Moje pierwsze skojarzenie z Balatonem - oczywiście poza tym, że to popularne jezioro, wręcz węgierskie morze - to winnice. O winach znad Balatonu słyszałam niejedno, a opinie były zazwyczaj bardzo pozytywne. Do tego w Austrii bardzo polubiłam spacery wśród winorośli, zwłaszcza, gdy połączymy je z degustacją miejscowych win ;). Dlatego też zapytałam znajomej Węgierki o jakieś polecajki, a ona natychmiast skierowała mnie do Badacsony. Jego okolice to znany węgierski region winiarski, a samo miasteczko leży u stóp wzgórza / góry o tej samej nazwie - tutaj już wszystko zależy, którą definicję góry przyjmiemy ;). Jeśli trzymamy się wysokości względnej 300 m, to owszem, wysokość od Balatonu przekracza te 300 m. Ale jeśli chcemy mieć chociaż te 500 m n.p.m., to niestety, Badacsony ma ledwo 437 m... Dla mnie to jednak pozostanie wzgórze ;).
Zaparkowaliśmy na jednym z większych parkingów w centrum Badacsony - całodzienny parking w sezonie 2023 kosztował tu 2.400 forintów (niecałe 28 zł). Stąd mieliśmy blisko zarówno na plażę miejską, którą mieliśmy w planach na potem, jak i na samo wzgórze i do winnic. Najpierw skierowaliśmy się jednak do informacji turystycznej, gdzie pani natychmiast wręczyła nam mapkę okolic zatytułowaną wino & gastronomia - od razu widać, w jakim celu turyści przyjeżdżają do Badacsony ;). Ale nie ma co ukrywać, miasteczko nie ma szczególnych atrakcji, a winnice z widokiem przyciągają turystów. Na otrzymanej mapce pozaznaczane były również restauracje w winnicach, a pani w informacji od razu wytłumaczyła też, jak dojść do miejscówki polecanej przez moją koleżankę :).
A wybraną przez nas miejscówką była restauracja w winnicy Laposa. Warto zwrócić uwagę, by była to restauracja wśród winnic, bo Laposa posiada też drugą miejscówkę w centrum Badacsony, zwaną Hableány. Jednak to Laposa Estate jest zdecydowanie bardziej warta uwagi, bo choć z centrum trzeba tu podejść 20-25 minut pod górę, nagrodą będą widoki - zbocza wzgórza pokryte winoroślą i niebieska toń Balatonu :). Początki Laposy sięgają 1978 roku, ale winnica zaczęła rozkwitać mocno dopiero w latach dziewięćdziesiątych, stając się dziś jedną z najbardziej znanych nad Balatonem. Wina Laposy dostaniemy w każdym większym sklepie nad jeziorem (co wychodzi taniej niż zakupy w samej winnicy ;) ), ale dopiero kieliszek wina z widokiem smakuje tak wyjątkowo... ;) Laposa specjalizuje się głównie w białych winach, co akurat wyjątkowo trafiło w mój gust - najbardziej podeszło mi wino Zenit, węgierski gatunek, którego dotąd nie znałam. Jeśli chcecie spróbować degustacji, trzeba zarezerwować stolik wcześniej - jednak na zwykłą wizytę w restauracji w porze lunchu bez problemu znalazły się miejsca bez rezerwacji. A do wina jest też, oczywiście, jedzenie - menu nie jest duże, a ceny dość wysokie, ale grillowany pstrąg z batatami z dodatkiem kokosa i warzywami (w cenie 5.450 forintów, czyli ok. 62,50 zł) był przezajebisty. Dla pocieszenia powiem, że był też najdroższym punktem w menu - za ok. 3.500 HUF (40,20 zł) można już dostać sałatki ;). Miejscowe wina oferowane są od 1000 HUF (11,50 zł) za kieliszek, co jest już bardziej przystępną ceną.
Jak wspomniałam, mi najbardziej przypadło do gustu wino Zenit, ale to nie ten rodzaj dominuje nad Balatonem. Spośród najpopularniejszych szczepów w okolicy Badacsony numerem jeden jest zdecydowanie włoski riesling (Olasz Riesling), dużą popularnością cieszy się też miejscowy Badacsony Muscat. Patrząc na ofertę lokalnych winnic, często spotyka się tu również tradycyjny, reński riesling (wcale niepodobny do tego włoskiego), francuski Pinot Gris czy węgierski Kéknyelű. Dominują białe wina, ale to nie znaczy, że i miłośnicy czerwonego nie znajdą tu niczego dla siebie - ja przetestowałam kilka białych, jedno różowe i wszystkie - mniej lub bardziej - mi posmakowały :).
A kiedy już zjedliśmy, wypiliśmy, dobrze było się rozruszać, no i wybór padł na wzgórze wulkaniczne Badacsony. Wokół wzgórza biegnie czerwony szlak z paroma ciekawymi punktami, więc stwierdziliśmy, że brzmi to całkiem nieźle na rozprostowanie nóg. Ruszyliśmy, ale jednak po jakimś czasie pomyślałam, że ta ścieżka biegnie coś za bardzo do góry jak na obchodzenie wzgórza dookoła - a to przy ponad 30 stopniach i pełnym żołądku czuło się nieco bardziej ;). Szybko się okazało, że czerwony szlak musiał odbić gdzieś w bok jakiś czas temu, a my szliśmy innym... prosto na szczyt wzgórza. No cóż, nie planowaliśmy tego, ale wracać już się nie chciało - postanowiliśmy więc zmienić plany i zdobyć szczyt Badacsony ;). Na tych 437 m znajduje się drewniana wieża widokowa, zapewniająca piękny widok nie tylko na Balaton, ale i na sąsiednie wzgórza wulkaniczne. Męczący spacer, ale było warto ;).
My w Badacsony i okolicach spędziliśmy cały dzień - ranek zaczynając od zamku w Szigliget (niecałe 10 km na zachód), potem spacer po winnicach, obiad i winko w Laposy, wejście na wzgórze, by popołudnie zakończyć na miejskiej plaży. Jak to nad Balatonem, plaża jest płatna, ale ceny są znośne, bo wstęp dla osoby dorosłej kosztował 1000 forintów (11,50 zł). Zdjęć już nie robiłam, bo ludzi tyle, że aż głupio chodzić z aparatem, ale plaża trawiasta, jezioro płytkie, no Balaton... ;) A nawet ja po całym dniu chodzenia w upale zaryzykowałam zanurzenie się w wodzie i temperaturowo całkiem spoko, choć faktycznie wolałabym, by woda była głębsza (średnia głębokość jeziora to ledwo 3 m, więc naprawdę można było oddalić się sporo od brzegu, a woda sięgała ledwo do pasa...). Bądź co bądź, fajny to był dzień i naprawdę polecam okolice Badacsony, gdy już zawitacie nad Balaton :).
0 Komentarze