Jeśli człowiek się tyle błąka po okolicy co ja, zaczyna mu powoli brakować ciekawych miejscówek do odwiedzenia w pobliżu Wiednia... ;) Na szczęście, kiedy mi zabrakło pomysłów, M. znalazł w Google'ach całkiem ciekawy pomysł na dzień poza miastem. Dwa zamki w Dolnej Austrii, oddalone ok. godzinę jazdy od Wiednia - niedaleko Neunkirchen. Trochę spacerów, trochę zwiedzania, a w drodze powrotnej można było jeszcze zahaczyć o ulubiony heuriger w Tattendorfie... Brzmi jak niezły plan na sobotę :).
Zaczęliśmy od zamku Grimmenstein, który na zdjęciach w internecie sprawiał wrażenie potężniejszego niż w rzeczywistości ;). Podążając za strzałkami, odbiliśmy od głównej drogi i znaleźliśmy niewielki parking w lesie, z którego czekał nas jeszcze półgodzinny spacer do góry. Zamku nigdzie w zasięgu wzroku nie mieliśmy, aż zastanawialiśmy się, czy dobrze idziemy... Forteca była jednak dobrze skryta wśród drzew i ledwo do niej podeszliśmy, na nasze powitanie wyszedł pracownik przebrany w dawny strój. I na start poprosił, by mu nie robić zdjęć, bo się potem nie może odpędzić od tych dziewczyn z internetu... ;) Zapłaciliśmy 5 € za wstęp (kiedyś był tu podobno darmowy wstęp z Kartą Dolnej Austrii, ale to już przeszłość) i pan pokrótce powiedział, gdzie co jest. Był on jedynym pracownikiem, witającym gości, sprzedającym bilety oraz serwującym przekąski i napoje w małym barze na tarasie, więc nie mógł poświęcić odwiedzającym za dużo czasu - zwiedza się zatem na własną rękę.
Oryginalnie zamek powstał jeszcze w XII wieku i był w użyciu przez kilkaset lat. Z czasem jednak zaczął popadać w ruinę, a jego los przypieczętował wprowadzony przez Józefa II podatek od dachu (podobna historia jak w zamku Gallenstein). Po zdjęciu dachu w celu uniknięcia podatku twierdza zaczęła już kompletnie niszczeć, a okoliczni mieszkańcy wykorzystywali jej fragmenty jako materiał budowlany. Częściowej odbudowy dokonano w latach sześćdziesiątych XX wieku, ale prawdziwa zmiana przyszła, gdy nowy właściciel - Markus Albero Grimmenstein - postanowił całkowicie odnowić zamek. Zajęło mu to kilka lat - i podobno zrobił to własnym kosztem - a w 2016 roku Grimmenstein został udostępniony odwiedzającym. W gruncie rzeczy do zwiedzania dużo tu nie ma: niewielka sala jadalna, którą można wynająć na prywatne imprezy, sypialnia i łazienka (podobno prywatne, a nie na wynajem), sklepik z pamiątkami, taras widokowy, gdzie można coś zjeść i wypić. Żadnych tablic z informacjami o historii tego miejsca, jedynie dostępne albumy ze zdjęciami przedstawiającymi proces renowacji. Więcej czasu spędzi się, idąc pod górę do zamku niż w jego wnętrzu i nie powiem, żeby było to must-see w okolicy, ale ot, ciekawostka ;).
Zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu drugi zamek - oddalony zaledwie o 10 km od Grimmensteinu Seebenstein. W miasteczku, tuż przy wejściu na szlak, znajduje się darmowy i całkiem spory parking - i już na dole znajdziemy tablicę informacyjną z godzinami zwiedzania ruin. Przydatna rzecz, bo Burg Seebenstein można zwiedzać tylko z przewodnikiem, a trasy odbywają się w sezonie tylko w weekendy i święta o 14 i 15. Wstęp kosztuje 6 €, a do zamku - chyba bez zaskoczenia - trzeba podejść trochę do góry ;). Tabliczka przy parkingu fałszywie informuje o 35-minutowym spacerze, nam wolnym tempem wejście pod zamek zajęło niecałe 20 minut i podobną informację znalazłam na stronie internetowej. Bądź co bądź, warto mieć ten spacer w pamięci, przyjeżdżając na konkretną godzinę.
Starsza i pozostająca w ruinie część zamku pochodzi z XII-XIV wieku (choć pierwsza twierdza stanęła tutaj jeszcze w XI wieku) i ją też dotknął podatek od dachu, który zdjęto i pozwolono budowli niszczeć. Na szczęście w lepszym stanie jest nowy zamek, wybudowany pomiędzy XV a XVII wiekiem. Od czasów II wojny światowej całość kompleksu należy do rodziny Nehammer i - jak wspominał przewodnik - przez większość czasu stoi pusta. Latem na kilka tygodni właściciele pomieszkują w zamku, w sezonie odbywają się też trasy z przewodnikiem, ale poza tym cisza i spokój...
Nie wiem, czy przy tak ograniczonej możliwości zwiedzania w zamku pracuje więcej przewodników, ale ten, który nas oprowadzał, stanowił dla mnie spore wyzwanie. Starszy, często mamroczący pan bywał dla mnie czasem kompletnie niezrozumiały (cała trasa, naturalnie, tylko po niemiecku) - zwłaszcza, gdy byliśmy na zewnątrz. We wnętrzach zamkowych było go lepiej słychać, za to słownictwo związane z omawianymi przedmiotami bywało często spoza mojego zasobu słówek ;). Trochę słuchałam, trochę oglądałam to, co mi samej wpadło w oko - a w zamku zgromadzono całkiem sporo historycznych ciekawostek.
Trasa skupia się na nowym zamku - spacer po ruinach nie jest dozwolony ze względów bezpieczeństwa. Schody i nierówny teren sprawiają, że nie jest to też miejsce, które dałoby się zwiedzać z wózkiem lub na nim. Obecnie w Seebensteinie znajduje się ok. 40 zachowanych pomieszczeń i większa część z nich została przerobiona i udostępniona w formie muzeum - w tym gotycka kaplica. Warto było tu przyjechać, nie tylko dla wnętrz zamkowych (nie okłamujmy się, widziałam ładniejsze ;) ), ale też dla bardzo pięknego położenia budynku - obecnie otoczonego intensywną, wiosenną zielenią... Choć jesienne zdjęcia na tablicach informacyjnych też wyglądały zachęcająco :).
0 Komentarze