Třebíč i Telč stanowiły istotne punkty naszego południowoczeskiego weekendu, ale miejscem, które najbardziej chciałam zobaczyć w tej części kraju, był Czeski Krumlow (Český Krumlov). Kilkunastotysięczne miasteczko położone jest ledwo 30 km od austriackiej granicy, ale na wysokości Linzu, więc z Wiednia jest to jednak ok. 3 godzin jazdy. Na tyle dużo, że nie chciałam wyskoczyć do Czeskiego Krumlowa w ramach jednodniówki, ale planowałam tam nocleg. Do miasteczka dojechaliśmy deszczowym lipcowym wieczorem i zatrzymaliśmy się na nocleg w hotelu CK Park nad Wełtawą, w dzielnicy Plešivec. Cenowo dużo lepiej niż historyczne centrum, a dzieliło nas od niego ledwo kilkanaście minut spaceru. No i już po wymeldowaniu mogliśmy zostawić auto pod budynkiem i nie kłopotać się płatnymi parkingami w okolicy starego miasta, a to jednak wygoda :). Dlatego w niedzielę rano zjedliśmy śniadanie, wymeldowaliśmy się, zostawiliśmy rzeczy w bagażniku... i ruszyliśmy na zwiedzanie.
A jako że startowaliśmy z lewej strony Wełtawy, postanowiliśmy rozpocząć zwiedzanie od ogrodów zamkowych (zámecká zahrada). Utworzone w XVII wieku w stylu barokowym stanowią dziś największą część całego kompleksu zamkowego (10.875 ha). Z jednej strony zaczynają się niewielkim stawem, ciągnąc się przez spore tereny spacerowe, obejmujące m.in. pawilon muzyczny, scenę i fontannę, a całość kończy się przy samym pałacu. Wstęp tutaj jest darmowy i przy ładnej pogodzie można w ogrodach spędzić sporo czasu. My musieliśmy się jednak ograniczyć do krótkiego spaceru, bo jednak trochę planów na ten dzień mieliśmy... a i pogoda była mocno zmienna.
Przez ogrody dotarliśmy do zamku, a powiem Wam, że Zamek Český Krumlov był jedną z tych atrakcji, które od dawna bardzo chciałam zobaczyć. Oryginalnie zbudowany w połowie XIII wieku, był wielokrotnie przebudowywany i zmieniał właścicieli. Ostatnimi prywatnymi panami na zamku byli Schwarzenbergowie, od których tereny te przejęło państwo czechosłowackie po II wojnie światowej. Współcześnie jest to jeden z najważniejszych czeskich zabytków, od 1992 roku wpisany (zresztą z całym historycznym centrum Czeskiego Krumlowa) na listę UNESCO.
Tereny okołozamkowe, tak jak i ogrody, można zwiedzać za darmo. Warto więc tu podejść, nawet jeśli nie planujecie zaglądać do środka... Choć osobiście uważam, że zajrzeć to zamkowych wnętrz wręcz trzeba! ;) Nawet jeśli nie jest to najtańsza przyjemność. Generalnie zwiedzanie odbywa się tylko z przewodnikiem i mamy do wyboru takie trasy:
- pierwsza podstawowa trasa - skupiająca się na barokowych i renesansowych apartamentach. Trwa ok. godziny, a bilet kosztuje 300 koron (51,20 zł);
- druga podstawowa trasa - skupiająca się na bardziej współczesnych czasach i historii rodu Schwarzenberg. Również trwa ok. godziny, a bilety są po 260 koron (44,35 zł);
- barokowy teatr - to już oddzielna perełka, trasy odbywają się rzadziej niż dwie powyższe, trwają ok. 45 minut i kosztują 360 koron (61,40 zł) za bilet.
Do tego za 280 koron (47,75 zł) można wejść do muzeum zamkowego i na wieżę, a kolejne 80 koron (13,65 zł) zapewni nam wstęp do stajni. Zatem, jeśli ktoś chciałby naprawdę dobrze zwiedzić Zamek Český Krumlov, musiałby na to poświęcić właściwie cały dzień i wydać 1280 koron (218,35 zł).
My mieliśmy cały dzień, ale na zwiedzanie całego miasteczka, a nie tylko zamku, więc musieliśmy wybierać. Z dwóch tras po apartamentach zdecydowanie bardziej kusiła mnie ta pierwsza, odbywająca się kilka razy dziennie po angielsku, niemiecku lub czesku. Zaczyna się ona w zamkowej kaplicy św. Jerzego i przechodzi przez wiele najpiękniejszych pomieszczeń. Poza tą trasą bardzo chciałam zajrzeć do słynnego teatru, uznawanego za najlepiej zachowany barokowy teatr w całej Europie - jak patrzyłam na zdjęcia, to było to prawdziwe cudo. Niestety, jak już wspomniałam, trasy tu są rzadsze, 2-3 razy dziennie, tylko... Jedna już się odbywała, kolejną zaś odwołali. Na ostatnią tego dnia, tylko po czesku, trzeba by czekać wiele godzin, więc sobie odpuściliśmy, choć dalej mnie to boli ;).
Ale choć nie udało nam się zwiedzić teatru, to w ramach pierwszej trasy zobaczyliśmy słynną Salę Maskarady. Zaprojektowana przez Andreasa Altomonte'a i udekorowana malowidłami Josefa Lederera, uznawana jest za prawdziwą rokokową perełkę. Kiedyś goście zamkowi spotykali się tutaj przed spektaklami teatralnymi, dziś w sali odbywają się koncerty i inne wydarzenia. W ogóle jak tylko grupa weszła do pomieszczenia - sporego i pięknie zdobionego - przewodniczka zapytała, jak myślimy, ile osób i przez ile czasu pracowało nad malowidłami. Odpowiedzi były różne, ale nikt nie zgadł, że Lederer ogarnął te malowidła w niecały rok ;).
W ramach tej samej trasy można zobaczyć również jeden z najcenniejszych przedmiotów przechowywanych na zamku w Czeskim Krumlowie. Jest to złota karoca z początków XVII wieku - bogactwo zrobione i wykorzystane tylko raz w jednym konkretnym celu. W 1638 roku nowy cesarz Ferdynand III chciał zbudować dobrą relację z papieżem, a wiadomo, że najlepiej się to robi, dając kościołowi pieniądze ;). Tylko, że Habsburgom akurat brakowało kasy, czego nie można było powiedzieć o rodzie Eggenberg (zwiedzałam kiedyś pałac Eggenberg w Grazu, zdecydowanie biedni nie byli). Zatem cesarz poprosił Johanna Antona von Eggenberg o wyruszenie z misją i darami do papieża, a arystokrata nakazał stworzenie specjalnej karocy właśnie na te dary... Mieli rozmach ;).
Zatem obejrzeliśmy wnętrza zamkowe, przypominające bardziej pałac niż zamek, ale musieliśmy zobaczyć jeszcze jedną część kompleksu. Zarówno z góry, jak i z dołu... Słynny Płaszczowy Most to coś, co natychmiast rzuca się w oczy i wywiera spore wrażenie. Czteropiętrowy, oparty na arkadach był budowany i rozbudowywany przez kilkadziesiąt lat na przełomie XVII i XVIII wieku. Z mostu mamy piękny widok na stare miasto w Czeskim Krumlowie, ale koniecznie trzeba tu podejść od dołu, od strony Wełtawy, bo dopiero wtedy widać ogrom całej konstrukcji.
Tuż obok zamku znajduje się dawny klasztor minorytów, obecnie mieszczący muzeum klasztorne. Do środka nie wchodziliśmy, bo bądźmy szczerzy - widzieliśmy już dziesiątki przykładów dawnej sztuki sakralnej i nie ciągnęło nas, by płacić 150 koron (25,55 zł) za obejrzenie kolejnych. Niestety, XVII-wieczny, barokowy kościół Bożego Ciała i Dziewicy Maryi jest częścią wystawy, więc i tu nie zajrzeliśmy, choć przyznaję bez bicia... zdjęcia nie powalają ;). Zatem podeszliśmy, rozejrzeliśmy się i stwierdziliśmy, że idziemy szukać jedzenia i spacerować po mieście.
A spacer po starym mieście w Czeskim Krumlowie to atrakcja sama w sobie :). Wpisując miasteczko w 1992 roku na listę UNESCO, podkreślono, że to wyjątkowy przykład małego środkowoeuropejskiego średniowiecznego miasta, którego dziedzictwo architektoniczne pozostało nienaruszone dzięki spokojnemu rozwojowi trwającemu ponad pięć stuleci. Pierwsze wzmianki o wiosce Krumlov pochodzą z XIII wieku - powstała ona w cieniu nowo wybudowanego zamku obronnego. Czeski Krumlow należał do Vitkowiców, Rožmberków (300 lat niemal ciągłego rozwoju miasteczka), Habsburgów, Eggenbergów i Schwarzenbergów - choć już od pewnego czasu samo miasto funkcjonowało coraz bardziej niezależnie od zamku i jego właścicieli.
Centralnym punktem starego miasta - oczywiście poza zamkiem na wzgórzu - jest plac Svornosti. To tutaj znajduje się zabytkowy ratusz, w którego piwnicach urządzono współcześnie Muzeum Tortur. Tu znajdziemy informację turystyczną, gdzie nie tylko można dostać mapkę miasta, ale też przybić sobie miejscowe pieczątki - dla tych, którzy lubią takie pamiątki ;). Plac otaczają kolorowe kamieniczki, a po przeciwnej stronie niż ratusz stoi zabytkowa fontanna, do której w XIX wieku dobudowano kolumnę morową.
Jako miłośniczka architektury sakralnej musiałam zajrzeć też do najważniejszej świątyni na starym mieście - kościoła św. Wita. To XV-wieczna gotycka budowla powstała w miejscu starszego kościoła, który przestał wystarczać rosnącej populacji miasteczka. W tej trzynawowej świątyni warto zwrócić uwagę na sklepienie, XVI-wieczną marmurową chrzcielnicę otoczoną charakterystycznymi kolumnami czy piękne, XVIII-wieczne organy. Choć cały kościół sam w sobie nie jest szczególnie bogato zdobiony - jakby nie patrzeć, to wciąż gotyk - to ma jednak swoje zabytkowe perełki :).
Dla miłośników sportów wodnych, Czeski Krumlow oferuje w lecie sporo dodatkowych atrakcji - Wełtawa wydaje się tu być dość spokojna i niezbyt głęboka (choć jak jest w rzeczywistości, nie sprawdzałam ;) ). Kajaki, pontony, deski SUP, rowerki wodne - wszystko to można bez problemu wypożyczyć w jednej z wielu miejscowych firm, a chętnych było całkiem sporo. Mając więcej czasu, szczególnie w upalny dzień, sama z przyjemnością skorzystałabym z takiej rozrywki.
Nadszedł powoli czas, by kierować się do auta i wracać do Wiednia - w tę stronę postanowiłam jednak ściąć zakole Wełtawy i podejść do lokalnej synagogi. Zbudowana na początku XX wieku uchodzi za perełkę czeskiej secesji. Miejscowym Żydom służyła jedynie do II wojny światowej i w ręce lokalnej wspólnoty żydowskiej wróciła dopiero w latach dziewięćdziesiątych. Budynek oglądaliśmy już tylko z zewnątrz, choć w środku podobno funkcjonuje kawiarnia i czasem udostępniane są różne wystawy.
Tutaj zakończyliśmy nasz spacer po Czeskim Krumlowie. Miasteczko bardzo wpadło mi w oko, ma swój urok i mnóstwo świetnie zachowanych lub odremontowanych zabytków. Kręci się tu także całkiem sporo turystów, ale wcale mnie to nie dziwi - naprawdę warto było tu przyjechać :).
0 Komentarze