Skoro już kręciliśmy się po tym Dolnym Śląsku, wiedziałam, że nie mogę przegapić zatrzymania się w jednym ze słynnych Kościołów Pokoju. Zwłaszcza kiedy się okazało, że przez Świdnicę i tak będziemy przejeżdżać w drodze do Wrocławia - nie było więc innej opcji niż zwiedzanie ;). Do Jawora było tym razem nie po drodze, co nie znaczy, że jeszcze kiedyś nie uda się tam zawitać... ;) Google Maps poprowadziło nas od strony ulicy Saperów na bezpłatny parking - wszystko po drugiej stronie kościoła i bliżej centrum było już udekorowane wszechobecnymi parkomatami. Główne wejście na teren kompleksu znajduje się od strony placu Pokoju i to w tym miejscu rozpoczęliśmy naszą krótką przygodę ze Świdnicą.
No właśnie, kompleks, bo sam kościół, choć znajduje się w jego centrum i jest tutaj najważniejszą budowlą, to przecież nie jedyną. Habsburgowie pozwolili ewangelikom zająć teren o wymiarach 200x200 kroków, na którym - oprócz świątyni - powstały liceum ewangelickie (obecnie pensjonat Barokowy Zakątek), plebania (teraz Dolnośląski Instytut Ewangelicki) i stróżówka (dziś kawiarnia). Na początku XVIII wieku ewangelicy dostali też zgodę na budowę dzwonnicy - jest to oddzielny budynek, bo w pierwotnym kościele nie mogło być żadnych wież czy innych widocznych z daleka elementów; a wraz z dzwonnicą pojawił się też dom dzwonnika (obecnie Centrum Promocji i Partnerstwa UNESCO). No i naturalnie, jak przy wielu świątyniach, powstał tutaj też cmentarz, na którym wiernych chowano aż do drugiej połowy XX wieku.
O co w ogóle chodzi z ideą Kościołów Pokoju? W pierwszej połowie XVI wieku ziemie te trafiły pod panowanie Habsburgów, którzy - jak na katolików przystało - nie byli zbytnio tolerancyjni co do innych wierzeń. Ewangelicy mogli jednak praktykować swoją religię dość otwarcie do 1618 roku i wybuchu wojny trzydziestoletniej, wtedy wszystkie ich swobody religijne poszły się gonić, że tak powiem. Wojna obeszła się niszczycielsko ze Świdnicą, ale jej wynik był na rękę miejscowym ewangelikom. Kończący ją pokój westfalski wymusił w Europie większą tolerancję dla protestantów, a Habsburgowie zgodzili się na budowę trzech świątyń w Świdnicy, Jaworze i Głogowie. Tę ostatnią strawił pożar w 1758 roku, ale dwie pierwsze przetrwały do dnia dzisiejszego i od 2001 roku znajdują się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Oczywiście nie było co oczekiwać, że cesarz tak bezproblemowo przyjmie narzucone mu warunki. Zgodził się na budowę kościoła, ale postawił ewangelikom tyle wymagań, że ich spełnienie wydawało się wręcz nierealne. Na budowę mieli zaledwie rok, musieli korzystać tylko z nietrwałych materiałów (Habsburgowie liczyli, że świątyni będzie się można szybko pozbyć), kościół trzeba było postawić poza murami miejskimi, no i nie mógł mieć żadnej dzwonnicy, szkoły parafialnej ani nic takiego... Ewangelików to nie zniechęciło - wszyscy wyznawcy zaangażowali się w projekt autorstwa Albrechta von Saebischa, ludzie przynosili dostępne materiały i uczestniczyli w pracach, zbierano datki po protestanckich dworach. I w 10 miesięcy zbudowali świątynię, która - mimo nietrwałych materiałów - przetrwała już ponad 350 lat.
Jako że tych kościołów ewangelickich w okolicy dużo nie było (podczas wojny wszystkie świątynie ewangelickie zostały przekonwertowane na katolickie), zadaniem Kościołów Pokoju było pomieszczenie jak największej liczby wiernych. Ten w Świdnicy ma aż cztery kondygnacje i może tu się modlić 7,5 tys. osób - według oficjalnej strony internetowej całkowita powierzchnia wynosi 1090 m². W efekcie Kościół Pokoju w Świdnicy idzie na rekord - w różnych miejscach można znaleźć informacje takie jak: największa drewniana barokowa świątynia w Europie czy jeden z największych drewnianych kościołów na świecie.
Na co warto zwrócić uwagę w środku? Poza tym, że pewnie już na wstępie opadnie Wam szczęka z wrażenia i nie będziecie wiedzieć, na co się patrzeć, bo wszystko wygląda przepięknie ;). Wystrój świątyni pochodzi sprzed wieków, choć wnętrza przeszły ostatnimi czasy gruntowną renowację. Po pierwsze, pięknie rzeźbiony ołtarz (białe figury sprawiają wręcz wrażenie marmurowych, ale nie, tu nie ma tak trwałych materiałów...), potem ambona z klepsydrami do mierzenia czasu kazania (podoba mi się ten pomysł ;) ), największe w regionie organy (nieco nowsze, bo z początku XX wieku), pięknie zdobione loże należące do najbogatszych rodzin ewangelickich... No i naturalnie pochodzące z końca XVII wieku szczegółowe malowidła na sklepieniu kościoła.
A jak wygląda zwiedzanie Kościoła Pokoju z praktycznego punktu widzenia? Wstęp na sam plac Pokoju jest darmowy, ale żeby zajrzeć do świątyni, trzeba zapłacić obowiązkową Cegiełkę na Fundusz Renowacji Kościoła Pokoju. Dla osoby dorosłej wynosi ona 15 zł, są zniżki dla dzieci / studentów / emerytów. W samej świątyni z głośników lecą informacje o historii i architekturze budowli - najlepiej po prostu usiąść i wsłuchać się w tekst, jednocześnie przyglądając się omawianym elementom. Opowieść nie trwa jednak długo, więc ze swojej strony dodam, że warto potem jeszcze co nieco o Kościele Pokoju w Świdnicy doczytać :).
Po wyjściu ze świątyni skierowaliśmy się do centrum. Najpierw na lunch (polecam tutaj restaurację Kryształową), a potem na krótkie zwiedzanie. Świdnica to miasto z kilkusetletnią historią - pierwsze wzmianki o niej sięgają XIII wieku - i jej atrakcje nie ograniczają się tylko do wpisanego na listę UNESCO kościoła. Miasto nie ucierpiało zbytnio podczas II wojny światowej, a choć za PRL-u rozebrano część historycznej zabudowy, wciąż jest co tu oglądać :).
Świdnicki Rynek uchodzi za jeden z najpiękniejszych na Dolnym Śląsku i nic dziwnego - jest czysto, kolorowo, kamieniczki pięknie odremontowane, w nocy podobno też wszystko ładnie oświetlone. Centralnym punktem jest Ratusz, oryginalnie wybudowany na przełomie XIII i XIV wieku, ale z czasem wymagał niejednej odbudowy i przebudowy. Ostatnie wielkie prace miały miejsce ledwo kilkanaście lat temu, gdy trzeba było postawić od nowa wieżę, która nie przetrwała komunistycznych prac renowacyjnych ;). Do tego na Rynku znajdziemy XVII-wieczną, barokową kolumnę Św. Trójcy, kilka fontann, liczne knajpki, a gdzieniegdzie nawet i trochę zieleni.
Kolejną historyczną budowlą, którą chciałam zobaczyć w Świdnicy obok Kościoła Pokoju, była katedra św. Stanisława i św. Wacława. Gotycka perełka, swoją historią sięgająca pierwszej połowy XIV wieku, pełniąca funkcję katedry dopiero od 2004 roku i ustanowienia diecezji świdnickiej. Jeden z najwyższych kościołów w Polsce (wieża przekracza 100 m) i jeden z największych na Dolnym Śląsku już z zewnątrz wywiera wrażenie swoim rozmiarem.
Moja pierwsza myśl po wejściu do środka to o kurczę, ale tu różowo ;). Tak nie do końca gotycko, ale cóż, to zapewne zasługa barokowej przebudowy z przełomu XVII i XVIII wieku, czasów, kiedy kościół należał do zakonu jezuitów. Potem nastąpiła jednak kasata zakonu, a że świątynia miała pokaźne rozmiary, postawiono na jej praktyczne wykorzystanie... i urządzono w niej magazyn zbożowy. I choć z końcem XIX wieku podjęto się remontu, a kościół znów odzyskał swoje funkcje sakralne, to sporą część gotyckiego i barokowego wystroju wnętrza utracono już bezpowrotnie.
Na szczęście nie wszystko i w katedrze nadal jest co oglądać :). Przede wszystkim dzieła Johanna Riedla - jezuity i rzeźbiarza, który na przełomie XVII i XVIII wieku mieszkał i pracował w Świdnicy. Spod jego ręki wyszedł piękny ołtarz maryjny, ambona i liczne rzeźby. Poza tym znajdziemy tu XV-wieczny cudowny obraz Matki Boskiej Świdnickiej, pochodzącą z tego samego okresu Pietę czy gotycki poliptyk. Zatem nawet w katedrze jest co zwiedzać i naprawdę warto tu zajrzeć, choć nie da się ukryć - jeśli na Świdnicę macie mało czasu / zaglądacie tu tylko przejazdem, to niekwestionowanym numerem jeden jest Kościół Pokoju. Świątyń podobnych do tutejszej katedry już trochę widziałam, Kościół Pokoju to jednak perełka jedyna w swoim rodzaju :).
0 Komentarze