Kiedy zaczęłam planować wizytę rodziców w Wiedniu i postawiłam też na zwiedzanie sąsiedniej Bratysławy, zdałam sobie sprawę, że na moim blogu brakuje wpisu, który w sposób skondensowany przedstawiłby słowacką stolicę. W Bratysławie byłam już wielokrotnie, pojawiały się tutaj posty mniej lub bardziej z nią związane, ale nie było podsumowania w stylu co zobaczyć w Bratysławie? No to już będzie ;). Rodziców oprowadziłam po najważniejszych miejscach na starym mieście, których nie można przegapić podczas jednodniowego wypadu. Tak się nawet złożyło, że do niektórych miejscówek sama zajrzałam dopiero po raz pierwszy i w sumie nie wszystkie mnie jednakowo zaciekawiły, no ale... ;) Dla mnie Bratysława to takie fajne miejsce na jednodniowy wypad - nie zachwyca tak jak Wiedeń, ale swoje fajne punkty ma i jeśli się trafi okazja, warto tu wpaść :).
Jak się dostać do Bratysławy z Wiednia? Na wiele sposobów i wypróbowałam już chyba większość z nich... a przynajmniej wszystkie poniższe ;).
- Pociągiem na główny dworzec (hlavná stanica) lub na stację Petržalka. A stamtąd można już transportem publicznym lub pieszo, jak ktoś lubi dłuższe spacery, dostać się do centrum. ÖBB, czyli austriackie koleje, oferują tzw. Bratislava-ticket, w ramach którego za ledwo 18 € mamy przejazd w tę i z powrotem oraz całodniowy bilet na bratysławski transport publiczny.
- Autokarem - busy zatrzymują się na wielu przystankach, ale najwygodniej wysiąść przy Moście SNP, wtedy stare miasto będziemy mieć tuż za rogiem. Na pewno na tej trasie kursują Flixbus i Slovak Lines, ale nie wykluczam, że jest więcej możliwości :). Im wcześniej kupione bilety, tym taniej.
- Autem, choć tego próbowałam tylko raz, jakoś trzymałam się zazwyczaj sprawnego transportu publicznego ;). Zaparkowaliśmy wtedy po drugiej stronie Dunaju, przy centrum handlowym Aupark - 15 minut piechotą od starówki. Niewielka część parkingu jest podobno darmowa, ale tam trudno o miejsce, jednak jest też dużo większy parking, gdzie na tygodniu 3 godziny są darmowe, a w weekendy i święta aż 5 godzin (za każdą kolejną godzinę płaci się 3 €).
- Statkiem, bo czemu by nie przepłynąć się i po Dunaju w ramach dodatkowej atrakcji? ;) Twin City Liner kursuje 3x dziennie w sezonie i 1x poza nim, ceny biletów zależą od dnia i wybranego miejsca na pokładzie. Rejs trwa ok. 1,5 godziny, są to więc szybkie statki i nie można wyjść na zewnątrz, tylko siedzi się na zamkniętym pokładzie - dla mnie to jednak trochę niszczy urok takiego rejsu... ;) Fajnie było raz spróbować, ale więcej raczej nie skorzystam.
Wysiadłszy z busa przy Moście SNP mogliśmy albo skierować się od razu na stare miasto, albo przejść na drugą stronę ulicy Staromiejskiej (Staromestská) i wejść na wzgórze zamkowe. Od tego drugiego postanowiłam zacząć, bo choć zamek w Bratysławie nie znajduje się nie wiadomo jak wysoko, to jednak lepiej wejść na górę, zanim się zaczną najgorsze upały :). Samego zamku zwiedzać nie planowałam - nigdy tego nie robiłam, bo w środku znajduje się po prostu Słowackie Muzeum Narodowe, zdjęcia wnętrz nie robią szczególnego wrażenia, a wstęp kosztuje obecnie 14 €.
Ale nawet bez wchodzenia do środka, pod sam zamek podejść trzeba. Po pierwsze, żeby go w ogóle zobaczyć - w końcu to jedna z największych atrakcji Bratysławy, jakby nie było ;). A po drugie, bo wzgórze zamkowe jest fajnym punktem widokowym. Pierwsza twierdza w tym miejscu powstała w XI wieku, kolejna - gotycka - w wieku XV. A potem były już liczne przebudowy, renesans, barok... Bądź co bądź z oryginalnych kształtów nic już nie zostało ;). Za zamkiem ciągną się barokowe ogrody, oryginalnie zaprojektowane za czasów Marii Teresy. Obecnie wyglądają na całkiem niedawno odnowione i - niestety - nie dają schronienia przed słońcem... W efekcie w letni, słoneczny dzień w ogrodach były pustki, a szkoda, mija się to chyba trochę z celem istnienia takich miejsc ;).
Jak już wspomniałam, wzgórze jest fajnym punktem widokowym, a jeden z najpopularniejszych kadrów obejmuje Dunaj i słynne, bratysławskie UFO. To restauracja na szczycie mostu SNP, charakterystyczny spodek na wysokości 84 m. Wstęp na taras widokowy kosztuje 11,90 € i nawet chodziło mi to po głowie, ale już zabrakło czasu. Może kiedyś jeszcze... ;) Co istotne, darmowy wstęp na taras mają goście restauracji, którzy zamówią co najmniej jedno danie - jeśli wpadacie tylko na drinka z widokiem, trzeba zapłacić za bilet.
Po zobaczeniu zamku, można zejść z powrotem na dół, ponownie przejść przez Staromiejską i Żydowską (nazwaną tak na pamiątkę dawnej dzielnicy żydowskiej znajdującej się w tej części miasta) - tym razem jednak mostem za ptasim bastionem (Vtáčia bašta). Mamy stąd fajny widok na mury miejskie, katedrę oraz kawałek dalej wspomniane już UFO. Warto pospacerować po murach miejskich - znacząco wzmocnionych na początku XVI wieku w wyniku zagrożenia tureckimi najazdami. Choć większość fortyfikacji usunięto za panowania Marii Teresy, wciąż zachowała się część przy ul. Staromiejskiej - odkopana i odrestaurowana z końcem ubiegłego wieku.
Idąc wzdłuż murów, wyjdziemy wprost na katedrę św. Marcina. Jako osoba lubiąca zwiedzać kościoły, w środku byłam już ładnych parę razy... i weszłam ponownie, bo rodzice przecież jeszcze nie byli ;). Zbudowana w miejscu dawnego romańskiego kościoła, obecna katedra została konsekrowana w połowie XV wieku. Ta gotycka budowla przez prawie trzysta lat (1563-1830) była kościołem koronacyjnym węgierskich królów - trochę o tym pisałam, gdy w ubiegłym roku wybrałam się do Bratysławy na Dni Koronacyjne.
Nad wnętrzem świątyni wznosi się neo-gotyckie sklepienie z XVII wieku - oryginalne nie przetrwało trzęsienia ziemi, które nawiedziło Bratysławę w 1590 roku. Na zwiedzanie katedry warto poświęcić trochę czasu, zwłaszcza że wstęp jest darmowy :). Pamiętam, że kiedyś spacerując po wnętrzu natknęłam się na możliwość zakupu biletów na chór, gdzieniegdzie trafiam w internecie na artykuły dotyczące też zwiedzania katakumb pod świątynią... Sama jednak nigdy nie trafiłam na otwarte katakumby, nie mogę też znaleźć żadnych sensownych informacji o biletowanym wstępie na chór. Widać czasem się da, ale kto to wie, od czego to zależy... ;)
No i teraz można było ruszyć na spacer uliczkami starego miasta :). Nie jest ono duże, ale ma sporo uroczych zakamarków i turystycznych ciekawostek. Na pewno traficie pod sięgającą XIV wieku Bramę Michalską z dobudowaną później wieżą z barokowymi zdobieniami - nie wchodziłam na górę, ale można to zrobić, a wstęp kosztuje 6 €. Na bratysławskiej starówce uwagę przyciągają również liczne pomniki - widać bardzo je tu lubią :). Najpopularniejszym jest zdecydowanie Čumil wychodzący z kanałów, postawiony tutaj w 1997 roku.
Główny plac stolicy to po słowacku Hlavné námestie i jest to kolejne miejsce, które trzeba odwiedzić podczas spaceru po Bratysławie. Dominują tutaj dwa zabytki: pierwszy to renesansowa fontanna Maksymiliana (lub też fontanna Rolanda) z 1572 roku - najstarsza w mieście - z pomnikiem Maksymiliana II Habsburga. Drugim zaś - jak to na głównych placach zwykle bywa - jest naturalnie stary ratusz ;). Powstał w XV wieku z połączenia starszych kamienic, na przestrzeni lat pełnił różne funkcje, a dziś znajduje się w nim Muzeum Miejskie. Wstęp do muzeum + rokokowego pałacu Apponyi kosztuje 8 € - nie powiem, czy warto, bo nie zaglądałam ;). Za to za 4 € weszłam kiedyś na wieżę ratuszową, z której rozciąga się fajny widok na tę część starówki. Warty uwagi jest też dziedziniec ratuszowy, gdzie czasem rozstawiane są różne wystawy.
A po drugiej stronie ratusza znajduje się plac Prymasowski, nad którym góruje XVIII-wieczny Pałac Prymasowski. Uważany za jeden z najważniejszych zabytków Bratysławy, a sama do niego zawitałam w czerwcu tego roku po raz pierwszy... ;) Obecna słowacka stolica była przez jakiś czas siedzibą węgierskich prymasów, a ci potrzebowali odpowiedniej rezydencji - ta powstała dla arcybiskupa Józsefa Batthyány'ego. Pałac można zwiedzać, a bilety wstępu kosztują ledwo 3 €, więc stwierdziłam, że za tę cenę warto zaryzykować, nawet jeśli się nie spodoba ;). Wnętrza są bogate, ale bądźmy szczerzy - trochę już piękniejszych pałaców widziałam... Ale za 3 € można zajrzeć, czemu nie, zwłaszcza, że udostępniono tylko kilkanaście pomieszczeń ;). I nie pomińcie - to już za darmo - dziedzińca pałacowego.
Zanim przyszło nam się jeszcze zbierać z bratysławskiej starówki, odbiliśmy trochę w bok do kościoła św. Elżbiety. Świątynię znajdziecie też pod hasłem niebieski kościół, bo budowla z zewnątrz jest niemal cała błękitna - z białymi dekoracjami. Chciałam zajrzeć do środka, gdyż w internecie zachwalano ciekawe zdobienia wnętrza, ale cóż - zamknięte, mogłam tylko popatrzeć przez kraty... Ale warto tu podejść, to tylko parę minut spaceru ze starego miasta, a niebieski kościół wygląda ciekawie i z zewnątrz :).
No i przyszło się zbierać z powrotem - podeszliśmy pod Słowacki Teatr Narodowy, a stamtąd w kierunku mostu SNP przez placo-deptak Hviezdoslavovo námestie ;). Zacieniony dziesiątkami drzew, z licznymi pomnikami i fontannami stanowi jedną z najprzyjemniejszych miejscówek na bratysławskim starym mieście. Często można tu też natrafić na różnorodne stragany - z pamiątkami, przekąskami, tym razem był jakiś włoski festiwal, więc rządziła włoska kuchnia, a w zimie odbywa się tu jeden z jarmarków bożonarodzeniowych.
A skoro już wspomniałam o kuchni, to nie można o niej zapomnieć - może jednak o słowackiej, a nie włoskiej ;). Bratysława nie jest najtańsza (bliskość Austrii robi swoje), ale da się tu zjeść dobrze i w rozsądnych cenach. Moim numerem jeden wciąż pozostaje restauracja Meanto, o której pisałam tutaj. Poprzednim razem zajrzeliśmy z kolei do Factory Bratislava - obie knajpki serwują dobrą, lokalną kuchnię. Podczas zwiedzania z rodzicami zgłodnieliśmy akurat naprzeciwko knajpki Flagship - z tych trzech ma najniższą ocenę na Google'u (wciąż jednak 4,3), ale też nie mieliśmy na co narzekać. Jedzenie dobre, piwo z własnego browaru świetne, a sama restauracja ma naprawdę fajny klimat i też dobrze było tu zajrzeć.
Oczywiście Bratysława to nie tylko stare miasto i jeśli macie więcej czasu, to zdecydowanie polecam też wybrać się poza obszar starówki. Przejść się pod pałac prezydencki, podjechać na wieżę telewizyjną z widokiem na miasto czy do ruin zamku Devin. Kiedy byłam w Bratysławie po raz pierwszy, miałam trochę poczucie, że to takie miasto na jeden raz, nie potrzeba wracać. A przez bliskość Wiednia wracam regularnie i kurczę... całkiem polubiłam tę Bratysławę ;).
0 Komentarze