Przyjechaliśmy tu po raz pierwszy na początku października, ale pokonała nas pogoda. Lało tak, że spacer nie zapowiadał się przyjemnie - zwłaszcza spacer pod górę po śliskich, drewnianych platformach. Wtedy odpuściliśmy, a potem Wasserlochklamm zamknięto na sezon zimowy, otwierając go ponownie dopiero w maju. I tak sobie myślę, że dobrze na tym wyszliśmy, bo tegoroczna wiosna była dość nieprzyjemna i mocno deszczowa. Dodając do tego roztopy, Salza niosła w maju zdecydowanie większą ilość wody, niż udałoby nam się to zobaczyć w październiku - a ja przecież uwielbiam wodospady! W sobotnie przedpołudnie podjechaliśmy więc do Palfau, zapłaciliśmy 7,50 € za wstęp do wąwozu i ruszyliśmy w kierunku przygody ;).
Najpierw przeszliśmy przez wiszący most nad Salzą, przyglądając się przez chwilę wariatom, którzy zakończyli rafting skakaniem ze skał do zimnej rzeki. Potem krótki spacer wzdłuż Salzy, kawałek przedzierania się przez las... i oto zaczął się Wasserlochklamm w pełnej okazałości. O udostępnieniu wąwozu odwiedzającym zadecydowano w 1985 roku, po czym nastąpiło kilka lat budowy drewnianych mostków i schodów - całość oficjalnie otwarto w maju 1994 roku.
Na przejście całego wąwozu, do szczytu wodospadów, powinno się przeznaczyć ok. 1,5 godziny. Oczywiście można to przebiec i szybciej, ale mija się to z celem, bo naprawdę pięknych punktów widokowych tu nie brakuje. Cała trasa liczy sobie 1,6 km, z czego 900 m biegnie po drewnianych podestach i schodach. Co mi się bardzo podobało - tam, gdzie woda mogła podmyć drewno, położono specjalne siatki, by odwiedzający nie mogli się pośliznąć.
Cały kompleks wodospadów w Palfau liczy sobie pięć kaskad - pierwsze trzy mają od 22 do 28 m, a dwa największe odpowiednio po 39 i 37 m wysokości. Mój aparat nie radził sobie z objęciem całości na zdjęciu... ;) Naturalnie przy większych wodospadach wszędzie unoszą się drobinki wody i trudno wystać na tyle długo, by urządzić całą sesję zdjęciową (a przynajmniej trudne to było w chłodniejszy dzień, bo w upalne lato sprawa może wyglądać zgoła inaczej), ale widoki są tu przepiękne :).
Wchodząc na górę, pokonujemy ok. 325 m przewyższenia - widziałam, że całkiem sporo osób zawracało przed końcem, gdy tylko doszli do szczytu ostatniego wodospadu. Warto podejść jednak trochę dalej, do samego końca trasy, aż do punktu widokowego na dolinę Salzy. Nie dość, że to naprawdę piękny krajobraz, to jeszcze tutaj znajduje się Wasserloch, czyli dziura, z której wypływa woda, spływająca potem kaskadami do rzeki. Podobno woda wypływa stąd z różną prędkością i natężeniem strumienia i - przynajmniej tak piszą w ulotce - znajdują się fanatycy, którzy potrafią tu siedzieć godzinami... ;)
Powrót odbywa się tą samą trasą, znów wzdłuż pięknych wodospadów, choć w dół idzie się jednak szybciej... ;) Dla tych, co podczas wędrówki zgłodnieli, przy kasie i informacji znajdzie się również restauracja Wasserlochschenke - sama nic tutaj nie próbowałam, ale oceny w internecie zbiera dobre. Obszar nad rzeką - włącznie z mostem wiszącym - jest terenem ogólnie dostępnym, bilety wstępu do wąwozu obowiązują dopiero od bramek na drugim brzegu Salzy, przy informacji znajduje się też darmowy parking dla odwiedzających. A odwiedzić Wasserlochklamm naprawdę warto ;).
0 Komentarze