Pomysł na krótki urlop, gdy pod jego koniec trzeba zawitać do Wrocławia? Najlepiej jego bliskie okolice, a że Dolnego Śląska - poza jego stolicą - właściwie nie znałam, nie była to trudna decyzja ;). Ciekawych miejsc do zobaczenia jest więcej niż czasu na zwiedzanie, trzeba się było tylko zastanowić nad miejscem noclegowym. Chodziły mi po głowie dwa miasteczka uzdrowiskowe: Szczawno-Zdrój i Jedlina-Zdrój; oba położone blisko siebie i nie tak daleko od atrakcji, które chciałam odwiedzić. Znalazłam pozornie fajny nocleg w Jedlinie (na czym się trochę przejechaliśmy...), więc to z niej zrobiliśmy sobie bazę wypadową. W samym miasteczku dużo czasu nie spędzaliśmy, bo i nie było za bardzo co w nim robić, ale naturalnie spaceru po okolicy nie mogłam sobie odpuścić ;).
Do Jedliny dotarliśmy późnym popołudniem i już tego dnia nic nam się nie chciało robić. Podeszliśmy więc kawałek do pałacu Jedlinka (oryginalnie XVII-wiecznego dworku, który potem został przebudowany i odrestaurowany), w którym obecnie mieści się hotel i muzeum, ale o tej porze nie było już nawet co myśleć o zwiedzaniu. Zresztą i nie ono chodziło nam po głowie... ;) Obok pałacu znajduje się też hostel i browar Jedlinka, no i właśnie to ostatnie miejsce było naszą miejscówką na pierwszy polski wieczór. Degustacja lokalnych piw (całkiem spoko, lecz bez rewelacji) i drinków opartych o te piwa (to już lepsze) - na jedzenie się nie skusiliśmy, będąc już po obiedzie. Jest to fajna miejscówka, położona jednak kawałek od uzdrowiskowego centrum, więc w kolejne wieczory nie chciało nam się już tu podchodzić :).
Z browaru zebraliśmy się po 20, bo chciałam jeszcze podejść do Parku Zdrojowego i zobaczyć pokaz fontanny multimedialnej. Takie pokazy odbywają się od maja do sierpnia w weekendy: w sobotę i niedzielę o 12 i 16 są standardowe pokazy, a od piątku do niedzieli o 21 także z dodatkiem efektów świetlnych. W sobotni wieczór towarzyszyła im muzyka rockowa - od Dżemu po Queen, w pozostałe dni w tle lecą hity filmowe. Fontanna nie jest duża, Jedlina to też nie jest nie wiadomo jak popularny kurort, więc tłumów dookoła nie ma, ale jest to przyjemna atrakcja na zakończenie dnia :).
Fontanna znajduje się w Parku Zdrojowym - niewielkim obszarze zielonym niedaleko centrum uzdrowiska. Cały park został w ostatnich latach zrewitalizowany, najnowszym dodatkiem są stalowe rzeźby w kształcie brył geometrycznych - nie powiem, żeby było to jakoś szczególnie piękne, ale no, urozmaica krajobraz... ;) Drugi, mniejszy park ciągnie się też wzdłuż alei Niepodległości, a stamtąd jest już rzut beretem do Parku Aktywności Czarodziejska Góra - coś w sam raz dla rodzin z dziećmi (zatem, z przyczyn oczywistych, my tam akurat nie zawitaliśmy...).
Oczywiście nie można odwiedzić Jedliny i nie zajrzeć na Plac Zdrojowy :). Dziś XVIII-wieczny budynek Domu Zdrojowego mieści w sobie sanatorium, więc obejrzeliśmy go tylko z zewnątrz, zatrzymując się na chwilę przy ławeczce z pomnikiem Charlotty von Seher-Thoss, założycielki uzdrowiska (wtedy, czyli w pierwszej połowie XVIII wieku, znanego jako Charlottenbrunn). To również jej imieniem została nazwana lokalna woda - Charlotta, której można spróbować w tutejszej pijalni. Jak powiedziała nam jedna z gościń sanatorium: Jedlina to jedyne uzdrowisko obok Lądka, gdzie można napić się wody za darmo. I faktycznie, wejście nie jest biletowane, na ladzie stoją papierowe kubeczki, a z kranu można sobie nalać Charlotty. Starsze artykuły internetowe wspominają, że wcześniej wstęp tutaj kosztował 5 zł, a można było spróbować większej ilości wód - teraz jednak inne kurki były zakręcone, no ale wstęp darmowy ;).
Na zakończenie zwiedzania Jedliny pospacerowaliśmy jeszcze wśród klimatycznych, zabytkowych budynków, a tych tutaj też nie brakuje. Najpierw rzuca się w oczy położony tuż przy wejściu do Parku Zdrojowego hotel Charlotta z 1905 roku. Dalej zabytkowy budynek poczty z końca XIX wieku, z pięknymi kamiennymi i ceglanymi detalami na elewacji. Ciekawostką jest też budynek dawnej remizy strażackiej (obecnie przerobionej na sale wystawowe) z drewnianą dzwonnicą, datowaną na lata osiemdziesiąte XIX wieku. Warto pospacerować po Jedlinie, przyglądając się przedwojennym budowlom, nawet jeśli nigdzie nie wejdziemy do środka :).
Ale choć bazę wypadową urządziliśmy sobie w Jedlinie, wizyta w Szczawnie-Zdroju i tak chodziła mi gdzieś po głowie. I wyszła dość spontanicznie, gdy wracaliśmy z Kolorowych Jeziorek - trochę rozczarowani, nieco wcześniej, niż zakładałam, no i głodni... Google podpowiedziało fajną restaurację w Szczawnie (Legenda - bardzo polecam!), więc podjechaliśmy. A skoro potem mieliśmy czas, do tego nie zaszkodziłoby rozchodzić obiadu... Zatem wybraliśmy się na spacer po centrum Szczawna :).
Pijalnia wód w Szczawnie funkcjonuje od lat dwudziestych XIX wieku (kiedy Szczawno nosiło jeszcze nazwę Bad Salzbrunn), wkrótce też wybudowano obok niej drewnianą Halę Spacerową. Spłonęła ona jednak pod koniec XIX wieku i została wkrótce zastąpiona nową, która stoi w centrum miasteczka do dzisiaj. Jak można zobaczyć na starych zdjęciach i pocztówkach, oryginalna hala Elizy (nazwana tak na cześć żony Fryderyka Wilhelma IV Pruskiego) była zbudowana bardziej w stylu klasycznym, z charakterystycznymi kolumnami. Chyba obecny, drewniany wystrój podoba mi się bardziej :).
Po Hali Spacerowej można swobodnie chodzić, a mimo sezonu wakacyjnego w środku nie było tłumów. Możemy tu też kupić pamiątki i inne drobiazgi lub przysiąść przy stoliku i spróbować lodów :). Warto też przyjrzeć się malowidłu autorstwa Hansa Rumscha, przedstawiającemu Higieję, grecką boginię zdrowia, podającą czarę ze zdrowotną wodą Asklepiosowi - pod spodem widnieje napis Experto credite, czyli Zaufaj doświadczonemu.
Skoro już tu byliśmy, to wypadało zajrzeć także do pijalni wód. Oryginalna, wraz z halą Elizy, spłonęła w 1893 roku - obecna pochodzi z lat dziewięćdziesiątych XX wieku, bo poprzednia też się spaliła... Nie wiem, co się dzieje w tym Szczawnie ;). Współczesna pijalnia to piętrowy budyneczek, za wstęp do którego płaci się 5 zł i na miejscu można spróbować czterech wód: Marty, Dąbrówki, Młynarza oraz najstarszej, wspominanej już w XV wieku, Mieszka. Na górnym piętrze pijalni urządzono też mini-wystawę obrazów.
Trochę żałuję, że wybraliśmy Jedlinę zamiast Szczawna jako miejscówkę noclegową - krótki spacer po obiedzie nie pozwolił nam na odkrycie całego miasteczka. Przyjrzeliśmy się zabytkowej zabudowie w centrum, nad którą góruje wieża Anny z 1818 roku. Przegapiłam za to jakoś Dom Zdrojowy, dawny Grand Hotel - widziałam go z daleka, ale jakoś umknęło mi, że hotel przerobiono na Dom Zdrojowy i że warto byłoby podejść i przyjrzeć się lepiej ;). Wpadło mi za to w oko - podobnie jak w Jedlinie - parę zabytkowych willi; to chyba standardowy urok miasteczek uzdrowiskowych. Wydaje mi się, że oba miasteczka są takie w sam raz na pół dnia, trochę pospacerować, trochę popstrykać zdjęć, napić się wody... i wszystkie atrakcje zobaczone ;).
0 Komentarze