Dla mnie Balaton okazał się idealną miejscówką na krótki urlop - nie dość, że upalne lato i ciepła woda w jeziorze, to w okolicy sporo ciekawych rzeczy do roboty, winnice do testowania, zamki do zwiedzania... ;) Ze względu na ograniczony czas na Węgrzech, wybrałam tylko jeden zamek: Szigliget, położony tuż obok odwiedzanego przez nas Badacsony. GPS pokierował nas na darmowy parking u podnóża wzgórza zamkowego, skąd w zaledwie kilka minut dotarliśmy na górę. 2000 forintów (23,50 zł) za wstęp i już można było zwiedzać. Przezornie wybraliśmy się tu z rana, a i tak na górze szybko zrobiła się patelnia w pełnym słońcu - w lecie wizyty tutaj w środku dnia zdecydowanie bym nie polecała... ;)
Zamek Szigliget zbudowali w XIII wieku benedyktyni z opactwa Pannonhalma na wyspie będącej wysokim na 234 m wzgórzem wulkanicznym. Dziś może się to wydawać dziwne, bo Szigliget jest półwyspem normalnie połączonym z lądem, ale obniżenie wody w Balatonie było efektem XIX-wiecznych prac regulacyjnych. Strategiczne położenie zamku miało zapewnić obronę przed tureckimi najazdami - i skutecznie, bo Turkom nigdy nie udało się zdobyć twierdzy. Co nie udało się wrogowi, udało się... naturze. Piorun trafił w prochownię, a wybuch był na tyle potężny, że zniszczonego zamku już nikt potem nie zdecydował się odbudować i od końca XVII wieku zaczął popadać w zapomnienie.
Zwiedzanie zaczyna się od dolnego zamku, na którego dziedzińcu przygotowano miejsce na różne wydarzenia - stoi tam scena otoczona ławeczkami. W sezonie była też możliwość postrzelania z łuku do celu, naturalnie za dodatkową opłatą. W dolnym zamku znajdziemy też zadaszoną wystawę poświęconą historii Szigliget, do tego sklepik, mini-kawiarnię, no i toalety. Obeszliśmy ten teren bardzo szybko, po czym skierowaliśmy się ścieżką biegnącą do głównej części twierdzy.
Górny zamek jest zdecydowanie ciekawszy - sporo tu wystaw przygotowanych po węgiersku, angielsku i niemiecku. Można się tu dużo dowiedzieć nie tylko o samej twierdzy Szigliget, ale generalnie o całym systemie fortec nad Balatonem, o utworzonej w XVI wieku węgierskiej flocie pilnującej jeziora (stanowiącego wtedy granicę królestwa), czy też o niewielkiej bitwie na Balatonie, którą akurat udało się Turkom wygrać ;).
Na licznych miniaturkach, obrazkach i rekonstrukcjach możemy zobaczyć, jak wyglądał kiedyś zamek oraz życie na nim. Aż szkoda, że z Szigliget pozostały ruiny, bo była to naprawdę robiąca wrażenie twierdza :). Ciekawostką mogą być też wystawy broni, choć na mnie nie wywarły tu akurat szczególnego wrażenia - kolekcja w Szigliget jest zdecydowanie mniejsza niż w większości zamków, do których dane mi było już zajrzeć.
Kilka pomieszczeń spróbowano zrekonstruować, żeby jak najlepiej oddać, jak wyglądało życie na zamku. Mamy tu zatem kuchnię sprzed wieków, kuźnię, sypialnię ze starym piecem kaflowym... Przez tę część twierdzy przejdzie się szybko, ale warto zajrzeć, choć znów - nic, czego by się już nie widziało, jak się lubi zwiedzać stare zamki ;). Za to dzieciaki miały atrakcję zaglądając do takich wizjerów, jakie często stoją na punktach widokowych, by patrzeć w dal - na dziedzińcu zamkowym zapewniały widok scen z historii Szigliget.
Na zamku postanowiono też zrekonstruować kaplicę - w najwyższym pomieszczeniu, które najprawdopodobniej pełniło właśnie tę funkcję. Nie można też zapominać, że twierdzę zbudowali benedyktyni - dlatego wśród obecnych dekoracji znajdziemy nawiązania do tego zakonu, a sama kaplica jest pod wezwaniem św. Marcina (klasztor Pannonhalma został zbudowany na wzgórzu o imieniu tego świętego).
Zwiedzanie twierdzy w Szigliget zakończyliśmy na wieży zamkowej, skąd rozciąga się piękny widok na okolicę. Z jednej strony mieniący się w słońcu i zaskakująco błękitny Balaton, z drugiej liczne wzgórza wulkaniczne (na jedno z nich potem weszliśmy w Badacsony, co było czynem dość masochistycznym w pełni węgierskiego lata). No a teraz najważniejsze pytanie: czy warto zajrzeć do zamku Szigliget? ;) Jeśli lubicie ruiny zamkowe, to na pewno widzieliście parę fajniej zrekonstruowanych miejsc - także w Polsce. Nie da się jednak zaprzeczyć, że Szigliget to świetna dawka historii o Balatonie i okolicach (a to zawsze warto wiedzieć, będąc w danym miejscu), do tego naprawdę dobrze i przystępnie przedstawiona. Same ruiny jak ruiny - ja to akurat lubię, ale rozumiem, że nie każdy tak do tego podchodzi ;). Na pewno warto jednak wejść na górę i dla widoków - to chyba najfajniejszy punkt widokowy, na jaki natrafiłam podczas pobytu nad jeziorem.
0 Komentarze