Advertisement

Main Ad

Jesienny Bärenschützklamm

Austria Bärenschützklamm wodospady
Wąwóz Bärenschützklamm leży w Styrii, nie tak daleko od miasteczka Leoben i jakieś 150 km od Wiednia. M. był tam przed laty i wspominał, że moglibyśmy się tam wybrać, kiedy tylko wąwóz z powrotem otworzą. A zamknięty był długo, bo ponad cztery lata. W lipcu 2020 roku w Bärenschützklamm zerwały się skały wiszące nad trasą, spadając na idących po ścieżce i drewnianych drabinkach turystów. Trzy osoby zginęły, kilka zostało poważnie rannych, a wąwóz natychmiast zamknięto. Przez ten czas sporo się działo - śledztwo wykazało, że był to wypadek z przyczyn naturalnych, niemożliwy do przewidzenia, jednak przed ponownym otwarciem Bärenschützklamm należało nie tylko naprawić zniszczony szlak, ale też zwiększyć względy bezpieczeństwa. A to trochę trwało, bo pierwsze plany nie zostały zaakceptowane, trzeba było zakładać dodatkowe siatki chroniące przed spadającymi kamieniami, a to znów zwiększało znacząco koszty prac... Jeszcze w 2023 roku zapowiadano ponowne otwarcie wąwozu na początek sezonu letniego 2024, ale znów się wszystko przeciągało... Już nie wierzyłam, że Bärenschützklamm wystartuje w tym roku, a tu proszę, z końcem września jednak otworzyli :).
Przy wąwozie znajdują się trzy oficjalne parkingi: jeden bliżej samego wąwozu, gdzie jest ograniczona liczba miejsc, oraz dwa w sąsiedniej miejscowości Mixnitz. My dojechaliśmy do Mixnitz około południa i na drodze prowadzącej do Bärenschützklamm była tabliczka, by zatrzymać się tutaj, bo na głównym parkingu nie ma już miejsc. Potem okazało się to nieprawdą, bo do południa pojedyncze miejsca się zwolniły, ale wtedy zaufaliśmy tabliczce i zatrzymaliśmy się na najdalszym parkingu - ten środkowy faktycznie był już przepełniony. Opłata za cały dzień postoju z Mixnitz to 6 €, przy samym wąwozie 9 € (ceny są nieco niższe, jeśli przyjeżdżamy po godzinie 15). Warto też pamiętać - o czym chyba zapomniał mnie uprzedzić mój facet ;) - że nawet ten parking przy wąwozie nie znajduje się tuż obok oficjalnego wejścia. Trzeba tu podejść jeszcze prawie godzinę, a z parkingu w Mixnitz jeszcze dodatkowe +/- 20 minut. Zatem zanim w ogóle znaleźliśmy się przy Bärenschützklamm, musieliśmy przejść prawie 4 km, czasem mocno pod górkę, a to jednak trochę zajęło. 
Ale dotarliśmy w końcu do głównego wejścia do wąwozu! Jesienią wstęp był tylko do godziny 16, ale zakładam, że kiedy w przyszłym roku Bärenschützklamm otworzą na cały sezon, letnie godziny otwarcia będą odpowiednio dłuższe. Bilet wstępu dla osoby dorosłej kosztuje 9 €, dla dzieci od 6 do 16 r.ż. - 6 €. Młodsze dzieciaki wchodzą za darmo, ale na stronie wąwozu zaznaczono, że może być to niebezpieczne i rodzice zabierają je na własną odpowiedzialność. Bo wiadomo, z wózkiem tu nie wejdziecie, a mój telefon wyliczył mi pokonane przewyższenie (od parkingu do końca wąwozu) na 850 m - i sporo z tego po drabinkach. Ja w dzieciństwie bym spanikowała na sam widok tego wszystkiego... ;) Z tego samego powodu do Bärenschützklamm nie ma wstępu z psami. 
Główny, najbardziej spektakularny szlak przez Bärenschützklamm liczy sobie zaledwie 1,4 km i 350 m przewyższenia, a na tej trasie napotkamy 51 drabinek i 109 mostów. Całość robi niesamowite wrażenie, po drodze mijamy sporo przepięknych wodospadów, które przy wiosennych roztopach muszą nieść jeszcze większą ilość wody... ale i w październiku zdecydowanie nie miałam na co narzekać :). Zresztą cieszyłam się, że wybraliśmy się tu jesienią - zwłaszcza w okresie, gdy pewnie nie każdy jeszcze słyszał o ponownym otwarciu wąwozu. Spore fragmenty szlaku, szczególnie drabinki, to odcinki, gdzie łatwo tworzyłyby się zatory, a nie ma się jak wyminąć. Jako że ja lubię robić dziesiątki zdjęć i iść swoim tempem (szczególnie pod górę po drabinkach...), nie czułabym się zbyt komfortowo, gdyby za mną szedł tłum ludzi. Teraz w Bärenschützklamm było dość pusto - ciekawe, jak to wyglądałoby latem ;).
Od 1978 roku Bärenschützklamm ma status pomnika przyrody, co jest w pełni zrozumiałe - na szczęście ten pomnik przyrody jest udostępniony odwiedzającym. Za utrzymanie wąwozu w jak najlepszym stanie odpowiada lokalny oddział Austriackiego Stowarzyszenia Alpejskiego (Österreichischer Alpenverein). Widać, że przy okazji czteroletnich prac w Bärenschützklamm wymieniono też sporą część drabinek i mostków. Co i rusz natrafiałam na świeże drewno i musiałam uważać, by łapiąc za poręcz, nie zatrzymać sobie kilku drzazg na pamiątkę ;).
Po przejściu głównej części wąwozu czeka nas jeszcze krótki spacer do schroniska, gdzie można coś zjeść lub wypić - w słoneczny dzień siedziało tu całkiem sporo ludzi. A stamtąd albo gdzieś dalej na szlak albo z powrotem do wyjścia, oczywiście już inną trasą, bo szlak przez drabinki jest jednokierunkowy. Zejście jest prostsze, choć miejscami dość strome i po jesiennym błocie i zmokłych liściach musiałam schodzić dość powoli i ostrożnie. A potem przez trzy dni czułam zakwasy w łydkach ;). Cała trasa, zacząwszy i skończywszy na parkingu w Mixnitz, zajęła nam ok. 5,5 godziny. Jeśli dodać do tego trochę ponad 1,5 godz. jazdy z Wiednia i drugie tyle z powrotem, zrobiła się z tego wycieczka na cały dzień. Ale naprawdę było warto :).

Prześlij komentarz

0 Komentarze