Gdybym miała powiedzieć, co pierwsze przychodzi mi na myśl na hasło atrakcje Dolnego Śląska, odpowiedziałabym bez wahania: zamki! Nie bez powodu zaczęliśmy zwiedzanie regionu od słynnego Książa :). Na nim jednak nie poprzestaliśmy - wracając z czeskiego Skalnego Miasta, odbiliśmy trochę w bok i zawitaliśmy do twierdzy Srebrna Góra, a po drodze z Jedliny-Zdrój do Wrocławia zahaczyliśmy jeszcze o zamek Grodno. Oba te zamki postanowiłam opisać w jednym poście na blogu i tym samym zakończyć wreszcie relację z sierpniowego wypadu na Dolny Śląsk. Choć historycznie dolnośląskie twierdze są niezwykle ciekawe, to nie da się jednak nie odczuć mocnego niedofinansowania regionalnych atrakcji. Jakby wszystkie fundusze szły na Wrocław i Książ, a pozostałe zabytki próbowały się jakoś utrzymywać z cen biletów - wstęp do Srebrnej Góry kosztuje 40 zł, do Grodna - 30 zł. Nie są to takie ceny jak w Książu, jasne, ale wciąż wydawało mi się to dość drogo wobec tego, co za te pieniądze możemy zobaczyć. Pozostaje mieć nadzieję, że po koniecznych renowacjach oba zamki będą wywierać jak najlepsze wrażenie, a póki co zapraszam Was na zwiedzanie w wersji lato 2023 ;).
Mam wrażenie, że forteca w Srebrnej Górze najlepiej wygląda na zdjęciach z powietrza, dopiero wtedy widać całą potęgę tutejszych umocnień. Z poziomu ziemi aż tyle się nie zobaczy, zwłaszcza że przez renowacje nie wszędzie da się podejść. Wciąż jednak nie da się ukryć, że w momencie wybudowania (1765-77) była to prawdziwa potęga. Na bilecie napisano, że to największa górska twierdza w Europie, przewodnik wspominał jednak, że największa górsko-przełęczowa, bo samych górskich to pewnie by się znalazło trochę całkiem sporych... Bądź co bądź cały kompleks zajmuje powierzchnię 106 ha i posiada status Pomnika Historii.
Srebrną Górę zwiedza się z przewodnikiem - ubrany w strój pruskiego żołnierza facet czekał na grupę przed wejściem do ogromnego donżonu. Ubiór ten nie powienien dziwić, bo twierdzę zbudowano właśnie za panowania pruskiego, choć długo Prusom nie posłużyła. Nie to, że ją szybko podbito - wręcz przeciwnie, przewodnik się śmiał, że Srebrna Góra nosi miano niezdobytej, choć doświadczyła tylko jednego krótkiego oblężenia za czasów wojen napoleońskich. Nim Francuzi zdążyli się jednak rozkręcić, podpisano pokój w Tylży, a obrońcy mogli się zająć naprawą zniszczeń. Pojawiły się jednak pytania, co dalej z fortecą zrobić? Bo utrzymanie takiego molocha kosztowało, poza tym nie ma co ukrywać - taką twierdzę można zbudować w 12 lat, ale jakość nie będzie najlepsza i w stulecie później potrzeba było wiele renowacji. A skoro na Srebrnej Górze nikomu w Prusach już nie zależało, załoga fortu została wycofana, a samą twierdzę przekształcono w poligon doświadczalny. I podczas tej przygody nieźle ucierpiała... Z czasem Srebrną Górę zaczęło odwiedzać coraz więcej turystów, w latach sześćdziesiątych rozpoczęto procesy renowacyjne i trwają one nadal. Póki co wnętrze fortecy nie powala, ale już stanowi ciekawostkę - wierzę, że z czasem będzie tylko lepiej :).
Trasa z przewodnikiem trwa nieco ponad godzinę - w jej trakcie poznajemy historię twierdzy, oglądamy wystawy (broń i inne wyposażenie wojsk pruskich), mniej lub bardziej odrestaurowane pomieszczenia oraz całkiem sporych rozmiarów makietę Srebrnej Góry. Na koniec schodzimy do podziemi, do których zalecano mieć cieplejszy strój, zwłaszcza w letnie dni. Owszem, było tam nieco chłodniej, ale w podziemiach spędza się na tyle mało czasu, że bez problemu da się wytrzymać w krótkim rękawku :). Ostatnim punktem zwiedzania jest wystrzał z pistoletu, dodatkowa atrakcja dla tych, którzy lubią trochę hałasu (tzn. przewodnik strzela, odwiedzający mogą oglądać, jak wyglądało ładowanie starszej broni).
Po skończonym zwiedzaniu wciąż można przebywać na terenie biletowanym, więc jeśli ktoś czuł niedosyt wystaw podczas rundki z przewodnikiem, może spokojnie wrócić i doczytać. Można też wejść na punkt widokowy i spojrzeć z góry na twierdzę oraz okolicę. My tutaj długo nie zostaliśmy, bo wyraźnie zbierało się na burzę, a trzeba było przecież jeszcze zejść z powrotem na parking. Nawet udało mi się uchwycić na zdjęciu miejsce, gdzie słoneczna pogoda ustępuje miejsca burzy... ;) Swoją drogą, jeśli ktoś ma więcej czasu, obok twierdzy znajduje się też fort Spitzberg-Ostróg, który podczas II wojny światowej pełnił funkcję obozu jenieckiego - bilet łączony na obie miejscówki kosztuje nieco taniej.
Zamek Grodno rzucił mi się w oczy na mapie, gdy szukałam czegoś po drodze, a krótko potem polecił mi go też mieszkający we Wrocławiu przyjaciel. Nie było co się zastanawiać, postanowiliśmy tam zajechać w drodze z Jedliny. Podobnie jak Srebrną Górę, Grodno zwiedza się z przewodnikiem... ale tylko na tygodniu. W weekendy i święta zwiedza się na własną rękę (można skorzystać z audioguide'a) - cena w obu przypadkach jest taka sama. My wpadliśmy tu w środku tygodnia, więc przyszło nam chwilę czekać na dziedzińcu na zebranie się grupy i o równej godzinie weszliśmy na obszar biletowany.
Dokładna data budowy zamku nie jest znana, szacuje się ją jednak na drugą połowę XIII wieku. Pierwsza pisana wzmianka o Grodnie - wtedy jeszcze Kinsbergu - pochodzi z 1315 roku i wkrótce po tym został on rozbudowany. Jak większość twierdz, Grodno położone jest na szczycie wzgórza (czy też góry, jak zwał tak zwał te 450 m n.p.m. ;) ) Choiny, nad płynącą w dole Bystrzycą. Warto więc wejść na wieżę zamkową i rozejrzeć się po okolicy.
Spora część zamku to, niestety, ruina - choć może to niestety niezbyt tu pasuje, gdy mi akurat ruiny się zwiedza lepiej niż takie na wpół odrestaurowane budynki ;). Tutaj nieszczęśliwy dla Grodna był XVII i XVIII wiek - najpierw najazd Szwedów w wojnie trzydziestoletniej, pożar po uderzeniu pioruna, potem stopniowe zawalanie się poszczególnych elementów fortyfikacji po opuszczeniu zamku przez właścicieli. Dopiero w drugiej połowie XIX wieku, dzięki pracy Fryderyka von Burghaus i Maksymiliana von Zedlitz, rozpoczęto stopniową renowację, żeby udostępnić Grodno turystom. Dziś część jest przystosowana do urządzonych w środku wystaw, pozostałe fragmenty pozostawiono w ruinie - można porównać ;).
A co można zobaczyć w środku? Podobnie jak w Srebrnej Górze, na zwiedzanie z przewodnikiem trzeba poświęcić trochę ponad godzinę. Przechodzi się przez kilka mniej lub bardziej odrestaurowanych sal, w tym książęce, rycerską, myśliwską, a nawet salę tortur. W środku można też zobaczyć słynne śląskie krzyże pokutne i loch księżniczki Małgorzaty, gdzie przewodnik opowiada związaną z nią legendę. Na koniec trafia się do sali filmowej, w której odtwarzany jest krótki filmik o regionie, a następnie można już chodzić sobie po zamku na własną rękę. Zajrzeć na spokojnie do zwiedzanych wcześniej z przewodnikiem sal, pobłąkać się po ruinach czy wejść na wieżę widokową.
Będąc w Grodnie, warto podjechać do znajdującej się tuż obok zapory na Bystrzycy w Zagórzu Śląskim. Zbudowana w 1917 roku, tworzy widoczne z wieży zamkowej jezioro Bystrzyckie. Po zaporze można się przejść - liczy sobie ona 44 m wysokości i 230 m długości; może nie wywiera takiego wrażenia jak ta w Solinie, ale wciąż jest to lokalna ciekawostka :).
0 Komentarze