Położony na zachód od Sousse Kairouan to miasto z długą historią i o ogromnym znaczeniu dla islamu. W 1988 roku wpisano je na listę UNESCO nie tylko ze względu na jego historyczne i religijne znaczenie, ale też dzięki wielu zabytkom liczącym sobie nieraz ponad tysiąc lat - z Wielkim Meczetem na czele. Nic więc dziwnego, że Kairouan był obowiązkowym punktem naszej tunezyjskiej wycieczki, odwiedzonym po drodze z Sousse do Tozeur. Było to zdecydowanie jedno z najciekawszych miejsc w Tunezji, no i trafiła się okazja, by w końcu pozaglądać do meczetów - we wcześniej odwiedzanych miejscach wszystko było zamknięte albo kompletnie nieudostępnione nie-muzułmanom. Naturalnie w całym kraju obowiązuje zakaz wejścia do meczetu dla niewierzących, ale w Kairouan można było wejść na teren świątyni i zajrzeć do sali modlitewnej przez barierkę, a to już jednak coś ;). No i przecież nie tylko meczetami Kairouan stoi.
Choć Kairouan został założony jeszcze w VII wieku, miasto było u szczytu rozkwitu za czasów dynastii Aghlabidów, czyli głównie w wieku IX. Z tego też okresu pochodzą charakterystyczne zbiorniki na wodę zwane basenami Aghlabidów - Kairouan nie leży nad żadną rzeką czy jeziorem, więc rozsądne dysponowanie zapasami wody stanowiło nieraz być albo nie być dla miasta. Do dnia dzisiejszego zachowały się dwa baseny, które z wyglądu nie wywierają może szczególnego wrażenia, o ile człowiek nie zdaje sobie sprawy z setek lat historii. Przy zbiornikach znajduje się informacja turystyczna, udostępniająca odwiedzającym taras widokowy - z góry zdecydowanie lepiej widać rozmiary basenów. Warto tu się zatrzymać przed udaniem się do centrum miasta - nie tylko dla zobaczenia zbiorników, ale w informacji można też skorzystać z darmowych toalet, zaopatrzyć się w ulotki czy przyjrzeć się turystycznej mapie miasta. No i kupić bilet łączony na główne atrakcje miasta (meczety i mauzolea) za ledwo 12 dinarów (15,35 zł).
Z basenów Aghlabidów był już tylko rzut beretem do jednego z najważniejszych meczetów Kairouan. Zawiya Sidi Sahib funkcjonuje w języku polskim jako Meczet Fryzjera bądź Meczet Cyrulika, jako że Abu Zama'a al-Balawi (znany jako Sidi Sahib), patron miasta, został tutaj pochowany - podobno z trzema włosami Proroka. Sidi Sahib poległ w bitwie w 654 roku i w kolejnych stuleciach jego grób stał się celem licznych pielgrzymek, a z czasem zbudowano wokół niego mauzoleum i świątynię. Żeby wejść do samej sali z grobowcem, trzeba wyznawać islam, jednak stojąc w progu udało się co nieco zobaczyć.
Rozbudowę mauzoleum rozpoczął w 1629 roku bej Hammuda Pasza i prace trwały przez niemal cały XVII wiek. To z tego okresu pochodzi większość obecnych zabudowań, choć naturalnie przeszły one potem kolejne renowacje. Jednak to w XVII wieku powiększono mauzoleum, dodano pomieszczenia dla pielgrzymów, a także minaret i madrasę. Do samej sali modlitewnej również nie miałam wstępu, ale można było podejść do wejścia i rozejrzeć się po jej wnętrzu. Z turystycznego punktu widzenia niewielka strata, bo sale modlitewne służą do modlitwy, a nie do podziwiania wystroju, który jest tam dość prosty - piękne elementy architektury możemy podziwiać w częściach zewnętrznych :).
No właśnie, architektura! Meczet i mauzoleum są pięknie udekorowane płytkami Qallalin, charakterystycznymi dla XVII- XVIII-wiecznej Tunezji, które swoją nazwę wzięły od jednej z dzielnic Tunisu. Jeśli chodzi o sam styl architektoniczny, było ich tu całkiem sporo - od stylu mauretańskiego, przez wpływy lokalne, aż po włoski renesans. Kompleks naprawdę wywiera spore wrażenie i szczerze powiedziawszy, dla mnie warto tu zajrzeć choćby i tylko dla tych pięknych płytek ;).
Z mauzoleum przenieśmy się kawałek dalej - na medynę, czyli arabskie stare miasto. Choć szacuje się, że najstarsze umocnienia Kairouan sięgały jeszcze VIII wieku, to większość współczesnych fortyfikacji jest zdecydowanie nowsza. Na teren medyny wchodzi się przez bramy w potężnych, XVIII-wiecznych murach, na których zawieszono tabliczki wspominające o światowym dziedzictwie UNESCO.
Przekracza się bramy, a potem zaczyna się... bazar, jak to na medynie ;). Jako że od śniadania minęło trochę czasu, M. natychmiast wpadło w oko stoisko, gdzie pani przyrządzała przekąski na ciepło. Czasem ktoś nas zaczepiał, starając się zwrócić naszą uwagę na stoiska czy usługi, jednak nie było to szczególnie natrętne (a potrafi być na arabskich bazarach ;) ). Z drugiej strony - może dlatego, że było jednak poza sezonem - stoisk stricte pod turystów też się właściwie nie widziało, stragany oferowały głównie produkty potrzebne miejscowym.
Lokalną ciekawostką, która z punktu widzenia zachodniego turysty będzie się jednak niewątpliwie wiązała z okrucieństwem wobec zwierząt, jest święta studnia. Bir Barouta ma znaczenie religijne i historyczne dla miejscowych (legenda głosi, że jej wody sięgają świętego źródła w Mekce), a od XVII wieku wodę ze studni wyciągał krążący wokół niej wielbłąd. I o ile jeszcze historycznie to miało sens, to trzymanie wielbłąda przy studni współcześnie, ku uciecze turystów, jest jednak moralnie wątpliwe. Nawet jeśli nie pracuje on już regularnie, tylko od czasu do czasu zrobi jedno kółko przed odwiedzającymi. Bo wiecie... ta studnia jest na pierwszym piętrze. Tego wielbłąda wprowadzono tam po wąskich schodach i jakoś nie chcę sobie tego nawet wyobrażać.
Z krętych uliczek medyny przejdźmy jednak do najważniejszej atrakcji starego miasta Kairouan. Wielki Meczet jest jednym z najstarszych i najbardziej znaczących zabytków świata islamskiego i wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby był głównym powodem, dla którego Kairouan trafił na listę UNESCO ;). Żeby wejść na teren meczetu, należy być odpowiednio ubranym, co w przypadku kobiet oznacza spodnie / spódnicę co najmniej do łydek, zakryte ramiona i włosy.
Meczet - jak i sam Kairouan - został założony przez generała Ukba ibn Nafiego w roku 670 i do dzisiaj nosi jego imię. W ciągu kolejnych dwóch stuleci, zwłaszcza za czasów Aghlabidów, został gruntownie przebudowany - nadano mu wtedy jego obecny kształt. Do budowy i przebudowy używano dostępnych materiałów, w tym pozostałości budowli z czasów rzymskich. Nie dziwią więc w meczecie kolumny w różnych stylach, czy ściana z rzymskimi napisami pochodząca z ruin starożytnej Kartaginy... Ot, recycling, niszczący jednak inne historyczne zabytki ;).
Do sali modlitw najlepiej wejść przez potężne, pięknie rzeźbione w drewnie drzwi z początku XVIII wieku. Tak jak i w poprzednim meczecie, tutaj też nie mogliśmy wejść do środka, ale poza głównymi drzwiami po bokach znajdziemy kilkanaście mniejszych, a większość z nich była otwarta na oścież, umożliwiając rozejrzenie się po pomieszczeniu z różnych stron. Sama sala składa się z nawy głównej i szesnastu mniejszych, oddzielonych od siebie starożytnymi kolumnami sprowadzonymi z Kartaginy i innych dawnych miast na terenie Tunezji. A wszystko oświetlają spore i piękne żyrandole. Niestety, pochodzący z IX wieku mihrab był na tyle daleko, że ciężko było mu się dobrze przyjrzeć...
Wielki Meczet jest też przede wszystkim... wielki ;). 9.000 m2 powierzchni mówi samo za siebie. A do tego ma ogromne znaczenie historyczne - w latach swej największej świetności (IX-XI wiek) stanowił jedno z najważniejszych centrów kulturalnych i naukowych w całej Afryce Północnej. Jego architektura zaś stała się wzorem dla wielu innych islamskich świątyń - szczególnie na pochodzącym z VIII wieku minarecie wzorowały się meczety zachodniego świata muzułmańskiego. Biorąc to wszystko pod uwagę, wizyta w Wielkim Meczecie w Kairouan to punkt obowiązkowy podczas pobytu w mieście - nawet jeśli do wnętrza świątyni wejść nie możemy. To fascynujący fragment tutejszej historii i przykład naprawdę ciekawej architektury czerpiącej z dawnych stylów. Zdecydowanie jedno z najciekawszych miejsc, jakie dane mi było odwiedzić w Tunezji :).
0 Komentarze