym dniu, sylwestrowy wieczór zafundował nam taki spektakl kolorów... To był naprawdę jeden z najpiękniejszych zachodów słońca, jakie widziałam. Niebo zapłonęło na pomarańczowo, różowo, czerwono - aż szkoda, że aparat nie ma szans oddać tych kolorów. Stanęłyśmy na moście Mánesa - wraz z tłumem innych turystów z aparatami i komórkami - i po prostu pstrykałyśmy zdjęcia, dopóki niebo się nie ściemniło... :)
Zachód słońca był krótko po 16, więc wciąż było dość wcześnie i mogłyśmy dalej spacerować po mieście. Ochłodziło się na tyle, że założyłam czapkę i rękawiczki, ale zdecydowanie nie powiedziałabym, że było zimno :). Wspomnianym już mostem przeszłyśmy na drugi brzeg Wełtawy i spacerowałyśmy po Mniejszym Mieście, czyli dzielnicy Malá Strana. Trochę turystów kręciło się i tu, ale po tej stronie rzeki było zdecydowanie spokojniej niż w historycznym centrum. Weszłyśmy na wzgórze zamkowe, by spojrzeć na Pragę z góry, po czym skierowałyśmy się znów na most Karola.
Na moście Karola było już tłoczniej, choć znów - daleko tu do tłumów, które zalewają Pragę w normalnych czasach. Ta główna atrakcja czeskiej stolicy powstała w XIV wieku i liczy sobie 516 m długości. Nawet w sylwestrowy wieczór nie zabrakło tu artystów grających na różnych instrumentach i liczących na hojność turystów. Co jakiś czas słychać było huk petard i niebo przecinały kolorowe iskry - Praga powoli wprawiała się w noworoczny nastrój ;). Według artykułów internetowych z końca grudnia czeska stolica spodziewała się w Sylwestra ok. 60.000 turystów - widząc tłumy w centrum wieczorową porą, byłam w stanie w to uwierzyć.
Teoretycznie na terenie całej Pragi obowiązywał zakaz odpalania fajerwerków, o czym informowały wszechobecne plakaty, ale zakaz zakazem, a życie życiem... Może faktycznie było tego mniej niż w poprzednich latach, ale patrząc na kolorowe światła na niebie zdecydowanie nie odniosłam wrażenia, że czegoś tu zakazano. Pierwsze fajerwerki zaczęto odpalać, gdy tylko się ściemniło i jeszcze wieczorem 1 stycznia można było zobaczyć na niebie ostatnie niedobitki. My jednak nie zostałyśmy w centrum do północy, by oglądać wszystko z bliska. Nasz hostel był świetnie położony, z okien miałyśmy widok na miasto, więc kiedy byłyśmy już zmęczone spacerami, wróciłyśmy do pokoju. I spokojnie przy winie i zgaszonym świetle w pokoju oglądałyśmy fajerwerki nad Pragą :).
Nowy Rok to było dla nas zwiedzanie praskich zamków - na Hradczanach oraz na Wyszehradzie. Na Hradczany dotarłyśmy jeszcze przed południem, kiedy większość turystów chyba spała, bo początkowo mogłyśmy zwiedzać naprawdę na spokojnie. Dopiero potem na miasto wyszły prawdziwe tłumy. Żeby od nich nieco uciec, wybrałyśmy spacer nadrzeczną promenadą w kierunku Wyszehradu. Przyznam, że tej części Pragi dotąd nie znałam. Minęłyśmy Teatr Narodowy, charakterystyczny Tańczący Dom z restauracją panoramiczną na najwyższym piętrze, Słowiańską Wyspę, obok której czułam się jak w jakimś holenderskim miasteczku z kolorowymi domkami nad kanałem... :) Im dalej od centrum, tym mniej ludzi, ciszej, spokojniej. Liczne knajpki na łodziach oferowały ciepłe napoje i przekąski - za kubeczek spienionego soku na ciepło dałam 70 koron (13 zł).
Praga w okresie sylwestrowo-noworocznym wciąż pozostaje w świątecznych klimatach. Pominąwszy już nawet te zamknięto-otwarte jarmarki bożonarodzeniowe... ;) Drzewa i latarnie udekorowane są przyjemnymi światłami, wszędzie stoją pięknie ozdobione choinki, po ulicach kursują świąteczne tramwaje, których światełka widać z daleka. Na rynku może zabrakło jarmarku, ale stoi duża choinka, platforma świąteczna, z której lepiej widać cały plac, szopka bożonarodzeniowa... Koło ratusza stoją też standardowe budki z jedzeniem i napojami, które mogą robić za miniaturkę jarmarku. Tylko śniegu brakowało ;).
Bardzo polecam Pragę jako kierunek sylwestrowo-noworoczny. Dużo się tu dzieje, cenowo jest naprawdę spoko, można dobrze zjeść i wypić, no i w czeskiej stolicy znajdziemy tyle zabytków i innych atrakcji, że nudzić się tu nie można :). Po podliczeniu wszystkich wydatków, trzydniowy wyjazd kosztował mnie 212 € (962 zł) - na trzydniowy Sylwester za granicą to zdecydowanie lepiej, niż się spodziewałam ;). Wydatki mam już rozpisane w euro, więc oryginalny przelicznik vs czeska korona może się trochę różnić, ale wyglądało to mniej więcej tak:
- 45,80 € (207,78 zł) - pociąg Wiedeń-Praga-Wiedeń
- 57,32 € (260,04 zł) - hostel
- 8,01 € (36,34 zł) - transport publiczny w Pradze
- 17,72 € (80,39 zł) - wszelakie zakupy spożywcze
- 59,93 € (271,88 zł) - jedzenie i picie na mieście
- 12,05 € (54,67 zł) - zwiedzanie
- 11,05 € (50,13 zł) - pamiątki itp.
I zdecydowanie było warto! :)
0 Komentarze