Advertisement

Main Ad

Třebíč - dzielnica żydowska i stare miasto

Třebíč Czechy
Nie mając żadnych planów podróżniczych na lipiec, postanowiłam chociaż gdzieś wyskoczyć na weekend, w nieco dalsze okolice Wiednia. A to już stwarza trochę możliwości, bo tak do 3 godzin jazdy mamy przecież Morawy, całkiem ładny kawałek Słowacji i Węgier, a nawet Słowenię. Tym razem wybór padł na południowe Czechy i na pierwszy ogień poszło położone 150 km na północ od Wiednia miasteczko Třebíč. Do centrum dojechaliśmy w sobotę ok. 11 i idealnie się złożyło, bo położony tuż przy dworcu autobusowym (czyli w samym centrum) parking przy ul. V. Nezvala jest darmowy w soboty akurat od 11 i przez całą niedzielę. I jest dość spory, więc jeśli szukacie miejsca do zaparkowania podczas weekendowego wypadu do Třebíči, to polecam. No właśnie, Třebíči ;) Nazwa miejscowości jest rodzaju żeńskiego i pozwolę sobie trzymać się tu czeskiej odmiany, bo mi wpadła w ucho ;).
Třebíč, a dokładniej jej żydowska dzielnica i położona tuż obok bazylika św. Prokopa, została wpisane na listę UNESCO w 2003 roku. Komitet uznał, że miejsce to jest pamiątką po współistnieniu kultur żydowskiej i chrześcijańskiej od średniowiecza aż po wiek XX*. Dzielnica żydowska rozwinęła się na północnym brzegu rzeki Igławy i to od niej postanowiłam rozpocząć zwiedzanie miasteczka. Do dzielnicy weszliśmy przez bramę od strony głównego mostu (Podklášterský most), mijając Przednią Synagogę (stara synagoga, po wojnie odnowiona i przekształcona w kościół ewangelicki). 
Początek istnienia żydowskiej społeczności w Třebíči datuje się na wiek XIV, kiedy to Żydzi uciekli m.in. do Czech po pogromach na ziemiach niemieckich. Z liczebnością przekraczającą 1.500 mieszkańców na przełomie XVIII i XIX wieku wspólnota żydowska w Třebíči była jedną z najliczniejszych na Morawach, mimo wielu pogromów i problemów, jakich doświadczyła na przestrzeni lat. Położenie nad rzeką sprawiało też, że dzielnicę często niszczyły powodzie, nieraz ucierpiała też od pożarów. Jednak największą tragedią okazała się II wojna światowa, podczas której prawie całą społeczność żydowską Třebíči wywieziono do Terezina. Odbudową dzielnicy zajęto się na poważnie dopiero z końcem XX wieku, m.in. dzięki funduszom uzyskanym ze Stanów Zjednoczonych, a wpis na listę UNESCO przyspieszył ten proces. Dziś kolorowe kamieniczki tylko z rzadka straszą swoim stanem, w większości dzielnica jest jednak ładnie odnowiona i zadbana.
Najważniejszym zabytkiem dzielnicy żydowskiej jest niewątpliwie Tylna Synagoga, zwana też Nową, wybudowana w 1669 roku. Do środka wchodzi się przez niewielki budynek z informacją turystyczną (są tu darmowe toalety, co jest zawsze warte uwagi podczas zwiedzania ;) ). W sezonie, od kwietnia do października, co godzinę (poza 12:00) odbywają się trasy z przewodnikiem po angielsku lub niemiecku, a wstęp kosztuje 200 koron (33,69 zł) albo 9 €, bo to jedno z tych miejsc, które przyjmują płatności w obu walutach. My jednak byliśmy tutaj w sobotę, czyli w szabat i tras z przewodnikiem nie było - na szczęście synagoga była otwarta i tak, a ja akurat wolę zwiedzać na własną rękę ;). Sam wstęp do synagogi kosztuje 80 koron (13,48 zł) lub 3 €.
Myślę, że Czechy ogarnęły odnawianie starych synagog jak mało który inny kraj. W Pradze zachwycałam się Synagogą Jerozolimską, a w Třebíči to właśnie Tylna Synagoga przyciągnęła moją uwagę. Ozdobiono ją barokowymi malowidłami i napisami - część się zachowała do dziś, część odnowiono podczas kompletnej renowacji budynku w 1997 roku. Na dole synagogi znajduje się niewielka wystawa poświęcona kulturze żydowskiej, w górnej części zaś skupiono się na historycznej dzielnicy - zobaczymy tam makietę tej okolicy z połowy XIX wieku i sporo zdjęć przedstawiających dzielnicę żydowską przed i po renowacjach. Tylna Synagoga nie jest może szczególnie duża czy bogata, ale z tymi malowidłami naściennymi wyróżnia się na tle innych, które miałam okazję oglądać.
Zwiedzanie żydowskiej dzielnicy postanowiłam zakończyć na górującym nad nią wzgórzu Hrádek, gdzie znajduje się miejscowy kirkut. Idąc na cmentarz uliczką Skalní, mija się fajny punkt widokowy - widać stąd całe historyczne centrum Třebíči. Podejście od strony ulicy Pomezní jest łagodniejsze, ale nie zapewnia takich widoków... ;) Po krótkim spacerze znaleźliśmy się pod bramą jednego z najlepiej zachowanych cmentarzy żydowskich w Czechach.
Cmentarz żydowski na wzgórzu Hrádek założono w pierwszej połowie XVII wieku i obecnie znajduje się na nim ok. 11.000 grobów. Pochowano tu wiele znaczących dla wspólnoty żydowskiej osobistości, a w XX wieku dodano również pomniki upamiętniające żołnierzy walczących w I wojnie oraz ofiary Holokaustu. Dla mnie stare żydowskie cmentarze mają wyjątkowy klimat, szczególnie przez obfitość zieleni, choć nie da się nie myśleć, że wszystko mogło tak zarosnąć dlatego, że zabrakło bliskich osób do dbania o groby zmarłych... O kirkut w Třebíči zadbali miejscowi, zanim jeszcze wpisano go na listę UNESCO i o utrzymaniu go musiało pomyśleć i państwo ;). To spory i klimatyczny cmentarz, zdecydowanie warto tu zajrzeć podczas wizyty w miasteczku.
Po zejściu ze wzgórza skierowaliśmy się do widocznej z daleka bazyliki, również wpisanej na listę UNESCO. Jest ona częścią kompleksu zamkowego w Třebíči, choć z historycznego punktu widzenia było akurat odwrotnie - najpierw powstał klasztor benedyktyński ze świątynią (najstarszy jeszcze na początku XII wieku), a w XVI wieku przerobiono część budynków klasztornych na siedzibę rodu Waldsteinów. Zamek z zewnątrz nie wywiera szczególnego wrażenia, a do środka nie zaglądaliśmy, bo znajduje się tam niezbyt nas interesujące Muzeum Wysoczyny. Wstęp na wystawy stałe kosztuje od 80 do 120 koron (13,48 - 20,22 zł) za wystawę, są też pakiety łączone dla tych, co chcą zobaczyć więcej.
Nas jednak, jak już wspomniałam, interesowała tutaj głównie bazylika św. Prokopa. Jej historia sięga XIII wieku, bo najprawdopodobniej wtedy postanowiono przebudować pierwotny, drewniany kościółek, żeby nadawał się dla rozrastającego się klasztoru. I choć w środku znajdziemy elementy sięgające czasów średniowiecza, to z oryginalnego wystroju niewiele się zachowało - wojny oraz długie używanie budowli w celach nie do końca sakralnych (choć pewnie znaleźliby się tacy, co uznaliby browar za miejsce święte ;) ) miały niszczący wpływ na bazylikę. Jednak rodzina Waldsteinów, która zmieniła klasztor w zamek, zadbała też o renowację i przebudowę świątyni - to z pierwszej połowy XVIII wieku pochodzą barokowe dekoracje oraz wieże.
Podeszliśmy do obu wejść - zarówno nowego, barokowego, jak i starszego, zdobionego pięknym XIII-wiecznym portalem (Porta Paradisi - Bramy raju) - ale oba były zamknięte. Umiejscowiona nieco dalej tablica informacyjna dała nam do zrozumienia, że bazyliki na własną rękę nie zwiedzimy, odbywają się tu tylko trasy z przewodnikiem. W letnie weekendy co godzinę między 13 a 17, ale na tygodniu i w pozostałe miesiące bywa różnie - najlepiej sprawdzić na stronie internetowej przed wybraniem się na zwiedzanie :). Bilet wstępu kosztował 150 koron (25,40 zł), a trasy odbywają się w języku czeskim. Mają jednak foldery informacyjne w różnych językach, w tym po polsku, więc najlepiej sobie przeczytać na spokojnie, no a potem próbować to dopasować do słyszanego czeskiego... ;)
I choć niezmienne wolę zwiedzać na własną rękę niż z przewodnikiem, to jednak bazylikę św. Prokopa naprawdę warto było odwiedzić. Nawet dla mojego M., który nieszczególnie podziela moje zamiłowanie do architektury sakralnej, było to najciekawsze miejsce w Třebíči. Przestronna trzynawowa świątynia robi wrażenie, nawet jeśli neogotycki ołtarz św. Wojciecha to całkiem nowa, bo XX-wieczna rzecz ;). Dużo starsza jest za to sąsiednia Kaplica Opacka, w której do dziś zachowały się freski z drugiej połowy XIII wieku - na pewno sporo pomógł tu fakt, że przez wiele stuleci malowidła były przykryte kilkoma warstwami farby i dopiero w okresie międzywojennym udało się je odrestaurować.
Niespełna godzinne zwiedzanie kończy się w romańskiej krypcie, pochodzącej z pierwszej połowy XIII wieku, co czyni ją najstarszą zachowaną do dziś częścią bazyliki. Sklepienie w krypcie udekorowano specjalnie przygotowanym drewnem, a podtrzymuje je pięćdziesiąt kolumn. Pochowanych tu pierwotnie opatów i innych ważnych zmarłych dziś już nie znajdziemy w krypcie - zwłoki wyniesiono, żeby przerobić pomieszczenie na piwnicę browaru... Ciekawostką są też kamienne bloki tworzące ściany krypty - na wielu z nich znajdują się znaki kamieniarskie sprzed wieków.
Po wyjściu z bazyliki św. Prokopa przeszliśmy na drugi brzeg Igławy, gdzie znajduje się ta niewpisana na listę UNESCO część starego miasta ;). Jego centralną część stanowi plac Karola IV (Karlovo náměstí), w całości odnowiony ostatnimi laty. Spora przestrzeń na organizację wydarzeń miejskich, do tego kolorowe kamieniczki, pomnik Cyryla i Metodego, fontanny... A i tak najbardziej w oko wpada słynny Malowany dom - renesansowa perełka z XVI wieku zdobiona sgraffito. Warto zaznaczyć, że choć ten budynek jest najbardziej znany, to nie jest jedynym tak udekorowanym - dobrze więc pospacerować po placu i jego okolicy :).
Zwiedzanie Třebíči zakończyliśmy przy kościele św. Marcina - oryginalnie pochodzącym z połowy XIII wieku, choć potem przebudowywanym, ostatecznie więc wnętrze jest barokowe. Wejść do środka się nie udało, ale chociaż zerknęliśmy przez kraty... ;) Do świątyni przylega wysoka na 75 m wieża miejska z 1335 roku, stanowiąca pierwotnie część miejskich fortyfikacji. Stąd mieliśmy już blisko z powrotem na parking, choć jeszcze zanim wyruszyliśmy w dalszą drogę, skusiliśmy się na obiad w restauracji Jídelna Třebíčanka przy placu Karola. Smażony ser w dobrej cenie zawsze polecam! ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze