Retimno zachwyca, koniecznie zobaczcie Retimno, to miasteczko jest super - miałam wrażenie, że zarówno internet, jak i znajomi, którzy odwiedzili Kretę już wcześniej, nie mogą się przestać zachwycać tym trzecim co do wielkości miastem wyspy. Mniejsze niż Heraklion i Chania miało nie być tak przytłaczające, a wciąż ciekawe, pełne atrakcji, no i pięknie położone. Po zapoznaniu się z takimi opiniami stwierdziłam, że dobrze będzie zatrzymać się w Retimno na jedną noc, podróżując z Chanii do Heraklionu. Ułożyłam plan zwiedzania tak, by na ten kurort mieć pół dnia - po wynotowaniu sobie najważniejszych atrakcji uznałam, że powinno to w zupełności wystarczyć. Zatem przyjechaliśmy do Retimno po południu, po drodze zahaczając jeszcze o ruiny starożytnej Aptery, zameldowaliśmy się w hotelu, zjedliśmy szybki obiad i wyruszyliśmy na zwiedzanie.
Nasz hotel znajdował się niedaleko plaży miejskiej i portu weneckiego, więc to od tej części rozpoczęliśmy zwiedzanie Retimno. W kwietniowe, wietrzne popołudnie plaża świeciła pustkami, a i nas nieszczególnie ciągnęła - wolałam skupić się na konkretnym zwiedzaniu. Pospacerowaliśmy chwilę po marinie, zatrzymując się na moment przy pomniku przedstawiającym dwa delfiny - herb miasta. Następnie - wciąż wzdłuż wybrzeża - wybraliśmy się na spacer do latarni morskiej. Zbudowana podczas egipskiej okupacji w pierwszej połowie XIX wieku dzisiaj już nie pełni swojej funkcji, wciąż jednak stanowi ciekawy element miejscowego krajobrazu :).
A stąd wystarczyło już tylko odbić w jedną z głównych uliczek (chociażby Arkadiou czy Melisinou), by trafić do turystycznego serca Retimno. Wszechobecni turyści, knajpka na knajpce, sklepiki z najróżniejszymi rzeczami, które a nuż ktoś chciałby sobie przywieźć na pamiątkę... Choć byliśmy tu poza sezonem i naprawdę nie było szczególnie tłoczno, to dla mnie to i tak było too much. Nic, co by przyciągało wzrok, gdzie chciałoby się zajrzeć - raczej włączała się natychmiastowa potrzeba ucieczki, zwłaszcza z tych wąskich uliczek ;).
Przestrzeni na szczęście nie brakuje na placu Mikrasiation, pełnym kolorowych murali. Nad placem góruje dawny meczet Neratze, powstały podczas tureckiej okupacji na miejscu dawnego klasztoru Augustynów. W pierwszej połowie XX wieku, gdy Kreta była już grecką wyspą, podjęto decyzję o przekształceniu meczetu w konwersatorium muzyczne i do dzisiaj odbywają się w nim czasem koncerty i inne wydarzenia muzyczne. W rogu placu, obok Muzeum Archeologicznego, wzniesiono poruszający pomnik poświęcony ofiarom Katastrofy w Azji Mniejszej, jak zwykło nazywać się pożar i zdobycie Smyrny przez Turków po I wojnie światowej.
Wejść - na szczęście - udało się do katedry Ofiarowania NMP, tzw. Megali Panagia. To jedyna świątynia z kilku, które mijaliśmy, otwarta dla odwiedzających w godzinach popołudniowych. Katedrę zbudowano w połowie XIX wieku na polecenie biskupa Kallinikosa Nikoletakisa i już w sto lat później wymagała niemal całkowitej odbudowy po bombardowaniu podczas II wojny światowej. Ale choć nie jest to historyczna świątynia, i tak warto zajrzeć do środka dla pięknie zdobionego ikonostasu i malowideł. Największą perełką katedry jest XV-wieczna ikona przedstawiająca Maryję z Dzieciątkiem.
Ruszyliśmy dalej spacerem po Retimno, szybko zdając sobie sprawę, że centrum kurortu jest niewielkie i w krótkim czasie da się dotrzeć do wszystkich najważniejszych zabytków. Podeszliśmy do XVI-wiecznej Loggia Veneziana, obecnie mieszczącej w sobie oddział Muzeum Archeologicznego. Zahaczyliśmy o słynną fontannę Rimondi z 1626 roku, będącą swego czasu ważnym źródłem wody dla mieszkańców. Bardziej niż sama fontanna w tym miejscu przykuł naszą uwagę koktajl bar Hunky Funky z dobrymi drinkami i miłą obsługą - więcej o kreteńskich knajpkach pisałam tutaj. Pod koniec dnia zgodnie stwierdziliśmy, że ten bar to ze wszystkich atrakcji Retimno spodobał nam się najbardziej... ;)
No właśnie... Bo choć w Retimno znajdzie się trochę historycznych zabytków, to jednak zwiedzana wcześniej Chania wydała mi się zdecydowanie ciekawsza. Urok miasteczka nadmorskiego? No chyba jak ktoś niewiele bywał nad morzem - sama Grecja ma wiele piękniejszych miasteczek nadmorskich, a pod tym względem inne wyspy przewyższają Kretę całkowicie (Santorini to ma miejscowości turystyczne! ;) ). Nie zrozumcie mnie źle - nie jest tak, że Retimno jest nudne czy brzydkie, na pewno nie. To po prostu kurort turystyczny jakich dziesiątki w tym regionie i po prostu nie rozumiem tych wszechobecnych zachwytów. Nam na szczęście odbiór miasteczka poprawił następny ranek, bo stwierdziliśmy, że damy jeszcze szansę fortecy, którą zdążyli już zamknąć pierwszego dnia.
Wstęp do weneckiej fortecy kosztuje 4 €, a wszędzie dookoła murów ciągną się darmowe parkingi, z czego skwapliwie skorzystaliśmy, bo po wymeldowaniu z hotelu pod twierdzę podjechaliśmy już samochodem. Jak wiele kreteńskich fortyfikacji, fortecę zbudowali Wenecjanie w XVI wieku, a następnie za przebudowę pod kątem swoich potrzeb zabrali się Turcy. Kompleks był regularnie rozbudowywany aż do początku XX wieku, znajdowało się tu nawet wiele budynków mieszkalnych, z których po II wojnie światowej wysiedlono mieszkańców. Wyburzono wtedy też sporą część zabudowań, pozostawiając tylko trochę historycznych ciekawostek, które odrestaurowano podczas prac w latach dziewięćdziesiątych.
W efekcie teren fortecy wydaje się dość pusty, jest sporo przestrzeni na swobodne spacerowanie i nie napotkamy tu tłumów. No i jest co zwiedzać - w dobrym stanie zachowały się bastiony i bramy prowadzące do fortecy (główna oraz dwie boczne, zachodnia i północna), budynek administracji, XIX-wieczne kościoły św. Teodora i św. Katarzyny, a z dawnej rezydencji gubernatora Retimno zachowała się jedynie część więzienia. Do tego z murów fortecy mamy fajny widok na miasto i jego okolice.
Najbardziej przykuwającym wzrok budynkiem na terenie fortecy jest meczet Ibrahim Han, który oryginalnie był zbudowaną w 1580 r. katedrą św. Mikołaja. Jak i wiele innych świątyń, także i tę Turcy po podboju przerobili na meczet z charakterystyczną kopułą o średnicy 11 m. Wcześniej nad świątynią wznosił się też minaret, by znajdujący się na wzgórzu zamkowym meczet był widoczny z daleka, jednak dziś zachowała się z niego tylko podstawa. Wnętrza budynku świecą pustkami, choć podobno czasem organizuje się w nich różne wystawy. Zaś wszędzie dookoła na rozgrzanych kamieniach wygrzewają się koty, które stanowiły dla mnie dodatkową atrakcję fortecy ;).
Forteca wenecka była dla mnie niewątpliwie atrakcją nr 1 w Retimno - cieszę się, że zawitaliśmy tam jeszcze przed wyjazdem z miasta, bo dzięki temu stwierdziłam, że w sumie całkiem ciekawie tu jest ;). Dalej bez efektu wow, ale jednak warto było zajechać. Na zwiedzanie Retimno spokojnie wystarczy kilka godzin - nie ma co zostawać tam na dłużej, bo na wypoczynek znajdziecie na pewno spokojniejsze i tańsze miejscowości :).
0 Komentarze