Przekonywałam Was ostatnio, że Werona to nie tylko balkon Julii - w tamtym wpisie skupiłam się jednak tylko na świeckich zabytkach. A to położone nad Adygą miasto słynie też z wielu zabytkowych kościołów, które również zwiedzaliśmy na potęgę. Na początku mnie zdziwiło, że największe świątynie Werony mają biletowany wstęp... a potem zobaczyłam je w środku. I kurczę, to są zabytki takiej klasy, że naprawdę uważam, że tych parę euro warto tutaj zapłacić, zwłaszcza jeśli pieniądze z biletów idą na utrzymanie tych miejsc w dobrym stanie :). W Weronie znajdziemy cztery ogromne kompleksy kościelne: katedrę, bazylikę św. Zenona, bazylikę św. Anastazji oraz kościół św. Firmusa. Wstęp do każdego z nich oddzielnie kosztuje 4 €, można jednak za 8 € kupić bilet łączony do wszystkich czterech (wstęp do nich mamy też w ramach Verona Card). Pozytywnym zaskoczeniem były też polskojęzyczne ulotki ze szczegółowymi opisami kościołów - kiedy dostałam pierwszą, to się zaśmiałam, że kto inny jak nie my lubi takie atrakcje. I w tej chwili minęła nas na schodach rodzinka... polskojęzyczna ;). Oczywiście, jak na Włochy przystało, w mieście nie brakuje mnóstwa pomniejszych kościołów, czasem otwartych, a czasem nie, ale z darmowym wstępem. My na Weronę mieliśmy zaledwie jeden dzień, nie dało się w tak krótkim czasie zobaczyć wszystkiego, co wpadło nam w oko. Ale jakąś rundkę po kościołach zrobiliśmy... ;)
KOŚCIÓŁ ŚW. ŁUKASZA EWANGELISTY (chiesa di San Luca Evangelista)
Pierwszy kościół w Weronie, który odwiedziliśmy, znajduje się niedaleko placu Bra i trafiliśmy na niego, idąc z dworca do centrum. Nawet nie mam zdjęć z zewnątrz, bo do środka niemal wbiegliśmy, chowając się przed deszczem ;). Początki tej świątyni sięgają XII wieku, ale główne przebudowy i rozbudowy miały miejsce dopiero na przełomie XVII i XVIII wieku, dlatego w środku dominuje barok. Zresztą świątynię konsekrowano dopiero w 1755 roku, kiedy przebudowę zakończono na dobre. Najnowszym elementem kościoła jest dobudowana w 1919 roku kaplica poświęcona poległym w I wojnie światowej.
KOŚCIÓŁ ŚW. FIRMUSA (San Fermo Maggiore)
No dobra, przejdźmy do tych dużych, słynnych świątyń... ;) Zaczęliśmy od fascynującego San Fermo Maggiore łączącego w sobie różne style z czasów pomiędzy XI a XV wiekiem. Sama świątynia powstała najprawdopodobniej w IX wieku i należała do benedyktynów, ale w drugiej połowie XIII wieku przeszła w ręce franciszkanów i to oni zabrali się za gruntowną przebudowę, zostawiając po sobie budynek, który oglądamy dzisiaj. Z zewnątrz to XIV-wieczny, ceglany gotyk, ale prawdziwe wow pojawia się dopiero we wnętrzach. Bo kościół św. Firmusa to tak naprawdę dwa kościoły - górny i dolny, choć praktycznie ten dolny to krypta tego górnego... Zwiedzanie zaczęliśmy od kościoła dolnego, trzynawowej świątyni pamiętającej jeszcze czasy średniowiecza. Zachowały się tu nawet niektóre freski z czasów benedyktynów - np. XII-wieczny chrzest Chrystusa, większość malowideł naściennych pochodzi jednak z XIII i XIV wieku. W tej części San Fermo Maggiore nie ma powalającego wystroju wnętrza, ale nie o to chodzi, romańska świątynia ze świetnie zachowanymi freskami sprzed wieków wywiera i tak ogromne wrażenie.
Za to jeśli szukamy niesamowitych wnętrz, wystarczy wejść po schodach do górnego kościoła. Kilka apsyd i prezbiterium zachowało się jeszcze z czasów benedyktyńskiej świątyni, ale i tutaj dominuje wystrój według franciszkańskiego projektu - franciszkanie zamienili też oryginalne trzy nawy w jedną, szeroką. Co znajdziemy w górnym kościele? XIV i XV-wieczne freski, XV-wieczny grobowiec Francesca Brenzoniego, XIV-wieczną ambonę, pięknie zdobione kaplice boczne z XVI i XVII wieku... Właściwie wszystko, co tu zobaczymy, ma kilkaset lat i zachowało się w świetnym stanie, choć po różnych stylach widać, że nie wszystkie elementy pochodzą z tego samego okresu. Ten brak spójności w niczym jednak nie przeszkadzał podczas zwiedzania... ;)
Do tego koniecznie trzeba zwrócić uwagę na sufit pokryty pięknie rzeźbionym modrzewiem. Uznano to drewno za niezwykle wytrzymałe, więc nadające się do nowej świątyni... franciszkanie nie mogli wybrać lepiej, bo ten sufit został wykonany w połowie XIV wieku. Przetrwał dobre siedemset lat, czyli: najazdy, uderzenia piorunów, trzęsienia ziemi i bomby zrzucone w pobliżu podczas II wojny światowej, jak to wspomniano na tablicy informacyjnej. Podobno drewno, żeby nadać mu wytrzymałość, było przed użyciem moczone przez rok, a potem przez kolejny rok suszone - mieli czas ludzie... Ale efekt mimo upływu kilkuset lat wciąż zachwyca. Wzdłuż drewnianego sklepienia ciągną się rzędy z wizerunkami świętych.
SANTA MARIA ANTICA
O tym kościółku już pobieżnie wspomniałam w głównym wpisie o Weronie, bo to na dziedzińcu przed nim znajdują się słynne grobowce rodziny Scaligeri. Wtedy jednak nie pokazywałam Wam wnętrza świątyni, więc czas to zmienić ;). Kościółek w stylu romańskim powstał pod koniec XII wieku na miejscu jeszcze starszego (podobno nawet z VII wieku), zniszczonego trzęsieniem ziemi z 1117 roku. W czasach swojej świetności budowla pełniła rolę rodzinnej kaplicy rodu Scaligeri, do dziś zachowały się fragmenty XIV-wiecznych fresków. W latach trzydziestych XVII wieku próbowano wyremontować kościółek, nadając mu barokowy wystrój, a w dwieście lat później stwierdzono, że jednak styl romański pasował tu bardziej i miała miejsce kolejna renowacja, przywracająca pierwotny wygląd. Wnętrze świątyni jest więc proste, ale bardzo klimatyczne, naprawdę warto tu zajrzeć przy okazji zwiedzania sąsiednich grobowców :).
KATEDRA WNIEBOWZIĘCIA NMP (Cattedrale Santa Maria Matricolare)
Czas na główną świątynię Werony! Mieliśmy do niej dwa podejścia, bo akurat odbywał się pogrzeb, który miał trwać do godziny zamknięcia katedry dla odwiedzających. Pani w kasie pozwoliła wejść do części z atrium i baptysterium, ale sama świątynia była zamknięta... Usłyszałam jednak, że zapraszamy po pogrzebie, a na moje pytanie, czy wtedy nie zamykają, dowiedziałam się, że nie zamykają przecież tak od razu... ;) I faktycznie tak nam się udało, że zwiedzaliśmy już po oficjalnych godzinach otwarcia, choć główne wejście już było zamknięte i - niestety - katedra nie była już w pełni oświetlona (ale też nikt nie sprawdzał biletów). Ale wracając jeszcze do pierwszego podejścia - jak już wspomniałam, udało się zobaczyć wtedy część poboczną, bez samej świątyni. Tuż za wejściem znajduje się romańskie baptysterium (z ok. 1123 roku) z marmurową, zdobioną płaskorzeźbami chrzcielnicą, najprawdopodobniej wykonaną przez Briolota na przełomie XII i XIII wieku. Zresztą wszystko tu jest stare - freski na ścianach sięgają wieku XIII, a drewniany krzyż - XV. Potem przeszliśmy do atrium św. Marii Matricolare z resztkami nagrobków (kiedyś pod katedrą chowano zmarłych) do niewielkiego kościoła św. Heleny - to znów wiek XII i styl romański. Podobno bywał tu sam Dante... ;)
No i sama katedra... Weszłam i natychmiast pożałowałam, że oświetlenie nie jest lepsze (tak, zdjęcia są rozjaśniane ;) ), bo aż chciałoby się wszystkiemu przyjrzeć z bliska. Natychmiast zwróciłam uwagę na ciekawe, otoczone XVI-wieczną balustradą prezbiterium - nad samym ołtarzem znajdziemy freski autorstwa Francesca Torbida z 1534 roku. Zresztą duża część dekoracji katedry pochodzi z XVI i XVII wieku, są już zdecydowanie nowsze niż wcześniej zwiedzane romańskie elementy budowli. Choć i tu znajdziemy XII-wieczną ciekawostkę - grób papieża Lucjusza III, bo tak się nieszczęśliwie złożyło, że ten zmarł właśnie w Weronie w 1185 roku.
Sięgnęłam po polskojęzyczną ulotkę z oznaczonymi najważniejszymi punktami katedry i aż nie wiedziałam, na czym się skupić. Po bokach świątyni znajdziemy ponad dziesięć kaplic i kapliczek sprzed wieków, wszystko misternie zdobione. Kaplica Dionisi z XV-wiecznymi freskami, przebudowana w wieku XVIII, kaplica Calcasoli z freskami z początku XVI wieku, kaplica Memo z Najświętszym Sakramentem - tu nieco nowszy styl, bo po barokowej przebudowie w 1762, kaplica... No, naprawdę jest co zwiedzać! ;)
BAZYLIKA ŚW. ANASTAZJI (Basilica di Santa Anastasia)
Wbrew pozorom katedra nie jest największym kościołem Werony - numer jeden należy się bazylice św. Anastazji. Która - znów wbrew pozorom - nie jest dedykowana św. Anastazji, ale św. Piotrowi z Werony. Nic tu nie może być zbyt oczywiste... ;) To skąd ta Anastazja? Ano w średniowieczu w tym miejscu stały dwa kościoły - jeden dedykowany św. Remigio, a drugi właśnie św. Anastazji. Wspomniana już rodzina Scaligeri, rządząca wtedy Weroną, postanowiła wesprzeć budowę jednej, wielkiej świątyni i już w 1290 roku zabrali się za to na ich zlecenie dominikanie. Budowa trwała dobre dwieście lat, fasady nigdy zresztą nie ukończono, a że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka, to mieszkańcy Werony nie załapali, że nowy kościół jest już pod innym wezwaniem, tylko dalej mówili Santa Anastasia... No i tak zostało ;).
Potężna trzynawowa świątynia z kolumnami z czerwonego marmuru (tzw. marmuru z Werony) i misternie zdobionym sklepieniem zachwyciła mnie już od progu. Ja uwielbiam świetnie zachowany gotyk, a Santa Anastasia w Weronie to jeden z najlepszych jego przykładów, jakie miałam okazję zwiedzać. Szkoda jedynie, że w XX wieku przebudowano prezbiterium i np. witraże za ołtarzem pochodzą już z 1935 roku... Ale nawet i tutaj zachowały się XV-wieczne freski, wszystko naprawdę pięknie wkomponowano w nowy wygląd tej części kościoła.
Na co jeszcze warto zwrócić uwagę w bazylice św. Anastazji? Już przy wejściu natrafimy na ciekawe XV i XVI-wieczne kropielnice, ta starsza przedstawia garbusa, którego dotknięcie ma ponoć przynosić szczęście ;). Trzeba też zajrzeć do kaplicy Krzyża powstałej na szczątkach dawnego kościoła św. Anastazji i będącej najstarszą częścią bazyliki. Świątynia jest też pełna późnośredniowiecznych fresków, a gdzieniegdzie - chociażby w kaplicy Giusti - trafimy również na stare witraże (te pochodzą z 1460 roku). Bazylika św. Anastazji to jeden z takich kościołów, gdzie właściwie każdy element jest zabytkiem i dziełem sztuki i warto się tu zatrzymać na dłużej :).
KOŚCIÓŁ ŚW. EUFEMII (Chiesa di Sant'Eufemia)
Spacerując wzdłuż brzegu Adygi, natrafiliśmy na jeszcze jeden mniejszy kościół, otwarty mimo wczesnowieczorowej pory. A że to Włochy, trzeba wejść do środka, kiedy człowiek widzi starą świątynię - nie wiadomo, jakie cuda można zobaczyć w środku ;). Oczywiście kościół św. Eufemii nie dorównywał odwiedzonym wcześniej potężnym bazylikom, ale i ten może się poszczycić długą historią - wybudowano go pomiędzy XIII a XIV wiekiem. Niestety, na przestrzeni wieków nie miał tyle szczęścia co wspomniane świątynie - przebudowy, zamiana kościoła w szpital wojskowy i schron dla armii, dostało mu się też podczas wysadzania sąsiednich mostów przez Niemców podczas II wojny światowej... Mimo to wciąż znajdziemy w środku trochę perełek, w tym renesansowe ołtarze.
Zwiedzanie Werony skończyliśmy pod bazyliką św. Zenona (San Zeno Maggiore). No właśnie, niestety pod a nie w, bo minęła już 18 i wszystko pozamykali. Z zewnątrz udało się przyjrzeć jedynie słynnym brązowym drzwiom z XII wieku, otoczonym charakterystycznym, bogato rzeźbionym portalem. Ten dawny kościół benedyktyński uważa się za jeden z największych zabytków architektury romańskiej północnych Włoch, nic więc dziwnego, że żałuję, że już do środka wejść nie zdążyliśmy. Zresztą w Weronie mijaliśmy też wiele innych świątyń - jak to we Włoszech, niemal za każdym zakrętem jest jakiś kościół. Zdecydowanie jest co zwiedzać, trzeba sobie jednak dać więcej czasu niż ten jeden dzień, który my mieliśmy... ;)
0 Komentarze