Kreta to nie tylko morze i plaże, ale też sporo historycznych zabytków i ta część interesowała mnie zdecydowanie bardziej. Zwłaszcza stare klasztory, których trochę wyszukałam, ale przy ostatecznym planie zwiedzania zachowały się tylko te na półwyspie Akrotiri oraz słynny klasztor Arkadi. Jednak w drodze do Retimno mieliśmy więcej czasu, niż zakładałam, i M. zaproponował jeszcze klasztor Myriokephala, o którym myślałam na początku, ale później wykreśliłam z listy, bo był za bardzo na uboczu. Jechać dodatkowe 40 minut tylko dla jednego małego kościółka...? Ale skoro mieliśmy czas, to dlaczego nie? ;) Zatem odwiedziliśmy dwa klasztory - oba w odległości kilkudziesięciu minut od Retimno - i cóż, podobały mi się zdecydowanie bardziej od samego miasta ;).
Zatem klasztor Arkadi, który - wbrew mojemu pierwszemu skojarzeniu - wcale nie nawiązuje nazwą do legendarnej Arkadii ;). W gruncie rzeczy istnieje kilka teorii dotyczących nazwy i dziś trudno już powiedzieć, która jest prawdziwa. Kiedyś wierzono, że klasztor zbudowano na ruinach starożytnego miasta Arcadia, ale badania archeologiczne wykazały, że teoria ta nie mogła być prawdziwa. Inna wersja mówi, że klasztor, którego oryginalnej daty założenia nie znamy, mógł powstać za czasów bizantyjskiego cesarza Arkadiusza i to od niego przejąć nazwę. Według jeszcze innej wersji założycielem był mnich Arcadios... Bądź co bądź, początki klasztoru skryte są w mroku historii, ze źródeł pisanych wiemy jedynie, że w XIV wieku tutejszy kościół był poświęcony św. Konstantynowi.
A sam kościół... według inskrypcji na zegarze został zbudowany w 1587 roku, czyli jest to nowsza świątynia niż ta z wspominana w dawnych dokumentach. To dwunawowa bazylika w stylu renesansowym z barokowymi dodatkami, jedna z najlepiej zachowanych perełek architektury weneckiej na Krecie. Niestety, wystrój wnętrza to już pierwsza połowa XX wieku - mało co przetrwało, zwłaszcza ciężki dla klasztoru wiek XIX... Zatem wnętrza są dość proste i nie robią szczególnego wrażenia, ale zajrzeć i tak musiałam ;) Kościół zdecydowanie ciekawiej wygląda z zewnątrz.
A o co chodzi z tym ciężkim wiekiem XIX? Ano klasztor Arkadi zasłynął głównie dzięki bohaterskiej obronie z 1866 roku, podczas powstania kreteńskiego. Gabriel Marinakis, ówczesny igumen klasztoru (swoją drogą, właśnie nauczyłam się nowego słowa - w prawosławnych klasztorach odpowiednikiem opata jest igumen ;) ), został wybrany przez powstańców na dowódcę regionu Retimno. Oczywiście Turcy uznali, że zniszczą Arkadi, jeśli ośrodek ruchu oporu się tam utrzyma, ale Marinakis nie zrezygnował z powstania. W klasztorze skryło się także sporo cywilów z okolicy w nadziei, że za murami klasztornymi będą bezpieczni. Licząca ok. 15.000 żołnierzy armia turecka dotarła do Arkadi 8 listopada 1866 roku i już następnego wieczoru zniszczyli bramę i dostali się na teren klasztoru. Ogromna większość obrońców i ukrytych tu cywili została wymordowana przez Turków lub wysadziła się w powietrze w prochowni, by nie dostać się w ręce wroga - jedynie około setkę udało się porwać i przewieźć do Retimno. A klasztor, naturalnie, splądrowano. Jednak tragedia Arkadi rozeszła się echem po świecie, a dla samych Kreteńczyków miejsce to stało się symbolem walki o wolność. Dziś na terenie klasztoru znajdziemy miejsca i wystawy upamiętniające walki z 1866 roku i warto zatrzymać się tu na dłużej, by co nieco się na ten temat dowiedzieć.
Wystawy poświęcone powstaniu kreteńskiemu i obronie klasztoru to nie jedyne, które można zobaczyć w Arkadi. W dawnych celach i pomieszczeniach klasztornych utworzono muzeum - znajdziemy w nim sporo historycznych ikon, szat liturgicznych, ksiąg, krzyżyków i innych religijnych drobiazgów. Ponadto trochę przedmiotów codziennego użytku, które zapewniały mnichom pracę, a klasztorowi samowystarczalność. Zresztą wiele produktów wytwarzanych w Arkadi, a także pamiątki w stylu świętych ikon, można zakupić w klasztornym sklepie.
Tuż poza murami klasztoru znajduje się ossuarium upamiętniające obrońców klasztoru - za szybą ułożono szczątki ofiar walk i wybuchu w prochowni. Do środka wejść nie można, ale zajrzeliśmy przez kraty i obeszliśmy charakterystyczny budynek dookoła. Obok jest bezpłatny parking i toalety dla odwiedzających - w sumie jedyną płatną częścią jest sam klasztor, muzea i kościół, a bilet wstępu w 2023 roku kosztuje 4 €. Jest to niska cena, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że Arkadi utrzymuje się głównie z biletów - warto więc nie tylko zobaczyć klasztor z zewnątrz, ale i zdecydować się na zwiedzanie ;).
Drugi wybrany przez nas klasztor w okolicy Retimno, Myriokephala, dziś już nie jest siedzibą mnichów, ale ciekawostką turystyczną - to w końcu jeden z najstarszych klasztorów na wyspie. Założony na początku XI wieku przez św. Jana Obcego (Google tłumaczy greckie Xenos jako Obcy lub Gość), który według legendy sprowadził z Konstantynopola pełne wyposażenie kościoła - jeśli nawet tak było, to po dziś dzień nic z tego się nie zachowało... Zaparkowaliśmy pod murami klasztoru (wioska jest tak na odludziu, że nie sądzę, by dało się tu sensownie dotrzeć bez auta) i nie niepokojeni przez nikogo przeszliśmy przez bramę.
Największą perełką Myriokephali jest kościół p.w. Narodzenia NMP, który - mimo zamknięcia klasztoru na przełomie XIX i XX wieku - wciąż pełni swoją funkcję dla lokalnej społeczności. Wnętrze świątyni trzeba koniecznie zobaczyć ze względu na świetnie zachowane średniowieczne freski - trzy warstwy pochodzące z trzech różnych okresów. Najstarsze sięgają początków kościoła, czyli wspomnianego 1020 roku, wśród nich chociażby wizerunek Chrystusa pod kopułą. Następna warstwa pochodzi z XIII wieku i są to m.in. malowidła w niszy czy pod łukami. Względnie najnowsze, bo ledwo XIV-wieczne są freski w narteksie, przedstawiające m.in. Zaśnięcie NMP. Kościółek nie jest duży, ale z historycznego punktu widzenia to prawdziwa perełka.
Po wyjściu ze świątyni obeszliśmy jeszcze pozostały teren klasztoru, choć ten już wrażenia nie wywiera - otaczające kościół budynki pochodzą z XVIII i XIX wieku. Swoją drogą, z kościołem związana jest legenda tłumacząca jego rozmiary - podobno objawiła się tu Maryja, która nakazała budowę małej świątyni i za każdym razem, gdy ktoś chciał się sprzeciwić jej woli i powiększać budynek, nadbudowana poprzedniego dnia część rozsypywała się w nocy ;). Cóż więc było zrobić - jedyne większe prace przeprowadzono w pierwszej połowie XIX wieku, były one konieczne po tureckich zniszczeniach, ale rozmiaru świątyni nie zmieniono. Dzięki temu nadal w samym sercu Krety znajduje się taka ciekawostka, o którą zdecydowanie warto zahaczyć podczas podróży.
0 Komentarze