Advertisement

Main Ad

Hala Stulecia i Ogród Japoński

Wrocław ogród japoński
Choć we Wrocławiu bywałam wielokrotnie, zahaczając też o okolice Hali Stulecia, to jakoś nigdy nie przyszło mi na myśl, by zajrzeć do środka budynku. Postanowiłam to więc nadrobić przy okazji sierpniowej wizyty na Dolnym Śląsku. W piękny, słoneczny dzień można było połączyć zwiedzanie Hali ze spacerem po Ogrodzie Japońskim (w którym byłam, ale ponad dziesięć lat temu, więc nie zaszkodziłoby wrócić), czyli był już plan na tę pierwszą połowę dnia, którą mogliśmy poświęcić na coś turystycznego. 
Jahrhunderthalle, czyli Halę Stulecia zbudowali w latach 1911-13 Niemcy, do których ówcześnie Breslau należał. W 1913 roku odbyła się we Wrocławiu Wystawa Stulecia, inspirowana rozmachem Wystaw Światowych, która miała upamiętniać setną rocznicę odezwy An Mein Volk cesarza Fryderyka Wilhelma III - to w niej władca zachęcał lud do walki przeciwko Napoleonowi i obiecywał zwycięstwo. Zwycięstwo faktycznie przyszło, a w sto lat później Niemcy nie wiedzieli, że za rogiem czeka na nich kolejna, tym razem przegrana wojna. Trzeba było zrobić wystawę z rozmachem, potrzebna więc była hala wystawowa. I tak właśnie powstała na krańcu parku Szczytnickiego zaprojektowana przez Maxa Berga Hala Stulecia. Wysoka na 42 m, z kopułą o średnicy 67 m potężna konstrukcja przetrwała w niemal nienaruszonym stanie II wojnę światową. Szybko rozpoczęto prace, by przywrócić jej dawny blask i już w trzy lata po wojnie odbyło się tu kolejne duże wydarzenie: Wystawa Ziem Odzyskanych. To właśnie wtedy przed Halą Stulecia stanęła ok. 100-metrowa Iglica. Od 2006 roku hala znajduje się na Liście UNESCO, co też było jednym z powodów, dla których chciałam zajrzeć do środka ;).
Dziś Halę Stulecia można zwiedzać i mamy tu do wyboru dwa rodzaje biletów. Pierwszy obejmuje tylko Visitor Center - wystawę multimedialną z różnymi ciekawostkami nt. Hali Stulecia, taki bilet dla osoby dorosłej kosztuje 25 zł. Za dopłatą 5 zł można też wejść na samą halę - różnica w cenie niewielka, a jak się tu już przyjdzie, to przecież trzeba wejść ;). Najbardziej podobała mi się część wystawy multimedialnej w okularach VR, gdzie można było unosić się nad Halą Stulecia i przyjrzeć się jej z innej strony niż zazwyczaj. Zaciekawił mnie też filmik o historii hali z licznymi archiwalnymi materiałami - był dość długi, ale w zwięzły sposób przedstawił najważniejsze momenty w dziejach budowli. Łącznie na zwiedzanie Hali Stulecia poświęciliśmy około godziny i myślę, że naprawdę warto było tu w końcu zajrzeć :).
Po wyjściu z Hali Stulecia spotkaliśmy się z moimi rodzicami i dalej już we czwórkę skierowaliśmy się - nieco naokoło ;) - do Ogrodu Japońskiego. Jak już wspomniałam, byłam tam kiedyś, na początku studiów - w tych starych, dobrych czasach, gdy wstęp był jeszcze darmowy ;). Teraz już tak dobrze nie ma i za bilet do ogrodu trzeba zapłacić 21 zł. Park jest otwarty od kwietnia do października w godzinach 9-19, no i w lecie trzeba się liczyć z tym, że trochę odwiedzających tu jednak zastaniemy - zwłaszcza że nie jest to największe miejsce.
Ogród Japoński jest tak stary jak Hala Stulecia - również powstał jako część słynnej Wystawy Stulecia. Oryginalny park, stworzony przy pomocy japońskiego ogrodnika Mankichiego Araia, do dzisiaj się już nie zachował. Przebudowę - znów we współpracy z Japończykami - zorganizowano w latach dziewięćdziesiątych: powiększono teren ogrodu, zasadzono nowe rośliny, starano się miejscu nadać jak najbardziej japoński charakter. Ogród Japoński otwarto ponownie w 1997 roku... i chwilę później Wrocław nawiedziła tragiczna powódź tysiąclecia. Jak łatwo można się domyślić, długotrwałe przebywanie pod wodą nie jest najlepszą rzeczą, by utrzymać dane miejsce w dobrym stanie ;). Potrzeba było kolejnych dwóch lat, by ponownie otworzyć ogród w formie, którą możemy oglądać obecnie. Ot, przyjemny park, ale... jakoś wszyscy poczuliśmy się nieco rozczarowani. Ja w Japonii nie byłam, ale fajniejsze ogrody japońskie widziałam w wielu miejscach w Europie. Mój facet był i uznał, że koło japońskich ogrodów to to nie stało ;). 
Podczas gdy my spacerowaliśmy po ogrodzie, zza ogrodzenia docierały do nas dźwięki towarzyszące pokazowi fontann. W sezonie od 10 do 17 odbywają się takie pokazy przy dźwiękach muzyki, a od 18 startują też dodatkowe - tym razem też z użyciem świateł. Po wyjściu z ogrodu zdecydowaliśmy się więc na spacer w cieniu porośniętej bluszczem pergoli w oczekiwaniu na kolejny pokaz. I faktycznie, o równej godzinie fontanna multimedialna wystrzeliła do góry na kilkunastominutowy show w rytm muzyki klasycznej.
Ja chyba pozostanę przy swoim dawnym twierdzeniu, że pokazy fontann to atrakcja po zmroku. Za dnia fajnie było popatrzeć przez chwilę, ale po paru minutach zaczynałam się jednak trochę nudzić. Jednak w przeszłości miałam okazję nie jeden raz oglądać wrocławską Fontannę Multimedialną wieczorową porą i szczerze uważam, że stolica Dolnego Śląska ma tu jedne z najfajniejszych pokazów, jakie dotąd widziałam. Znalazłam też kilka starszych zdjęć - jakość nie ta, bo i aparat wtedy nie ten ;) - ze zwykłego pokazu, ale pamiętam, że na niektórych były też jeszcze dodatki laserowe... No, z rozmachem to zrobili. Może jeszcze kiedyś trafię tu wieczorową porą, w końcu na pewno nie był to mój ostatni raz we Wrocławiu :).

Prześlij komentarz

0 Komentarze