Advertisement

Main Ad

Dolina motyli bez motyli i ruiny zamku Kritinia

Kiedy planowaliśmy zwiedzanie północno-zachodniej części Rodos, myśleliśmy, że dojedziemy aż do miejscowości Monolithos. Ruszając jednak ze stolicy wyspy, coraz bardziej myślałam, że aż tyle w drodze spędzić nie chcę - to miał być długi weekend na Rodos, może niewypoczynkowy, ale też nie nadmiernie intensywny ;). Dlatego też po zatrzymaniu się w klasztorze Filerimos miałam w planach tylko dwa punkty na ten dzień: dolinę motyli oraz położony bliżej wybrzeża i zapewniający piękne widoki zamek Kritinia. Zatem... po kolei! :)
Dolina motyli to szlak przez las, który zajmie odwiedzającym trochę ponad godzinę - zakładając, że wracamy potem do punktu wyjścia. Choć, oczywiście, trasa może się wydłużyć w zależności od czasu, który spędzimy z aparatem w ręku ;). Bo dolina motyli słynie głównie... no, z motyli, bo jakżeby inaczej. Według strony internetowej Valley of Butterflies istnieje teoria, w myśl której owady te sprowadzili tutaj Włosi, ale z teorią tą nie zgadzają się miejscowi. Motyle mieszkały w dolinie już znacznie wcześniej, jednak trudno było się tu dostać, więc miejsce to nie cieszyło się szczególną popularnością i mało kto o nim w ogóle wiedział. Obecnie sytuacja wygląda kompletnie inaczej - przy oficjalnych wejściach do doliny znajdują się spore parkingi, a przez las biegną liczne schody i kładki. Warto to wziąć pod uwagę, szczególnie wybierając się tutaj z małymi dziećmi - dolina nie jest przystosowana do wózków, będzie nierówno i pod górę. Przyznam, że jak zobaczyłam gościa idącego do góry z małym dzieciakiem na rękach, to szczerze mu współczułam dźwigania w takich warunkach - i greckich temperaturach...
Gatunkiem motyla, który masowo występuje w dolinie jest Panaxia Quadripunctaria - polska wikipedia podaje mi też nazwę: Krasopani hera. Owady te siedząc nie wydają się szczególnie piękne, bo ich pierwsze skrzydła są czarne w jasne paski, ale gdy rozwiną i drugie, czerwone skrzydła... :) Poczwarki przekształcają się w motyle na przełomie maja i czerwca, więc jeśli chce się zobaczyć dolinę pełną kolorowych owadów, trzeba tu przyjechać między czerwcem a sierpniem. My byliśmy na Rodos na przełomie maja i czerwca, musiałam się więc liczyć z tym, że jeszcze motyli nie zobaczymy. Mimo to postanowiłam tu podjechać - zwłaszcza, że od połowy kwietnia do połowy czerwca bilety wstępu kosztują tylko 3 €. Potem do końca września 6 € i w październiku - gdy już nie ma motyli - ponownie 3 €. Zimą dolina jest zamknięta.
Udało nam się wypatrzeć pojedyncze motyle - nie tylko z tego jednego gatunku - ale faktycznie, 31.05 sezon się jeszcze nie rozpoczął. Co jednak nie znaczy, że nie warto zajrzeć do doliny w innym czasie niż czerwiec-sierpień! Sama trasa jest bardzo fajna, dużo zieleni i cienia, co może być miłą odmianą od greckiego słońca. A przede wszystkim motyle nie są jedynymi zwierzętami żyjącymi w tym miejscu. Warto spoglądać w kierunku strumienia, bo można w nim wypatrzyć wiele krabów (niektóre mają nawet wzór na skorupach żywo przypominający motyle! ;) ), a po rozgrzanych skałach śmigają jaszczurki.
Żeby było śmieszniej, jak opuściliśmy dolinę i skierowaliśmy się na parking, minęliśmy intensywnie różowe drzewo. A wśród kwiatów śmigały dziesiątki motyli, choć fakt, nie tego słynnego gatunku ;). Ale przy tym jednym drzewie wypatrzyłam więcej motyli niż wcześniej w całej dolinie... Czyli można było te owady ogarnąć szybciej i za darmo;).
Warto też zaznaczyć, że przy dolinie powstała już cała infrastruktura turystyczna. Nie tylko darmowy parking, ale też toalety, sklepik, restauracja. Nie trzeba się martwić, że wyląduje się tu w środku niczego ;).
Mając wciąż trochę dnia przed sobą, z doliny motyli wybraliśmy się dalej wzdłuż wybrzeża do ruin zamku Kritinia. To XV-wieczna twierdza (choć znalazłam w internecie źródła mówiące też o innych czasach wybudowania zamku) położona na wzgórzu i zapewniający świetny widok na wybrzeże Rodos - pierwotnie służyła obronie przed osmańskimi atakami. Na szczęście tuż przy ruinach, na szczycie wzgórza znajduje się bezpłatny parking, bo jak sobie pomyślałam, że byśmy musieli tu wchodzić pieszo... Dałoby się, ale zdecydowanie lepiej wjechać ;). Sam wstęp na teren zamkowy jest również darmowy.
Osobiście uważam, że w przypadku Kritinii to nie ruiny wywierają największe wrażenie, ale widok ze wzgórza. Mieniąca się na niebiesko woda, dobrze widoczne okoliczne wyspy... Ale i tak pospacerowaliśmy wśród ruin, zaglądając w różne zakamarki. Nie zajęło nam to dużo czasu, bo zamek jest mały - na obejście całości i sesję zdjęciową poświęciliśmy może ze dwadzieścia minut. Dobrze było tu przyjechać, choć zdjęcia kompletnie nie oddają piękna greckich widoków... :)

Prześlij komentarz

0 Komentarze