Klasztor Filerimos położony jest niedaleko miasta Rodos i stanowił dla mnie jeden z punktów obowiązkowych do zobaczenia na wyspie. Nawet nie tyle dla samych budynków, choć wiadomo, że stare klasztory interesują mnie niemal od zawsze. Jednak kiedy zobaczyłam przy drodze tabliczki ze strzałkami kierującymi na Filerimos, nie towarzyszyła im ikonka przedstawiająca świątynię, ale... pawia. W internetowych komentarzach przeczytałam, że przy klasztorze można spotkać te ptaki i byłam na to przygotowana, a i tak kompletnie zaskoczyła mnie ich ilość ;). Już wjeżdżając na parking, musieliśmy być bardzo ostrożni, bo dziesiątki pawi po prostu spacerowało między autami...
Zostawiliśmy wynajęte auto na darmowym parkingu i skierowaliśmy się do wejścia na teren klasztoru. Wstęp kosztuje 6 €, a cały obszar nie jest duży - zwiedzanie zajęło nam trochę ponad godzinę, a i to tylko dlatego, że robiłam dziesiątki zdjęć. Głównie pawi ;). Przyjechaliśmy tu dość wcześnie, bo ledwo po 9, a już zaczynało się robić dość upalnie, aż miło się było schować w samej świątyni. Warto jednak wziąć pod uwagę, że trochę czasu spędza się tu na zewnątrz, a grecka pogoda latem jest... aż za przyjemna ;).
Zanim jeszcze podeszliśmy do głównej świątyni, zatrzymaliśmy się przy niewielkiej kapliczce Agios Georgios Chostos. Zbudowana w XV wieku, została ozdobiona licznymi freskami, które zachowały się w całkiem niezłym stanie. Można wejść do środka i przyjrzeć się malowidłom z bliska, bo - co zaskakujące - nie są w żaden sposób chronione przed odwiedzającymi.
Dalej ścieżką do góry podeszliśmy na pierwszy punkt widokowy. Filerimos położone jest na wzgórzu z naprawdę pięknymi widokami, a że do wybrzeża stąd zaledwie kilka kilometrów, to zdecydowanie dominuje tu kolor niebieski :). Punkt widokowy z klasztorem łączy wąska ścieżka otoczona z obu stron drzewami - może niedającymi wiele cienia, ale sprawiającymi naprawdę piękne wrażenie.
No i w końcu sam klasztor! ;) Pierwsza świątynia powstała tutaj jeszcze w starożytności i poświęcona była bogini mądrości Atenie - do dziś zachowały się pozostałości tej budowli. Jak to często bywa, ruiny jednej świątyni posłużyły budowie drugiej i we wczesnym średniowieczu zbudowano tu trzynawową bazylikę maryjną. I to wciąż nie to, co można w Filerimos zobaczyć dzisiaj, choć i z tej budowli się co nieco zachowało. Główny klasztor zbudowali jednak dopiero w XV wieku Joannici (Rodos to była jedna z głównych siedzib Zakonu Maltańskiego)... i w dużej mierze zniszczyli go potem Turcy. Odbudowy doczekał się dopiero w XX wieku, za panowania włoskiego.
Po odbudowie klasztoru wprowadzili się do niego kapucyni, jednak nie pomieszkali tu długo - ledwo do 1943 roku, gdy działalność mnichów przerwała nazistowska okupacja. Od tej pory klasztor jest zamknięty, choć częściowo udostępniony do zwiedzania. Nie da się jednak wejść do dawnych mnisich cel czy innych pomieszczeń klasztornych, jedyną budowlą, jaką można zwiedzać w środku, jest kościół. Ale warto zajrzeć na dziedziniec, przejść się pod arkadami - budynki i z zewnątrz wpadają w oko :).
Ale i do samego kościoła trzeba było, naturalnie, zajrzeć. Kościół maryjny jest najbardziej znany z ikony... która się tu nie znajduje już od dobrej połowy tysiąclecia, a była w posiadaniu świątyni przez ledwo trzysta lat. Widać wystarczy dla reklamy tego miejsca ;). Ikona trafiła z Jerozolimy do Filerimos w XIII wieku, a w 1523 roku Joannici wywieźli ją z Rodos (obecnie podobno znajduje się w Czarnogórze). Dziś w klasztorze można zobaczyć jedynie kopię, a i tak wszystkie strony internetowe uważają ją za najważniejszy punkt kościoła. Osobiście niezbyt się mogę z tym zgodzić, bo moim zdaniem świątynia zachwyca przede wszystkim ciekawą architekturą. Nie ma tu jednej głównej nawy, ale kościół składa się z kilku pomieszczeń - rzadko się z czymś takim dotąd spotykałam.
Strategiczne położenie wzgórza sprawiło, że było to nie tylko dobre miejsce na świątynię, ale przede wszystkim na zamek. Ten został zbudowany tutaj już z XI wieku, ale - podobnie jak klasztor - lata świetności miał za czasów Joannitów, którzy twierdzę odnowili i rozbudowali. Niestety, zamek na Filerimos mocno ucierpiał podczas najazdu osmańskiego i - w przeciwieństwie do klasztoru - już nie został odbudowany. W XX wieku przeprowadzono pewne renowacje, ale do środka nigdzie nie wejdziemy, można jedynie pospacerować wśród ruin. Zajęło nam to chwilę i szybko wróciliśmy na teren samego klasztoru.
Włosi, poza renowacją budynków i sprowadzeniem do Filerimos kapucynów, zrobili tu jeszcze jedną rzecz - mianowicie drogę krzyżową. Ta znajduje się już poza biletowanym obszarem klasztornym, tuż przy parkingu. Wzdłuż zacienionej ścieżki postawiono stacje z brązowymi płaskorzeźbami przedstawiającymi kolejne sceny... ale przyznam, że na żadną nie zwróciłam szczególnej uwagi. Cóż, właśnie na tej ścieżce wypatrzyłam pawicę z młodymi ;). I zdałam sobie sprawę, że nigdy w życiu nie widziałam jeszcze małych pawi! Miałam więc swoją największą atrakcję turystyczną w Filerimos... ;)
Na końcu drogi krzyżowej jest - naturalnie ;) - krzyż. Ogromny, z niewielkimi drzwiczkami, którymi podobno da się wejść do środka, następnie po schodach do góry, skąd rozpościera się piękny widok... Podobno, bo podczas naszej wizyty wejść do środka się nie dało. Jednak i z samej platformy, na której postawiono krzyż, mamy fajne widoki - chyba jeszcze piękniejsze niż z odwiedzonego wcześniej punktu widokowego. Stąd można zobaczyć też i lotnisko, załapaliśmy się nawet na startujący samolot :). Ogólnie rzecz ujmując, Filerimos mi się naprawdę podobało. Pawie i widoki ze wzgórza pewnie nawet bardziej niż sam klasztor, ale cieszę się, że tu przyjechaliśmy, zwiedzając tę część Rodos ;).
0 Komentarze