Trzy styczniowe dni w Pafos to trochę za dużo - uznałam, planując długi weekend na Cyprze. Pewnie w cieplejszych miesiącach, mogąc się kąpać czy leżeć na plaży, trzy dni byśmy jakoś zajęli, ale zimą... Musiałam wymyśleć jakąś jednodniówkę ;). Większość dostępnych opcji wymagała jednak posiadania auta, a transport publiczny zapewniał dobry dojazd tylko do większych miast. Rozważałam przez chwilę Limassol, ale postanowiłam jeszcze zerknąć na opcje wycieczek zorganizowanych. I tak trafiłam na ok. ośmiogodzinny wypad z Pafos: Troodos - góry i wioski. Niecałe 50 € za osobę, a ani o transport ani o plan zwiedzania nie musiałam się już martwić :).
W gruncie rzeczy program wycieczki zaczął się od miejsca, którego sama bym w swój plan zwiedzania raczej nie wplotła, czyli od skały Afrodyty. Jak zapewne wiecie, w myśl mitu Afrodyta miała zrodzić się z piany morskiej i wyjść na ląd właśnie na Cyprze, a mieszkańcy wyspy już dawno ustalili miejsce, gdzie miało to się wydarzyć ;). Ok. 25 km na południowy zachód od Pafos znajduje się kamienista plaża z przystępnym zejściem, a obok niej charakterystyczna skała. Nie zaprzeczę, to ładne miejsce, a na zdjęciach - szczególnie z góry - wygląda naprawdę widowiskowo. Ale mnie cieszyło, że tutaj zatrzymaliśmy się tylko na krótko, a potem wyruszyliśmy bardziej w głąb wyspy, w końcu w kierunku gór! :)
Góry Troodos ciągną się w zachodniej części Cypru, a najwyższym szczytem - liczącym sobie 1.952 m n.p.m. - jest Olimpos. Jakkolwiek Cypr z nartami zdecydowanie mi się nie kojarzy, to owszem, mają tu nawet ośrodki narciarskie ;). Przewodniczka wspominała, że w górach śnieg bywał normą, no a teraz wiadomo, różnie z tym bywa. Podczas naszego pobytu - przynajmniej na tych wysokościach, na które wjeżdżaliśmy - temperatura sięgała jednak ok. 10 stopni. Najpierw zatrzymaliśmy się w położonej na wysokości 780 m n.p.m. wiosce Lofou i zapuściliśmy się w labirynt wąskich uliczek... :)
Nazwa wioski wzięła się od jej położenia - na szczycie wzgórza (lofos), choć tych wzgórz jest tutaj więcej i trzeba się nastawić na spacer góra-dół-góra-dół... ;) Dominuje tu stara architektura z piaskowca, a niewielkie domki otaczają wysokie mury sprawiające, że uliczki naprawdę przypominają labirynt. Gdzieniegdzie mury były zburzone, brakowało drzwi - widać, że niektóre domy pilnie potrzebują remontu. Mając możliwość zajrzenia czasem do takich pomieszczeń, nie mogłam się nadziwić, jak niewielkie one są.
Wśród zabytkowych budowli w Lofou warto odwiedzić dwie. Pierwsza z nich to XIX-wieczny kościół Wniebowzięcia NMP (Panagia Chrysolofitissa) - jednonawowa świątynia inspirowana gotykiem. Podobno największym skarbem kościoła są ikony maryjne - najstarsza nawet z XI wieku, ale nie dane nam było swobodnie spacerować i oglądać takich ciekawostek, bo właśnie odbywało się wyświęcenie nowego księdza. Swoją drogą, właśnie się dowiedziałam, że słowo pop jest przestarzałe i odbierane pejoratywnie, więc coraz częściej i w prawosławiu mówi się o księżach - ot, ciekawostka ;). Druga miejscówka, do której zajrzeliśmy to otwarte mini-muzeum z prasą do oliwek, położone jakieś 300 m od kościoła. Można tu zobaczyć dawne urządzenia, nie tylko do wytwarzania oliwy, oraz historyczne zdjęcia na ścianach.
W Lofou mieliśmy sporo czasu wolnego na błądzenie po wąskich uliczkach i głaskanie kotów - bardzo mi się to podobało ;). Ale w końcu przyszedł czas, by ruszyć dalej. Zanim dotarliśmy do drugiej zaplanowanej na tej dzień wioski, mieliśmy jeszcze dwa postoje, by poznać Cypr też z innej perspektywy. Najpierw zatrzymaliśmy się przy wodospadzie Millomeri - wysokim na 15 i stanowiącym jedną z ważniejszych atrakcji przyrodniczych na wyspie. To był też jeden z powodów, dla których wybrałam tę wycieczkę: można było zobaczyć też coś poza samymi wioskami, no i ja w ogóle lubię wodospady :). Millomeri stało się dość popularną atrakcją turystyczną, odkąd wybudowano drogę dojazdową w okolice wodospadu - na szczęście w styczniu tłumów tu nie było, ale latem mogłoby być ciężko... Druga miejscówka to winnica Lambouri - tak, degustacja wina również była w planie i w cenie wycieczki, i to również mi się podobało ;). Nie miałam wcześniej jakichś super doświadczeń z cypryjskimi winami i te tutaj też mnie nie powaliły na kolana, ale mieli tu też inne, mocniejsze alkohole, które okazały się naprawdę godne uwagi. Do tego sama degustacja była przygotowana z humorem i stanowiła fajny przerywnik od zwiedzania.
Położona na wysokości 810 m n.p.m. wioska Omodos była naszym najwyższym punktem tego dnia. Jednak wino rozgrzewało od środka, od zewnątrz przyjemnie grzały popołudniowe promienie słońca i nie odczuwałam tu takiego chłodu jak w Lofou. Omodos jest otoczone winnicami (Lambouri, gdzie zatrzymaliśmy się na degustację, była tylko jedną z nich) oraz sadami owocowymi - uprawia się tu głównie jabłka, śliwki, gruszki, morele oraz brzoskwinie. A całość otoczona górami... choć jak się człowiek przyzwyczai do Alp, to odruchowo chce napisać: wzgórzami ;). Centralnym punktem Omodos jest klasztor Św. Krzyża (Timios Stavros).
I to właśnie od klasztoru postanawiam zacząć zwiedzanie, zanim resztę czasu wolnego przeznaczymy na kolejne spacery i lunch. Nie znamy dokładnej daty powstania klasztoru Św. Krzyża, ale uważa się go za jeden z najstarszych klasztorów na wyspie (najprawdopodobniej ok. IV w.), a z jego powstaniem związanych jest wiele legend. Jedna z nich mówi, że w sąsiednich wioskach (Omodos jeszcze wtedy nie istniało, rozwinęło się później wokół świątyni) zobaczono ogień unoszący się z krzaków - źródła ognia jednak nie znaleziono, za to w pobliskiej jaskini odkryto krzyż. W XIX wielu klasztor Św. Krzyża gruntownie odremontowano - z tego okresu pochodzi też pięknie rzeźbiony ikonostas. W gablocie w kościele znajdziemy też wiele należących do klasztoru relikwii. To zdecydowanie punkt obowiązkowy, jeśli będziecie w okolicy :).
Timios Stavros to tylko jeden z zabytkowych klasztorów i kościołów na terenie gór Troodos. W 2001 roku aż dziesięć wpisano na listę UNESCO i przyznam, że gdybyśmy byli tam autem, to pewnie chciałabym objechać z połowę, bo niektóre zawierają piękne, historyczne freski :). Tym razem jednak musieliśmy ograniczyć się do Omodos, które jednak nie wywiera takiego wrażenia jak Lofou. Mimo to miło było pospacerować po wąskich uliczkach pełnych kotów i drzew z pomarańczami i cytrynami, które zwisały nad naszymi głowami. Bardzo się cieszę, że podczas długiego weekendu nie ograniczyliśmy się tylko do Pafos, ale udało nam się zobaczyć trochę Cypru i z bardziej górskiej perspektywy :)
0 Komentarze