Rodos mnie zachwyciło, bo nie spodziewałam się wiele, a okazało się, że wyspa ma naprawdę sporo do zaoferowania - nie tylko plaże i morze ;). Jednak nie wszystkie spośród odwiedzonych przez nas miejsc jednakowo mnie zachwyciły. Były takie, których popularności nie potrafiłam zrozumieć, a numerem jeden okazał się park Seven Springs. Sporo więcej spodziewałam się też po klasztorze Tsambika, ale tutaj - na szczęście - wybroniło się samo położenie klasztoru: na wzgórzu stanowiącym świetny punkt widokowy. Oba miejsca dzieli niecałe 10 km, odwiedziliśmy je za jednym zamachem, a potem pojechaliśmy do Lindos... które zachwyciło mnie za wszystkie inne atrakcje ;).
Seven Springs to park, na który trafiłam wśród wielu polecajek dotyczących wyspy, znalazł się więc i wśród naszych planów. Nazwa wywodzi się od siedmiu źródeł, z których woda tworzy rzeczkę Loutanis wpadającą do niewielkiego, sztucznego jeziora. Ale... nie wpływa ona tam ot tak, naturalnie. Biegnie utworzonym przez Włochów tunelem o długości 150 metrów. Wąski i ciemny tunel stanowi główną atrakcję Seven Springs, bo można się przejść w wodzie po kostki, nie widząc właściwie nic wokół siebie, aż wyjdziemy przy jeziorze. Nie zaprzeczę, było to fajne, ale ile czasu spędzi się w takim tunelu?
Jeziorko, w najgłębszych miejscach sięgające nawet 8 m głębokości, stanowi rezerwuar z zapasami wody dla okolicy, a zamyka je mała tama. Spływający z niej wodospad to kolejna miejscowa atrakcja, ale bądźmy szczerzy... szału nie ma ;). Po powrocie na parking ruszyliśmy jeszcze inną ścieżką w poszukiwaniu źródła, ale las to plątanina ścieżek, często biegnących stromo w górę lub w dół, by nagle skończyć się pośrodku niczego lub urwać przy wysokim płocie. Po jakimś czasie takiego błądzenia bez celu stwierdziliśmy, że mamy dość i jedziemy dalej. Na szczęście Seven Springs jest darmowe, bo skoro podobał nam się tu tylko krótki tunel, to nie widziałoby mi się płacenie za bilety wstępu... Osobiście uważam, że zatrzymywanie się tutaj jest stratą czasu, a jeśli do tego czujecie się niekomfortowo z wchodzeniem do ciemnych tuneli i wolelibyście tego uniknąć... to lepiej całe to miejsce ominąć szerokim łukiem ;).
Dziesięć minut później znaleźliśmy się na parkingu pod wzgórzem klasztornym w miejscowości Tsambika. Podjeżdżając do góry od głównej drogi, gdzie zatrzymuje się też autobus, pomyślałam sobie, jak dobrze czasem poruszać się wynajmowanym autem... Bo gdybym miała iść pieszo od drogi w tym greckim ciepełku, to chyba i ciepłolubna ja miałabym dość ;). Na szczęście samochodem pokonaliśmy część przewyższenia - wyżej znajdują się dwa parkingi i nam udało się znaleźć miejsce na tym ostatnim, położonym tuż przy schodach do klasztoru. Z góry uprzedzam, do samej świątyni nie podjedziemy - tam wiedzie jeszcze ponad 300 schodów ;). Według internetu pokonanie całej drogi z wioski na szczyt wzgórza zajmuje ok. godziny.
Na szczęście schody biegną w większości wśród drzew, więc słońce nie dawało się szczególnie we znaki. A po pewnym czasie zaczęły się wyłaniać przed nami widoki - klasztor położony jest na wysokości ok. 240 m n.p.m., dzięki czemu znacząco góruje nad okolicą. Jakaś część mnie już wtedy sobie pomyślała, że nawet jak świątynia nie zachwyci, to dla tych widoków warto było wejść na górę...
Bo sama świątynia, cóż, nie zachwyciła. To malutka bizantyjska cerkiew maryjna - data powstania oryginalnego kościoła pozostaje nieznana, ale obecny wybudowano z końcem XVIII wieku. Oczywiście warto zwrócić uwagę na drewniany ikonostas czy zgromadzone w klasztorze historyczne ikony, ale Grecja ma cerkwie, które biją Tsambikę na głowę. Miejsce to jednak ma szczególne znaczenie dla miejscowych, którzy wierzą, że dzieją się tu cuda, a modlitwy do Matki Bożej z Tsambiki mają dać upragnione potomstwo. Dla mnie była to jednak nieszczególna z architektonicznego punktu widzenia cerkiew, więc weszłam, wyszłam i skierowałam się na punkt widokowy ;).
Taras widokowy położony jest parę stopni poniżej samej cerkwi i widoki na morze oraz sporą piaszczystą plażę Tsambika Beach są naprawdę nieziemskie ;). I sprawiają, że nie mogę ze szczerego serca powiedzieć, że wizyty na wzgórzu klasztornym nie polecam. Bo o ile cerkiew nie wywarła na mnie żadnego wrażenia, to jednak te schody otoczone drzewami, a potem widoki... zachwyciłam się ;). Zresztą sami popatrzcie!
0 Komentarze