Advertisement

Main Ad

Katedra w Kolonii

Kolonia katedra
Wyszłam z dworca centralnego w Kolonii i właściwie natychmiast musiałam zadrzeć głowę do góry. Opcja pt. przyjadę i rozejrzę się za katedrą w tym mieście nie istnieje - główna świątynia Kolonii przyćmiewa wszystko inne. To jeden z największych powierzchniowo kościołów na świecie i drugi najwyższy w Europie, jego iglice przekraczają 157 m. Stając pod katedrą, a potem i wchodząc do środka, pomyślałam sobie, że to miejsce wywierałoby wrażenie, nawet jeśli nie byłoby w nim żadnych dekoracji. Co tu dużo mówić - rozmiar naprawdę ma znaczenie! ;)
Kolońską katedrę odwiedza co roku około 6 milionów turystów, co czyni ją jedną z najpopularniejszych (a według niektórych źródeł nawet najpopularniejszą) atrakcji Niemiec. Budowana w latach 1248-1880 (z przerwami, Niemcom się nie spieszyło... ;) ), miała wyjątkowe szczęście podczas II wojny światowej. Chociaż naloty aliantów obróciły dużą część Kolonii w proch, kilkakrotnie trafiona katedra ocalała w zaskakująco dobrym stanie. W 1996 roku świątynię wpisano na listę UNESCO... i już niespełna osiem lat później uznano ją za obiekt zagrożony. Co ciekawe, nie tyle ze względu na sam kościół, ale pobliskie plany budowlane - Kolonia musiała wycofać się z pomysłu budowania wieżowców wokół katedry, chcąc utrzymać status światowego dziedzictwa. Nie mam wątpliwości, że to była dobra decyzja - świątynia wciąż góruje nad starym miastem, a status UNESCO przyciąga jeszcze więcej turystów.
Katedra jest otwarta dla turystów od poniedziałku do soboty w godzinach 10-17, a w niedziele 13-16, warto jednak zorientować się, czy nie trafimy też w międzyczasie na nabożeństwa. Ja na wyjazdach zazwyczaj zaczynam dzień dość wcześnie, więc w okolice katedry dotarłam sporo przed otwarciem w piątkowy poranek... i ze zdziwieniem zobaczyłam, że na placu przed świątynią było już całkiem sporo ludzi. Zorganizowane wycieczki z przewodnikami opowiadającymi historię budynku w różnych językach, a także pojedynczy turyści czekający na otwarcie. Krótko przed 10 do wejścia ciągnęła się już spora kolejka, więc odpuściłam sobie wchodzenie z samego rana, tylko poszłam zwiedzać miasto - do katedry wróciłam w okolicy południa i weszłam już bez problemu. W środku dalej było dość sporo ludzi, ale rozmiary świątyni sprawiały, że nie było tłoku. Wstęp do katedry jest darmowy, ale przy wejściu stoją pracownicy zbierający datki na utrzymanie kościoła, do czego z przyjemnością się dorzuciłam. Trzeba dbać o takie perełki ;)
Lubię liczby i statystyki, więc podrzucę Wam parę ciekawostek ze strony katedry ;) Jak już zatem wiecie, świątynia ma 157 m wysokości, a do tego 145 m długości i 86 m szerokości. Całość daje nam 7.914 m2 (a teraz dla porównania - największy kościół świata, bazylika w Watykanie, jest prawie dwukrotnie większa...). W katedrze znajdziemy 456 drzwi, ok. 10.000 m2 powierzchni okiennej (wypełnionej przepięknymi witrażami) oraz 800 stałych miejsc siedzących. Szacuje się też, że katedra waży ok. 300.000 ton, choć ciekawi mnie, jak to wyliczyli... ;)
Katedra w Kolonii to świetny przykład średniowiecznego gotyku, wzorowano się na francuskiej katedrze NMP w Amiens. Z zewnątrz te francuskie inspiracje są może nieco mniej widoczne, bo najmocniej przyciągają wzrok charakterystyczne dla germańskiego gotyku iglice na szczytach wież. Świątynia uniknęła tak popularnych w XVII i XVIII wieku barokowych przeróbek, bo cóż, wciąż była nieukończona. A skoro brakowało środków na samą dalszą budowę, to nikomu nie przyszłoby do głowy jeszcze przerabianie wnętrz na bogato. Gdy europejskie kościoły tonęły w barokowym złocie, kolońska katedra stała nieruszana i nikt chyba już nie wierzył, że prace nad nią będą kontynuowane. Trzeba było czekać aż do XIX wieku, gdy ludzie znów zafascynowali się dawnymi wiekami, odnaleziono oryginalne projekty katedry i postanowiono kontynuować budowę - naturalnie wciąż w stylu gotyckim. Prace ruszyły ponownie w 1842 roku (po trwającej dobre trzysta lat przerwie - aż dziw, że nieukończona świątynia przetrwała te wieki) - w oparciu o oryginalne plany, lecz przy wykorzystaniu nowocześniejszych technik. I niespodzianka, dało się ukończyć katedrę w zaledwie czterdzieści lat. I nawet przez chwilę była najwyższym budynkiem na świecie ;).
Ale to nie tylko architektura i witraże przyciągają wzrok - w katedrze zachowało się parę prawdziwych perełek. Najcenniejszy jest najprawdopodobniej XII-wieczny relikwiarz Trzech Króli - sporych rozmiarów skrzynka z drewna i srebra oraz srebra pozłacanego znajdująca się przy ołtarzu głównym. Tradycja głosi, że znajdujące się w niej kości należą właśnie (m.in.) do Trzech Króli. Co więcej? Ołtarz (albo - dla precyzji - stół ołtarzowy) z czarnego marmuru z 1322 roku, X-wieczny drewniany krucyfiks - jeden z najstarszych na świecie, XIII-wieczna figura Maryi z Dzieciątkiem... W samej świątyni znajdziemy niemało skarbów sięgających czasów średniowiecza, a pewnie jeszcze więcej można zobaczyć w katedralnym skarbcu, którego zwiedzanie jednak sobie odpuściłam.
Obeszłam całą katedrę, przyglądając się też ołtarzom bocznym, również pochodzącym sprzed wieków, choć nie tak starym jak ołtarz główny... ;) Nagle mój wzrok przyciągnęła kartka napisana zarówno po niemiecku, jak i po polsku - Kaplica św. Jana. Czemu jedną z katedralnych kaplic opisano po polsku? Przyznaję bez bicia, nie miałam pojęcia, że w kolońskiej katedrze została pochowana polska królowa! To właśnie tu znajduje się sarkofag ze szczątkami Rychezy Lotaryńskiej, a Niemcy musieli zaznaczyć we właściwej kolejności, że najpierw była to wnuczka Ottona II, a dopiero potem żona Mieszka II i matka Kazimierza Odnowiciela (Kasimir Erneuerer Polens, ale to fajnie brzmi po niemiecku ;) ). Lubię wyłapywać takie ciekawostki podczas zwiedzania :).
Wnętrze świątyni zwiedzone, o skarbcu nie myślałam... ale było jeszcze jedno miejsce, gdzie musiałam zajrzeć. Południowa wieża! Na wysokości 97 m znajduje się platforma widokowa, na którą prowadzą 533 schody. I jak informuje kartka przy kasie: kein Aufzug - kein Scherz. Bez windy, bez żartów ;). Wstęp kosztuje 6 €, a szacunkowy czas przeznaczony na wejście i zejście to ok. pół godziny. Po drodze można zatrzymać się przy dzwonach (w katedrze znajduje się ich 11) - warto się wcześniej upewnić, czy nie oglądamy ich w samo południe... Ja omal nie dostałam zawału ;). Wbrew pozorom na górę nie wchodziło się źle - chętnych było na tyle dużo, do tego w różnym wieku, więc szło się dość powoli. Na tyle powoli, że nie potrzebowałam dodatkowych przerw, a następnego ranka nie obudziły mnie zakwasy w nogach ;).
Jedyny minus platformy widokowej był taki, że ogrodzono ją dość gęstą siatką - nie dało się nawet przecisnąć obiektywu i robić zdjęć bez siatki w kadrze... :( A szkoda, bo katedra znajduje się w sercu kolońskiego starego miasta i naprawdę jest na co patrzeć. Mosty na Renie, wieże kościołów, które w większości miały mniej szczęścia w XX wieku i wymagały odbudowy po wojnie, rzędy nowoczesnych budynków... Choć chyba bardziej podobał mi się widok z platformy Triangle na drugim brzegu Renu - stamtąd było widać też katedrę :).
Katedra w Kolonii od lat znajdowała się na liście miejsc, które chciałam odwiedzić i bardzo się cieszę, że mi się to udało. Świątynia zdecydowanie mnie nie rozczarowała, choć nie jest to najpiękniejszy kościół, jaki widziałam w życiu ;). Jednak ogrom katedry, szczegóły architektoniczne, mnóstwo świetnie zachowanych elementów wystroju wnętrza sprzed wieków... wszystko to wywarło na mnie spore wrażenie. 

Prześlij komentarz

0 Komentarze