Advertisement

Main Ad

Hagia Sophia A.D. 2024

Stambuł, meczet Hagia Sophia
Rzadko mi się zdarza zwiedzać jakieś miejsce z myślą: kurczę, jaka szkoda, że nie przyjechałam tu wcześniej! I nie mam tu na myśli takiego zachwytu, który sprawia, że człowiek się zastanawia, dlaczego nie przyjechał w dane miejsce już dawno temu, skoro tu tak pięknie, bo to faktycznie, zdarza mi się regularnie. Ale rzadko taka myśl pojawia się w efekcie lokalnych działań, które kompletnie zmieniają dane miejsce i wywołują żal, że już nie jest tak jak kiedyś. I że tego kiedyś nie udało mi się zobaczyć, doświadczyć. Po raz pierwszy naprawdę mocno takie uczucie uderzyło mnie w Stambule. Miasto to od dawna mnie ciągnęło, ale ciągle było nie po drodze. Trafiłam tu w końcu we wrześniu tego roku, gdy już od lat w Turcji szalała inflacja, a Erdoğan był prezydentem od dobrej dekady. Zaś Hagia Sophia nie była już tą samą Hagia Sophią co jeszcze nie tak dawno temu...
Do Hagia Sophii kolejki są właściwie zawsze, a w internecie można poczytać porady, o której godzinie najlepiej przyjść, by trafić na jak najmniejsze. Można też, naturalnie za dopłatą, kupić bilety skip the line. Ja przechodziłam obok kas wielokrotnie w ciągu dwóch dni, o różnych porach, i kolejka była właściwie ciągle taka sama - plus minus na pół godziny stania. Czasem jednak widziałam dwa ogonki - jeden po prawej do kas, drugi, nieco krótszy, po lewej do wejścia. Ja przyszłam tu w niedzielny poranek i choć po zakup biletów przyszło mi czekać pół godziny, to na szczęście potem do samej Hagia Sophii weszłam już bez kolejki. We wrześniu za bilet do samego meczetu zapłaciłam 975 lir (113,55 zł wg ówczesnego kursu), choć przy kasie oferują za dodatkową - prawie drugie tyle - opłatą bilet łączony również na sąsiednie muzeum. Za opłatą można dostać też słuchawki do audioguide'a (ten na szczęście jest darmowy, wystarczy zeskanować kod QR w telefonie) lub nakrycie, gdyby nasz ubiór był zbyt odkryty. Wchodzimy w końcu do meczetu, więc odkryte ramiona czy kolana, a w przypadku kobiet także włosy, nie wchodzą w grę. Ja weszłam w spodniach do połowy łydek i bluzce z krótkim rękawkiem i tego nikt się nie przyczepił na wejściu, więc nie jest też tak, że koniecznie długie nogawki i długi rękaw :).
Krótki spacer zakręcającym kilkakrotnie korytarzem i oto wyszłam na galerię i miałam przed sobą wnętrze Hagia Sophii. Legendarny kościół Mądrości Bożej zbudowany jeszcze w VI w. (na miejscu zniszczonej świątyni z wieku IV) na rozkaz cesarza Justyniana Wielkiego. Początkowo była to świątynia wczesnochrześcijańska, w XIII wieku na krótko przejęta przez wyznawców kościoła rzymskokatolickiego w wyniku IV krucjaty. Prawdziwa zmiana nadeszła jednak dopiero wraz z upadkiem Konstantynopola w 1453 roku, a przekształcenie świątyni w meczet było jednym z pierwszych rozkazów sułtana Mehmeda II po zdobyciu miasta. I funkcję meczetu pełniła przez prawie pół tysiąclecia, aż do czasów Atatürka. Ojciec Turków widział Turcję jako państwo świeckie, a Hagia Sophię jako dostępne dla wszystkich muzeum.
I to z tymi zawirowaniami religijnymi wiąże się mój żal, że nie przyjechałam tu wcześniej. Bo za Erdoğana sąd unieważnił prawo zmieniające Hagia Sophię w muzeum i od 2020 roku miejsce to pełni z powrotem funkcję meczetu. Jeszcze do ubiegłego roku można było jednak zwiedzać świątynię tak jak inne stambulskie meczety i nie trzeba było nic płacić za wstęp. Te czasy też już, niestety, minęły. Od 2024 roku wstęp do głównej części meczetu mają tylko muzułmanie, a turyści mogą wejść jedynie na galerię na górze - na powyższych zdjęciach widać ludzi w górnych częściach budynku. W znaczący sposób ogranicza to możliwość zwiedzania, a wiele osób uważa cenę za zdecydowanie wygórowaną. Nie okłamujmy się, równowartość dwudziestu paru euro za możliwość spojrzenia na meczet z galerii, to bardzo dużo - zwłaszcza że przy szalejącej w Turcji inflacji można się spodziewać dalszego podnoszenia cen. Tegoroczne komentarze w internecie nie pozostawiają na tureckich władzach suchej nitki - że drogo, że nie warto, że to zmiany na gorsze. I nie sądzę, by ktokolwiek w Turcji się tym przejmował, bo mimo wygórowanych cen biletów i ograniczonej możliwości zwiedzania w Hagia Sophii dalej są tłumy. To przecież najważniejszy zabytek Stambułu, jedna z najbardziej znaczących świątyń na świecie. Setki tysięcy ludzi i tak zapłacą, żeby choć raz zobaczyć to miejsce w środku - przecież ja też czytałam, jak to teraz wygląda, pomyślałam, że drogo... po czym stanęłam w kolejce. Bo to przecież ta Hagia Sophia...
Osobiście uwielbiam zabytkowe mozaiki i tutaj Hagia Sophia niesamowicie mnie zachwyciła. Po dziś dzień zachowała się część bizantyjskich mozaik, i chyba można tu trochę mówić o szczęściu, skoro islam zabrania przedstawiania postaci... Choć tak naprawdę podobno pierwotne dekoracje świątyni też nie przedstawiały ludzi, cała Hagia Sophia była ozdobiona złotymi wzorami mozaik, a dopiero koło IX wieku zaczęto dodawać mozaiki z wizerunkami świętych i władców. Jednak za czasów osmańskich wiele z nich zasłonięto gipsem lub farbą i odkrył je dopiero na początku lat trzydziestych XX wieku Amerykanin Thomas Whittemore, który przekonał Atatürka do usunięcia tynku i odnowienia dekoracji. Jako że następnie przez dziesięciolecia Hagia Sophia robiła za muzeum, wszystko było ładnie odsłonięte... do tego 2020 roku, gdy znów postanowiono przywrócić jej funkcję meczetu. A mozaiki zasłaniano materiałem na czas modłów... Obecnie, gdy turyści mogą zwiedzać tylko górną galerię, wygląda na to, że mozaiki na tym poziomie są całkowicie udostępnione odwiedzającym - w końcu z poziomu dla modlących się są niewidoczne, inne są częściowo przysłonięte, ale z galerii można je zobaczyć.
Wchodząc na teren galerii, najpierw natkniemy się na mozaikę z początku X wieku, przedstawiającą cesarza Aleksandra. Co ciekawe, była tak dobrze zamalowana, że Whittemore jej nie odnalazł i myślał, że została zniszczona - na szczęście udało się ją odkryć i odnowić w 1958 roku ;). Po przeciwnej stronie meczetu w galerii znajduje się chyba najsłynniejsza mozaika Hagia Sophii: Deisis (modlitwa). Wizerunek Chrystusa Pantokratora stojącego pomiędzy Maryją a Janem Chrzcicielem znałam już z wielu reprodukcji, zresztą nie bez powodu uchodzi on za arcydzieło sztuki bizantyjskiej, ale nie wiedziałam, że powstał najprawdopodobniej, by uczcić wyzwolenie Konstantynopola z rąk katolików w 1261 roku. Kawałek dalej są dwie kolejne mozaiki: Maryi obok cesarza Jana Komnena, jego żony Ireny i ich syna Aleksego, oraz druga z Chrystusem pomiędzy cesarzem Konstantynem IX Monomachem i cesarzową Zoe. Stąd też możemy spojrzeć do góry, na częściowo zakrytą mozaikę przedstawiającą Maryję z Dzieciątkiem z drugiej połowy IX wieku. Kolejne cudo znajdziemy nad wyjściem, na sam koniec trasy - mozaika z 944 roku, w której centrum znajduje się znów Maryja z Jezusem, po jednej jej stronie stoi cesarz Konstantyn Wielki z modelem Konstantynopola, po drugiej zaś Justynian Wielki z modelem Hagia Sophii... Audioguide ze świątyni podaje podstawowe informacje o mozaikach: kiedy powstały, kogo ukazują, ale szczerze polecam doczytać potem więcej, bo to fascynujący fragment historii :).
Na co jeszcze zwrócić uwagę poza mozaikami? Niektóre z obiektów zaznaczonych na mapce dołączonej do audioguide'a były niedostępne / niewidoczne z poziomu galerii, inne - jak pomieszczenia kleryków za potężnymi drzwiami - były zamknięte na czas renowacji. Na pewno jednak trzeba zwrócić uwagę na kopułę - ta pochodzi z końca X wieku, bo poprzednie były niszczone przez trzęsienia ziemi i pożary. Oparta na tzw. pendentywach kopuła bizantyjska o średnicy podstawy przekraczającej 30 m wywiera spore wrażenie, choć przyznam, że tyle się o niej naczytałam, że spodziewałam się tu trochę większego efektu wow ;). Ciekawostką na poziomie galerii są też średniowieczne marmurowe drzwi, oddzielające kiedyś prywatną przestrzeń cesarza. Właściwie większość tego, co obecnie możemy zobaczyć na poziomie galerii, to wspaniałości z czasów bizantyjskich. Zachowaną osmańską Hagia Sophię najlepiej oglądać z punktu widzenia sali modlitewnej... czyli zarezerwowanej dla muzułmanów.
Z Hagia Sophii wychodzimy pod wspomnianą wyżej mozaiką, przechodzimy obok fontanny do ablucji i znów znajdujemy się w centrum dzielnicy Sultanahmet :) Warto przyjrzeć się meczetowi z każdej strony, choć obecnie część jest w renowacji i pokryta rusztowaniami. Hagia Sophia jest też pięknie oświetlona i wywiera wrażenie również po zmroku - otoczona wysokimi minaretami (dodanymi w XV-XVI wieku, już po upadku Konstantynopola). Swoją drogą, w Stambule nigdzie nie spotkacie się ze zwrotem upadek, to było zawsze zdobycie miasta ;). Cieszę się, że miałam możliwość zajrzeć do środka świątyni, warto było, ale dalej mnie boli, w jakim kierunku to wszystko poszło. Że nie można zwiedzać całości, jeśli nie wyznaje się jedynej słusznej religii (bo bądźmy szczerzy, muzułmanie wchodzący do sali modlitewnej natychmiast wyciągali telefony, by robić zdjęcia - na modlitwę wchodził tam niewielki ułamek...). No i naprawdę nie mam nic przeciwko płaceniu za wstęp do zabytków, ale te 26 € tylko za galerię świątyni, która jeszcze rok temu była w całości udostępniona za darmo, to trochę przegięcie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to się zmieni na lepsze, ale póki co nie zapowiada się - wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że cały Stambuł idzie w kierunku zdzierania jak największych kwot z turystów... Więc póki co zostaje mi tylko żałować, że nie przyjechałam tu parę lat temu ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze