Kiedy latem zeszłego roku spotkałam się z bratem w Pradze, nie mieliśmy w planach żadnego intensywnego zwiedzania. Do Wyszehradu nawet nie podeszliśmy, a na wzgórze zamkowe na Hradczanach, owszem, weszliśmy, nie wchodząc jednak na sam teren zamku. Oba praskie zamki ciągnęły mnie jednak - i na szczęście nie tylko mnie, więc podczas sylwestrowego wypadu z dziewczynami znalazł się i czas na zwiedzanie. Nie był to mój pierwszy raz na praskich wzgórzach zamkowych - oba miejsca odwiedziłam podczas mojej poprzedniej wizyty w czeskiej stolicy w 2013 roku. Jednak przez te dziewięć lat sporo umknęło mojej pamięci i z przyjemnością odświeżyłam sobie wspomnienia :).
Zaczęłyśmy od zamku na Hradczanach. Żeby wejść na jego teren, trzeba było przejść przez pseudo-kontrolę bezpieczeństwa. Dlaczego mówię o pseudo-kontroli? Cóż, kładło się obok bramki torebkę, samej się przechodziło przez bramkę, a potem brało się z powrotem tę torebkę - a do wnoszonego bagażu akurat nikt nie zaglądał ;). Na szczęście w Nowy Rok przed południem tłumów tu nie było i przez kontrolę przeszło się natychmiastowo - pamiętam, że w lipcu to właśnie kolejka do sprawdzania zniechęciła nas, by pójść dalej. Jeśli chodzi o zwiedzanie zamku - bilet dla osoby dorosłej obejmujący zamek, bazylikę św. Jerzego, Złotą Uliczkę i katedrę św. Wita kosztuje 250 koron (46,82 zł). Za dodatkowe 150 koron (28,09 zł) można wejść jeszcze na południową wieżę katedry, ale z tego już nie skorzystałyśmy - wystarczył nam widok z samego wzgórza zamkowego ;). Ja za to dopłaciłam jeszcze 50 koron (9,36 zł) za możliwość robienia zdjęć we wnętrzach, choć tego akurat nikt nie sprawdzał i większość turystów robiła zdjęcia, ignorując znaki o fotografowaniu tylko z licencją.
Pražský hrad to - jeśli wierzyć Wikipedii - największy stary zamek na świecie i jako taki został wpisany do księgi rekordów Guinnessa. Zajmuje on obszar ok. 70.000 m2, więc co jak co, ale dawni władcy Czech mieli rozmach ;). Historia praskiego zamku sięga roku 870 i dynastii Przemyślidów - wtedy postawiono na wzgórzu pierwszy znany archeologom budynek, kościół maryjny. Śladów po oryginalnym, drewnianym zamku z IX/X wieku nie odnaleziono i nie wiadomo, w którym miejscu się dokładnie znajdował. Siedziba czeskich władców była wielokrotnie przebudowywana i rozbudowywana, a spory udział w tych zmianach miał król Władysław II Jagiellończyk. To za jego czasów powstała sala władysławowska - ogromne gotyckie pomieszczenie (13 m wysokości, 62 m długości i 16 m szerokości) po dziś dzień używane podczas najważniejszych, reprezentacyjnych uroczystości państwowych.
Generalnie zwiedzanie starego zamku nie zajmuje dużo czasu - hala władysławowska to zdecydowanie największe i najbardziej imponujące pomieszczenie. Warto jednak zajrzeć też do sąsiednich komnat, poczytać trochę o historii zamku, przyjrzeć się insygniom królewskim czy pięknie malowanym herbom na sklepieniach. Wiosną czy latem zapewne można połączyć zwiedzanie zamku z ogrodami, które podobno też są piękne, ale na przełomie grudnia i stycznia tej akurat atrakcji nie udostępniono turystom ;).
Po wyjściu z zamku skierowałyśmy się do bazyliki św. Jerzego - to taka perełka, która z zewnątrz nie wygląda zbyt okazale, a w środku to prawdziwe historyczne cudo :). Bazylika jest najstarszym budynkiem na wzgórzu zamkowym, oryginalnie pochodzącym jeszcze z X wieku, choć oczywiście nie w swoim obecnym kształcie. Historia nie obchodziła się z Pragą łagodnie - jak zresztą jak i z innymi starymi miastami - oblężenie przez Konrada III Hohenstaufa w 1142 roku, XV-wieczne wojny husyckie, liczne pożary... Wszystko to wymagało odbudowy, a każda odbudowa wnosiła coś nowego do architektury świątyni.
To, co można oglądać dzisiaj, to w dużej mierze romańska świątynia z połowy XII wieku - efekt odbudowy po wspomnianym oblężeniu. W epoce baroku kompletnie zmieniono fasadę kościoła oraz dodano piękną (choć kompletnie niepasującą do reszty budynku ;) ) kaplicę Jana Nepomucena. Na szczęście późniejsze renowacje miały też na celu utrzymanie romańskiego wnętrza bazyliki i udało się osiągnąć ten efekt. W głównej nawie znajdziemy też grobowce Przemyślidów, w tym księcia Wratysława odpowiedzialnego za budowę pierwszej świątyni w tym miejscu.
Jednym z najbardziej klimatycznych miejsc na Hradczanach jest Złota Uliczka (Zlatá ulička) - na początku zdziwiło mnie, że wejście na uliczkę też wymaga biletu, ale szybko zorientowałam się, dlaczego - to po prostu ciąg bardzo fajnych mini-muzeów. Rząd domków ciągnie się wzdłuż północnego muru - przez poddasza można było się przemieszczać wzdłuż murów, a w samych domkach przez jakiś czas mieszkali nawet strażnicy. Zresztą budynki przy Złotej Uliczce zamieszkiwali kompletnie skrajni mieszkańcy - od praskiej biedoty po miejscowych złotników (to zresztą od nich wzięła się nazwa ulicy: Złotnicza, później dopiero przemianowana na Złotą).
Do większości domków można zajrzeć, a ich wystrój nawiązuje do przeszłości uliczki oraz jej sławnych mieszkańców. Najsłynniejszym był niewątpliwie Franz Kafka, mieszkający w domku nr 22 w latach 1916-17. W okresie międzywojennym stwierdzono, że uliczka ma swój urok i wartość historyczną, a co za tym idzie raczej nie powinna być zamieszkana. Pomogła tu trochę II wojna światowa, a pozostałych mieszkańców wysiedlono po wojnie, potem trochę remontów, byśmy mogli oglądać to, co w Złotej Uliczce jest teraz - wystawy, sklepy z pamiątkami i kawiarnia...
Na końcu Złotej Uliczki stoi wieża zwana Daliborką - to część XV-wiecznych fortyfikacji, które Praga zawdzięcza Władysławowi Jagiellończykowi. Nazwa pochodzi od rycerza Dalibora z Kozojed, którego w 1498 roku więziono w zamienionej w więzienie dolnej części wieży. Dziś Daliborka to część muzeum - z wystawą narzędzi tortur, takiej sali chyba nie może zabraknąć w żadnym średniowiecznym zamku ;).
No dobra, czas na przyjemniejsze tematy! Bo w katedrze św. Wita skończyła się msza noworoczna i można było w końcu wybrać się na zwiedzanie chyba najpiękniejszego miejsca, które miałyśmy w cenie biletu ;). Potoczna, skrócona nazwa przyjęła się na stałe, ale św. Wit był jedynie pierwszym patronem świątyni - współcześnie w pełnym brzmieniu jest to archikatedra św. Wita, Wacława i Wojciecha. Zgodzimy się chyba wszyscy, że katedra św. Wita jest zdecydowanie łatwiejsza do zapamiętania? ;) To największy kościół w Pradze, miejsce koronacji dawnych królów i królowych czeskich.
Na początku X wieku książę Wacław I nakazał budowę w tym miejscu romańskiej świątyni w kształcie rotundy. Jako że książę wszedł w posiadanie relikwii św. Wita, sycylijskiego męczennika i obecnie też patrona Czech, to właśnie jemu poświęcono katedrę. Potem Czesi zdobyli relikwie św. Wojciecha (wykupione przez Bolesława Chrobrego ciało nie spoczywało długo w Gnieźnie i, po najeździe południowych sąsiadów, wróciło do kraju pochodzenia misjonarza), w świątyni pochowano też św. Wacława i pełna nazwa katedry zaczyna być już bardziej oczywista... ;) Romańska rotunda istniała tu do połowy XI wieku, kiedy to została zastąpiona trójnawową bazyliką zdolną pomieścić tłumy pielgrzymów, chcących pomodlić się przy sławnych relikwiach. Bazylika przetrwała trzysta lat, do czasów, gdy Praga uzyskała status arcybiskupstwa - teraz potrzebna była już świątynia z prawdziwego zdarzenia, potężny gotycki gmach. Tylko... trochę to trwało ;).
Ile? Jak król Jan Luksemburski położył kamień węgielny pod budowę nowej katedry w 1344 roku, to świątynię konsekrowano w roku 1929... Bagatela, prawie sześćset lat. Oczywiście nie znaczy to, że przez cały ten czas katedra nie nadawała się do użytku. Już w czterdzieści lat po rozpoczęciu budowy wyświęcono prezbiterium, a w dolnej części wciąż budowanego kościoła można było odprawiać nabożeństwa. Jednak początek XV wieku przyniósł Czechom wojny husyckie, które poważnie i na długo wstrzymały dalsze prace. Poszczególni władcy czasem dodawali tu coś od siebie, ale budowa nie posuwała się zbytnio do przodu. Potrzeba było ponad czterystu lat, by podjęto decyzję o ukończeniu świątyni, ale jak w latach siedemdziesiątych XIX wieku rozpoczęto prace, tak w trochę ponad pięćdziesiąt lat je zakończono. W efekcie jest to połączenie gotyku z neogotykiem, ale hej, i tak robi wrażenie ;).
Jedną z największych perełek świątyni jest XIV-wieczna kaplica św. Wacława, której stare, lecz wciąż bogate zdobienia naprawdę robią wrażenie (oczywiście, zaglądamy tu tylko przez barierkę). W katedrze znajdują się relikwie zmarłego w Pradze św. Jana Nepomucena, spoczywa tu też wielu władców - w tym i Habsburgowie, chociażby Ferdynand I, Maksymilian II czy Rudolf II. Jak widać, nieukończony stan świątyni nie przeszkadzał w utworzeniu w środku mauzoleum ;). Z turystycznego punktu widzenia katedra to punkt obowiązkowy w Pradze - potężna budowla o genialnej architekturze, pełna starych i pięknych dzieł sztuki. Nawet XX-wieczne witraże nie psują efektu ani dość tandetna szopka bożonarodzeniowa ;). Ja po prostu uwielbiam takie miejsca.
Po obiedzie postanowiłyśmy wybrać się na drugie praskie wzgórze zamkowe - Wyszehrad. Położone kilkadziesiąt minut spacerem od centrum nie jest tak popularne jak Hradczany, choć jego historia również sięga średniowiecza, a dokładniej X wieku. Niektórzy czescy władcy woleli tę rezydencję i oba zamki rozbudowywały się w równolegle - jednak tylko na początku. Po mniej więcej dwustu latach centrum państwa przeniosło się na dobre na Hradczany. Dalsza historia nie była lepsza - zamek splądrowano podczas wojen husyckich, potem Austriacy urządzili tu garnizon wojskowy. Późniejsze zamienienie wzgórza na park z resztkami fortyfikacji to nie był w sumie zły pomysł ;).
Na szczęście zdecydowano się na renowację bazyliki św. Piotra i Pawła, która dziś jest najważniejszą częścią wzgórza wyszehradzkiego. Oryginalnie romańska świątynia z XI wieku najpierw przeszła przebudowę w stylu gotyckim, a później - już pod koniec XIX wieku - przywrócono jej świetność w neogotyku. Za kościołem ciągnie się XIX-wieczny cmentarz wyszehradzki, miejsce spoczynku wielu znanych czeskich artystów, naukowców i polityków.
Aż szkoda, że wewnątrz było tak ciemno i te lampy tak nieprzyjemnie wyszły na zdjęciach... Bo wnętrze bazyliki jest piękne! :) Do tego na wzgórzu wyszehradzkim nie ma biletów, wejście do świątyni jest darmowe (można zapłacić za zwiedzanie Wyszehradu z przewodnikiem, ale to i tak już nie o tej porze, o której tam dotarłyśmy). No ale wracając do samej bazyliki - w obecnej, neogotyckiej formie powstała w latach 1887-1903. We wnętrzu rządzą secesyjne zdobienia i wszechobecne malowidła naścienne. Do tego niebieskie sklepienie nad ołtarzem nieuchronnie przywodzi mi na myśl krakowską bazylikę Mariacką ;).
W bocznej części bazyliki znajdziemy też niewielki skarbiec z co ciekawszymi przedmiotami sakralnymi należącymi do świątyni. Są tu obiekty liturgiczne inkrustowane kamieniami szlachetnymi, szaty duchownych (głównie z XVIII i XIX wieku), wszystko złote lub pozłacane... Choć nie jestem fanką takich skarbców (no chyba że znajdzie się w nich prawdziwe dzieło sztuki, a czasem się zdarzają), to i tak myślę, że warto na chwilkę tu zajrzeć. Bazylika broni się jednak sama w sobie, nie potrzebuje skarbca, by przyciągać turystów ;).
Wzgórze wyszehradzkie to też niezły punkt widokowy na przepływającą poniżej Wełtawę i położone nieco dalej Hradczany. Nie są to może widoki na miarę tych z pierwszego wzgórza, ale trzeba wziąć pod uwagę, że tutaj jesteśmy dalej od centrum (a i wzgórze wydawało się niższe przy wchodzeniu ;) ).
A dla mnie najważniejsze jest, że zobaczyłam kilka starych i pięknych kościołów, przybliżyłam sobie co nieco historię Pragi, no i uczucie niedosytu zwiedzania, które miałam po letniej wizycie w Czechach, chwilowo zanikło... Chwilowo, bo przecież do Pragi jeszcze na pewno kiedyś wrócę i na pewno będzie jeszcze co zwiedzać :).
0 Komentarze