Kiedy zaproponowałam długi weekend nad Balatonem, mój facet stwierdził, że kiedyś pływał tam łódką po jaskini i można by spróbować tej atrakcji - jemu powtórka z rozrywki nie przeszkadza. Wystarczyło szybkie zapytanie wujka Google w temacie, by zorientować się, że takie rozrywki oferuje Tapolca - miasteczko położone kilkanaście kilometrów na północ od Balatonu. Jeszcze trochę googlania i zorientowałam się, że - poza wspomnianą jaskinią - w Tapolcy jest parę innych ciekawych punktów. Kupiłam więc bilety na główną atrakcję, a do miasteczka podjechaliśmy godzinę wcześniej, bo mimo wszystko liczy ono sobie ledwo ok. 16.000 mieszkańców, a na obejście niewielkiego centrum naprawdę nie potrzebowaliśmy więcej czasu :).
Zatrzymaliśmy się w jednej z bocznych uliczek, niedaleko centrum - warto tu zwracać uwagę na tabliczki przy parkometrach, bo w samym centrum parking kosztuje 320 forintów (3,65 zł) za godzinę, gdy w sąsiedniej uliczce może to już być tylko 240 forintów (2,75 zł). Głównym punktem Tapolcy jest Staw Młyński (Malom-tó) - dojdziemy tu, mijając dwa charakterystyczne pomniki: Małej Księżniczki i Czterech Pór Roku oraz XVIII-wieczną kolumnę Św. Trójcy.
Historyczne centrum Tapolcy znajdowało się tuż obok stawu - na wzgórzu kościelnym. Pierwszy kościółek stał tu jeszcze w XI wieku, a budowa większego - wciąż jeszcze w stylu romańskim - rozpoczęła się w wieku XIII, by w ciągu kolejnych dwóch stuleci zakończyć się... ale w stylu gotyckim. Takie czasy ;). Potem świątynię przerobiono jeszcze na barok, a z końcem XIX wieku celowano w neogotyk. Po tylu przeróbkach efekt końcowy nie wywiera większego wrażenia, a choć Tapolca chwali się kilkusetletnią historią swojego kościoła, to niewiele z tej historii można tu, niestety, zobaczyć. No, może poza starymi ruinami koło budynku ;).
No dobra, zobaczyliśmy, co było do zobaczenia, można się kierować do jaskini. Znajduje się ona w samym centrum miasta - na szczęście tuż obok utworzono dość spory parking (płatny 240 forintów / godzinę), więc jest się gdzie zatrzymać. Bilet do jaskini dla osoby dorosłej kosztuje 3.500 forintów (39,85 zł) i w sezonie warto kupić bilety online na dzień-dwa wcześniej, bo najzwyczajniej w świecie szybko się wyprzedają. W innym okresie myślę, że wystarczy po prostu przyjechać w godzinach otwarcia i załapiemy się bez problemu :).
Według informacji dostępnych w internecie na wizytę w jaskini trzeba przeznaczyć ok. 40-60 minut, a że zalecają też być parę minut przed wyznaczoną godziną, to ogarnęliśmy parking na trochę ponad godzinę i podeszliśmy do budynku. Już na wstępie przewodnik zaznaczył, że będzie mówił jedynie po węgiersku, ale możemy zeskanować kody QR, by posłuchać audioguide'a w innych językach (jest i po polsku), lub iść swoim tempem, po prostu czytając informacje na wystawach - te są dostępne po węgiersku, angielsku i niemiecku. Początkowo trzymałam się tej drugiej opcji, ale ciężko było się skupić albo podejść, by coś przeczytać, gdy obok stała całkiem spora grupa turystów - część słuchała przewodnika, część audioguide'a, a część (tak jak my) niezbyt wiedziała, co ze sobą zrobić. W końcu uznaliśmy, że skoro możemy iść swoim tempem, to nie ma co czekać na wycieczkę, tylko kierujemy się na dół, do łódek - wystawy nie wnoszą wiele nowego dla turysty, który już jakąś jaskinię w życiu odwiedził ;). Okazało się to świetną decyzją, bo do łódek stała kilkuosobowa kolejka i dość szybko przyszła nasza kolej - chwilę później zwaliła się cała grupa z przewodnikiem i tu już pewnie trzeba było poczekać...
Liczący ok. 5 km długości system jaskiń został odkryty całkiem przypadkowo - podczas kopania studni w 1903 roku. Z tych 5 ok. 3 km zajmuje podziemne jezioro. Jaskinię udostępniono odwiedzającym już w 1912 roku, a w latach czterdziestych uznano ją za obszar chroniony. Nie ma tu zbyt dużej fauny - zamknięta jaskinia położona ok. 15-20 m pod ziemią nie sprzyjała nietoperzom i innym większym zwierzętom. Za to wilgotność powietrza też robi swoje i w środku jest stale ok. 20 stopni, co dla mnie - ubranej lekko w upalny dzień - było wręcz idealne :).
Kiedy przyszła nasza kolej, usadowiliśmy się w małej łódce i powoli ruszyliśmy do przodu. Do kompletu było jedno wiosło, co w sumie okazało się praktyczne, bo ja z przodu mogłam raczej odpychać się rękami od ścian lub sufitu, co czasem było łatwiejsze i skuteczniejsze od wiosłowania ;). Korytarze są wąskie i niskie, często trzeba się pochylać, no i używać rąk zamiast wioseł. Robi się tutaj niewielkie kółko, no i przyznam, że zdecydowanie fajniej byłoby tu wpaść poza sezonem, gdy ruch jest mniejszy. Tak trzeba było płynąć w zbliżonym tempie do innych łódek, niezbyt mając możliwość zatrzymania się gdzieś na dłuższą przerwę bez tamowania ruchu. Całość zajęła może z dziesięć minut, co troszkę mnie rozczarowało - liczyłam na więcej. Z drugiej strony była to jednak niewątpliwie megafajna atrakcja, a zakładam, że poza sezonem spokojnie można trochę wydłużyć czas na jeziorze :).
Patrząc więc na to, jak wygląda wizyta w jaskini, może ona nam zająć jakieś 20 minut, a może i ponad godzinę. Pytanie, czy chcemy iść tempem grupy, wsłuchując się w audioguide'a (bądź też zna się węgierski i można słuchać przewodnika) - wtedy sama trasa trwa 30-40 minut, potem stanie w kolejce do łódek i same łódki; czy też skierujemy się od razu, mijając wystawy, do łódek - przy szczęściu do braku kolejki całość zajmie nam wtedy może ze 20 minut. Tu już wybór należy do Was - moim zdaniem to podziemne jezioro jest tu atrakcją, wystawy nie robią szczególnego wrażenia, więc można by od razu schodzić na dół :). No a jednak pływanie w jaskini ma ten efekt wow! ;)
0 Komentarze