Advertisement

Main Ad

Zwiedzanie Uniwersytetu Wrocławskiego

Na sobotę we Wrocławiu nie miałam żadnych turystycznych planów - to był dzień ślubu przyjaciela, do wesela też się trzeba przygotować, nie w głowie więc zwiedzanie ;). Ale poprzedniego wieczoru mama znów mi zaczęła wspominać, że powinnam zobaczyć Uniwersytet Wrocławski. Że to nie zajmie dużo czasu, a przecież nie będę się od rana do tej 14 malować i przebierać... Zresztą ślub miał być w kościele uniwersyteckim, więc daleko nie mamy. W sumie i nocleg mieliśmy w tej okolicy, żebym nie musiała daleko zasuwać na obcasach, więc właściwie nie było problemu, by podejść na uniwersytet, pozwiedzać, wrócić do mieszkania się ogarnąć i wybrać się na ślub. A skoro nie było problemu, to cóż, trzeba było iść zwiedzać ;).
Zacznijmy może od historii ;). Pierwsze, nieudane próby założenia uczelni wyższej we Wrocławiu sięgają początków XVI wieku; sukces udało się osiągnąć dopiero w roku 1701, kiedy to podpisano akt fundacyjny. Academia Leopoldina oficjalnie wystartowała rok później, a w 1728 roku rozpoczęto budowę głównego gmachu - barokowego Collegium Maximum, którego zwiedzanie mieliśmy w planach. Co można zobaczyć w tym historycznym gmachu? Odwiedzającym udostępnione są cztery sale (choć nie zawsze słowo sala jest tu adekwatne ;) ): Aula Leopoldyńska, Oratorium Marianum, Wieża Matematyczna oraz sale wystawowe. Bilet normalny na całość kosztuje 20 zł, za dwie sale zapłacimy 16 zł, a za 3 - 18 zł. Mi zależało najbardziej na zobaczeniu dwóch pierwszych, barokowych pomieszczeń, stwierdziłam jednak, że można i wejść na wieżę. Zapłaciliśmy więc po 18 zł i przez ładnie odnowioną klatkę schodową wyruszyliśmy na zwiedzanie.
Zaczęliśmy od Oratorium Marianum, które już od pierwszego rzutu oka wywiera wrażenie na odwiedzających. Sala ta jednak od początku nie miała zbyt wiele szczęścia, bo krótko po jej ukończeniu wybuchły wojny śląskie, uniwersytet robił za szpital, a położone na parterze oratorium akurat nadawało się na stajnię czy magazyn ;). Dekoracje na ścianach i sklepieniu przetrwały, inne elementy wystroju zniknęły na amen. Na początku XIX wieku wstawiono tu jednak organy i przystosowano odnowioną salę do odbywających się tu regularnie koncertów - Oratorium Marianum słynęło ze świetnej akustyki. I pełniło swoją funkcję przez niemal półtora wieku, jednak bombardowanie Wrocławia pod koniec II wojny światowej okazało się tragiczne w skutkach dla Uniwersytetu Wrocławskiego. Sklepienie sali legło w gruzach, szczątkowe dekoracje ścian to wszystko, co pozostało po Oratorium Marianum po 1945 roku. To, co możemy zwiedzać dzisiaj, to powojenna rekonstrukcja - salę odnawiano z krótszymi i dłuższymi przerwami od lat siedemdziesiątych po dziewięćdziesiąte... A freski na sklepieniu odtworzył dopiero w latach 2013-14 Christoph Wenzel. Jednak zwiedzając tę salę, trudno uwierzyć, że to wszystko dzieło ostatnich lat - barokowy wystrój zrekonstruowano niemal całkowicie, tylko ogromnych organów już nie ma ;).
Znajdująca się na piętrze Aula Leopoldina miała zdecydowanie więcej szczęścia od sąsiadki. Ta najważniejsza i największa sala w budynku przetrwała w niemal nienaruszonym stanie od XVIII wieku i stanowi prawdziwą barokową perełkę. Swoją nazwę wzięła od imienia cesarza Leopolda I Habsburga, który był pierwszym fundatorem uczelni. Jego postać siedząca na tronie znajduje się tuż nad podium, a po bokach znajdziemy rzeźby przedstawiające synów Leopolda - Józefa i Karola. Zaś na sklepieniu tuż nad podium namalowano fresk, na którym Matka Boska bierze pod swoją opiekę Uniwersytet Wrocławski. 
W Auli Leopoldyńskiej spędziliśmy zdecydowanie najwięcej czasu, ale tutaj każdy szczegół przyciągał moją uwagę. Piękne freski, drewniane stalle, popiersie Johanna Antona von Schaffgotscha, który pełnił funkcję starosty generalnego Śląska w czasach budowy uniwersytetu, portrety władców w bogatych ramach, wizerunki uczonych i pisarzy przy okiennicach... Współcześnie w Auli odbywają się najważniejsze wydarzenia uniwersyteckie, przez większość czasu jednak jest ona po prostu udostępniona turystom :).
Dwie najbardziej reprezentacyjne sale uniwersytetu zobaczone, można się piąć po schodach na górę do Wieży Matematycznej. Dawniej mieściło się tutaj Obserwatorium Astronomiczne i sporo narzędzi pomiarowych z tamtych czasów można dziś zobaczyć na wystawach. Jest tu nawet kolejny wrocławski krasnal, gotowy do przeprowadzania pomiarów ;). Na przełomie XIX i XX wieku obserwatorium zostało jednak przeniesione, a Wieża Matematyczna traciła na znaczeniu - odnowiono ją i urządzono w niej wystawę dopiero z końcem ubiegłego wieku. Przyznam szczerze, że nie była to moja tematyka i przez wystawę przeszłam dość szybko, kierując się na taras widokowy.
Swoją drogą, oryginalnie zakładano, że główny gmach Uniwersytetu Wrocławskiego będzie miał trzy wieże, jednak ostatecznie powstała tylko ta jedna. Taras znajduje się na wysokości 42 m, góruje więc nad sąsiednimi budynkami i mamy z niego niezły widok na panoramę Wrocławia. Szczególnie dobrze widać wybrzeże Odry, bo żeby się przyjrzeć zabudowie Starego Miasta musielibyśmy jednak być nieco wyżej ;). Myślę jednak, że warto dopłacić te 2 zł, żeby spojrzeć z góry na Wrocław, skoro już i tak zwiedzamy ten gmach uniwersytecki... :)
A zwiedzając uniwersytet, warto zajrzeć też do kościoła uniwersyteckiego. My rozglądaliśmy się po nim tuż przed ślubem, więc już nie robiłam za bardzo zdjęć, nie chcąc irytować schodzących się gości ;). Ale sam kościół, barokową ciekawostkę z końca XVII wieku, oglądałam z zainteresowaniem, bo to naprawdę piękne miejsce - podobno (jeśli wierzyć Wikipedii) posiadające jedno z najbogatszych wnętrz barokowych we Wrocławiu. Szczęściem też świątynia przetrwała II wojnę światową w całkiem dobrym stanie, większość wystroju zachowała się do dzisiaj. Zresztą sami zobaczcie :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze