W Palermo spędziłam z bratem cały weekend i tak sobie myślę, że taki weekend dość intensywnego zwiedzania powinien wystarczyć na całkiem dobre zapoznanie się z tym miastem. Niestety albo stety, dla nas ten weekend był nie tylko turystyczny, ale też przede wszystkim towarzyski - w końcu dawno się nie widzieliśmy. Czyli musiałam wybrać tylko część tego, co normalnie zobaczyłabym podczas zwiedzania w swoim stylu ;). No i - przede wszystkim - ograniczać kościoły, do których wchodzę, bo mój brat nie ma do tego cierpliwości... A szkoda, bo ja we Włoszech mogłabym wchodzić niemal do każdej mijanej świątyni ;). Z rozpiski wyleciał też XII-wieczny pałac Zisa, gdy okazało się, że w niedziele jest zamknięty - na szczęście punkt obowiązkowy, czyli Pałac Normanów ze słynną Kaplicą Palatyńską zobaczyliśmy i nawet poświęciłam mu już oddzielny wpis. A do tego mieliśmy więcej czasu na siedzenie w knajpkach, jedzenie, picie i rozmowy - i tak czasem też trzeba :).
Pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy jeszcze w sobotę zaraz po śniadaniu były Katakumby Kapucynów, z których jednak nie mam żadnych zdjęć, bo - ze względu na szacunek dla zmarłych - nie można ich było robić (choć i bez tego czułabym się jednak nieswojo, chodząc tam z aparatem...). Katakumby są nieco oddalone od centrum, wciąż jednak w zasięgu pieszego spaceru, a bilet wstępu kosztuje 5 €. Klasztor kapucynów powstał w XVI wieku i najstarsze mumie pochodzą jeszcze z tego czasu. Początkowo w podziemiach chowano tylko samych kapucynów, od drugiej połowy XVII wieku składano tu jednak coraz więcej i więcej świeckich zmarłych. Dziś w katakumbach znajdziemy ok. 8.000 mumii - lepiej lub gorzej zachowanych, ale nie da się ukryć, że miejsce to jest dość makabryczne... a zarazem jednak fascynujące ;).
A kiedy dotarliśmy do historycznego centrum Palermo, skierowałam się do miejsca, które zazwyczaj odwiedzam na początku zwiedzania każdego nowego miasta... czyli do informacji turystycznej ;). Ta zaś w stolicy Sycylii znajduje się przy Piazza Bellini. I skoro już byliśmy w tym miejscu, to moją uwagę od razu przykuły trzy znajdujące się przy tym placu kościoły. Jeden - Santa Maria dell’Ammiraglio - okazał się zamknięty. Drugi - klasztor św. Katarzyny - zostawiłam sobie na niedzielę. Ale trzeci udało mi się z bratem wynegocjować od razu ;). Kościół św. Katalda (Chiesa di San Cataldo) powstał w połowie XII wieku i znajduje się na liście UNESCO - jak i wiele innych arabsko-normańskich budowli w Palermo :). Świątynia przyciąga wzrok ciekawą architekturą, ale z dekoracji wnętrz nic się nie zachowało. Przyznam jednak, że płacenie 2,50 € za wstęp do niewielkiego kościółka, gdzie wchodzi się, rozgląda dookoła i wychodzi... Sama uważałam to za przegięcie - i jak tu przekonać brata, że warto płacić, żeby zobaczyć więcej kościołów, gdy już pierwszy go nie zachwycił? ;)
Zaledwie kilka kroków dalej za Piazza Bellini znajduje się Piazza Pretoria, a na nim najsłynniejsza fontanna na Sycylii - fontanna wstydu. Powstała oryginalnie w połowie XVI wieku we Florencji, w 1584 roku została zakupiona i przewieziona do Palermo. Fontana Pretoria - bo tak brzmi włoska nazwa fontanny - przedstawia bogów olimpijskich oraz inne postacie mitologiczne. A tam, gdzie Via Maqueda krzyżuje się z Via Vittorio Emanuele, znajduje się Piazza Vigliena. Miejsce powszechnie znane jako Quattro Canti, bo otaczają go cztery kamienice z początku XVII wieku z identycznymi elewacjami, choć różnymi symbolami i rzeźbami, tworzącymi wpadającą w oko, zgrabną całość :).
Kierowaliśmy się do kościoła, którego część ciekawiła nawet mojego brata ;). Katedra w Palermo p.w. Wniebowzięcia NMP swoją mieszanką stylów architektonicznych zachwyca od pierwszego wrażenia. Jej budowę rozpoczęto jeszcze w 1185 roku (jak to często bywało - na pozostałościach starszej świątyni) i trwała ona do XV wieku... by w wieku XVIII katedra przeszła kolejną przebudowę. Świątynia jest ogromna, z zewnątrz chciałoby się robić zdjęcie za zdjęciem. Niestety, sporo gorzej z wnętrzem ;). Oczywiście znajdziemy tu nadal trochę średniowiecznych perełek, jednak w porównaniu z wieloma innymi włoskimi kościołami - ba, nawet tymi w Palermo, wystrój katedry nie robi szczególnego wrażenia.
Wstęp do samej katedry jest bezpłatny, ale znajdziemy tu kilka biletowanych ciekawostek - i to jedną z nich skusiłam brata ;). W cenie od kilku do kilkunastu euro mamy różne pakiety łączące katedralne atrakcje: spacer po dachu, grobowce królewskie (sarkofagi Henryka VI, Fryderyka II i Rogera II), skarbiec, krypty, muzeum diecezjalne...Cały pakiet nas nie interesował, ale na dach bardzo chciałam wejść - rozciągają się z niego piękne widoki, no i można przyjrzeć się tej architekturze z bliska :).
W zwiedzaniu czasem potrzebna jest przerwa na jedzenie i będąc w Palermo warto choć raz zajrzeć na stary targ Ballarò. W sycylijskiej stolicy znajdziemy trzy słynne bazary - także Vucciria oraz Capo - ale Ballarò jest największy i najpopularniejszy z nich. Tłumy ludzi, kolorowe stoiska, muzyka, hałas, no i te zapachy jedzenia... Znajdziemy tu zarówno spory wybór przekąsek na wynos, jak i zwykłe knajpki, gdzie można przysiąść i zjeść większe danie. To dobre miejsce, by poczuć sycylijski vibe i spróbować lokalnego street food.
Drugiego dnia zgodnie z planem skierowaliśmy się znowu na Piazza Bellini, by odwiedzić miejsce, które zbierało pozytywne opinie w internecie - klasztor św. Katarzyny. Klasztor dominikanek utworzono jeszcze w 1311 roku i z biegiem lat rósł na znaczeniu, gdy dołączało do niego coraz więcej mniszek ze szlacheckich rodów. XIX wiek (powstania i rewolucje na terenie Sycylii), a potem zniszczenia z II wojny światowej, znacząco przyczyniły się do jego upadku i klasztor zamknięto w 2014 roku. A już w trzy lata później udostępniono budynki odwiedzającym. Zwiedzanie poszczególnych części klasztoru i kościoła kosztuje po kilka euro, ale osobiście uważam, że warto zapłacić 10 € za bilet łączony na wszystko: kościół, klasztor oraz spacer po dachu.
Trasę zaczyna się od kościoła św. Katarzyny, w przedsionku którego sprzedawane są bilety. Sama świątynia pochodzi z drugiej połowy XVI wieku i stanowi przykład mieszanki naprawdę pięknego baroku, rokoko i stylu renesansowego. Zwiedzając cały klasztor, można spojrzeć też na wnętrze kościoła z chóru - i to naprawdę robi wrażenie :). W centrum ołtarza znajduje się figura św. Katarzyny autorstwa Antonello Gaginiego, jednego z popularniejszych włoskich rzeźbiarzy renesansu.
Choć zaledwie dzień wcześniej weszliśmy na dach katedry, i tak kusił mnie dach klasztoru ;). Santa Caterina położona jest w innej części starego miasta w Palermo, więc zapewnia też inne widoki - zwłaszcza na położone po obu stronach place: Piazza Bellini ze wspomnianymi już kościołami oraz Piazza Pretoria ze słynną fontanną. Fajnie też spojrzeć z góry na wewnętrzny dziedziniec klasztoru - pełen ludzi, bo obok znajduje się popularna kawiarnia. Schodząc z dachu, minęliśmy jeszcze udostępnione do oglądania dawne cele mniszek, choć w tej części klasztoru akurat obowiązywał zakaz fotografowania.
Żeby zapewnić bratu też nieco innych rozrywek niż tylko zwiedzanie kościołów, postawiłam na muzeum majoliki. Majolika to rodzaj ceramiki pochodzącej głównie z Włoch, popularnej szczególnie między XIV a XVII wiekiem. Pamiętając, że zachwycały mnie piękne płytki zdobiące portugalskie budynki, i wiedząc, że mój brat z żoną też takimi płytkami się interesują i je zbierają, pomyślałam, że takie muzeum jest ciekawostką akurat dla nas dwojga ;). Jest to jedna z największych prywatnych kolekcji ceramicznych płytek udostępnionych odwiedzającym - całe ogromne mieszkanie w starym pałacyku zostało ozdobione historyczną, kolorową majoliką. Po muzeum oprowadzają pracownicy - trasy po angielsku lub włosku trwają niecałe pół godziny, jest też czas na zdjęcia... i głaskanie spacerujących między turystami kotów ;). Bilet wstępu kosztuje 10 €, co uważam za nieco wygórowaną cenę, ale nie zaprzeczę, że muzeum mi się podobało.
Rzutem na taśmę wynegocjowałam jeszcze z bratem ostatni kościół - darmowy, po drodze, więc dało radę. A wnętrze spodobało się nawet jemu ;). Kościół Jezusowy (Chiesa del Gesù / Casa Professa) to prawdziwa barokowa perełka, zbudowana na przełomie XVI i XVII wieku - zniszczenia spowodowane II wojną światową skończono usuwać dopiero niedawno i szczególnie po freskach widać, że są całkiem nowe ;). Większość wystroju jednak wiernie zrekonstruowano i przyznaję, że daaaawno nie widziałam tak pięknie rzeźbionego marmurowego wnętrza. Casa Professa to jeden z najważniejszych kościołów Palermo i punkt obowiązkowy na turystycznej mapie miasta.
A gdzie zakończyć zwiedzanie Palermo? Najlepiej na wybrzeżu :). Dotrzemy tu, mijając jedną z bram miejskich (Porta Felice) i przed nami będzie rozpościerała się cała marina. Na brzegu postawiono fontannę multimedialną i planowaliśmy nawet dotrzeć na jeden z pokazów - tylko muzyczny, bo przed zachodem słońca - ale okazały się one dość krótkie, no i pokaz zakończył się, zanim jeszcze dotarliśmy na miejsce... ;) Jednak spacer po wybrzeżu okazał się przyjemnym zakończeniem dnia i tak sobie myślę, że stolica Sycylii wpadła mi w oko. To był mój drugi raz na wyspie i coś czuję, że nie ostatni :).
0 Komentarze