Jeden weekend to zdecydowanie za mało czasu, by zwiedzić takie miasto jak Stambuł. A już zwłaszcza, kiedy jest to weekend turystyczno-towarzyski, czyli poza zwiedzaniem trzeba mieć też czas na godziny spędzone w knajpkach na jedzeniu i piciu ze znajomymi ;). Wtedy po prostu musi się zaakceptować fakt, że niektóre miejsca zobaczy się podczas kolejnej wizyty. Dwa zabytki chciałam jednak odwiedzić już teraz. Pierwszy to najważniejsza świątynia Konstantynopola: Hagia Sophia. Drugim zaś był ogromny i bogaty pałac sułtanów, położony zresztą tuż obok Hagia Sophii. Na Topkapi trzeba poświęcić z pół dnia, bo wpaść tu tylko na godzinę czy dwie... to pozostawiłoby ogromny niedosyt. A w środku naprawdę jest co oglądać :).
Wspominałam to w jednym z poprzednich wpisów, powtórzę i teraz: Stambuł nie jest tani. A właściwie to ostatnimi laty stał się wręcz zaskakująco drogi. Większość moich mieszkających lub pracujących w Stambule znajomych już od kilku lat spędza urlopy za granicą, bo Turcja przestała być dla nich dostępna cenowo. Wysokie ceny widać od razu w atrakcjach turystycznych i pałac Topkapi nie jest tu wyjątkiem. Kiedy byłam tu we wrześniu, za bilet do kompleksu pałacowego zapłaciłam 1.700 lir, co wtedy przeliczało się na jakieś 46 € / 193 zł. I była to cena zaraz po podwyżce, bo komentarze umieszczone w internecie jeszcze latem uwzględniały cenę o 200 lir niższą. Nowy rok przyniósł kolejną podwyżkę - przy tureckiej inflacji nawet mnie to nie dziwi... W lutym 2025 roku bilet do Topkapi kosztuje 2.000 lir, co po obecnym kursie daje 53,50 € / 225 zł. Stambuł nie jest tani...
Niezależnie od ceny pałac Topkapi zwiedzić chciałam - to jeden z największych i najwspanialszych zabytków Stambułu. W 1453 roku upadł Konstantynopol, a sułtan Mehmed II Zdobywca w nowo podbitym mieście musiał mieć naturalnie własny pałac. Jego budowa rozpoczęła się jeszcze w 1453 i zakończyła 5 lat później, ale choć sułtan wprowadził się tam, szybko nakazał budowę nowej, większej i wspanialszej siedziby. Tamta więc została nazwana Eski Saray - starym pałacem, a w latach 1459-65 powstał Yeni Saray - nowy pałac. Nazwa Topkapi pojawiła się kilkaset lat później, najprawdopodobniej gdy rezydencja już dawno straciła na znaczeniu, a niedługo potem sułtan i tak przeprowadził się do kolejnego pałacu: Dolmabahçe. Topkapi było jednak siedzibą sułtanów przez niemal cztery stulecia, zaczynając od 1478 roku, gdy do nowego pałacu wprowadził się Mehmed Zdobywca. Czterysta lat rozbudowy i przebudowy rezydencji (to jakby nie patrzeć region aktywny sejsmicznie, trzęsienia ziemi i pożary niszczyły więc budynki), siedziby władców potężnego imperium osmańskiego... Wiedziałam, że będzie na bogato i bardzo chciałam to miejsce zobaczyć :).
Zatem jak to wygląda ze zwiedzaniem pałacu? Najpierw przechodzimy przez Bramę Imperialną w zewnętrznych murach, tuż obok wejścia do Hagia Sophii. Tutaj można było wejść bez biletu na teren pierwszego dziedzińca, przy którym znajdziemy m.in. dawny kościół Hagia Eirene (sam budynek jest jednak biletowany - zajrzałam do niego, wychodząc z pałacu) oraz kasy biletowe do głównej części pałacu. Do kas były oddzielne kolejki w zależności od tego, czy płaciło się gotówką czy kartą - podczas mojej wizyty do płatności gotówkowych kolejki były znacznie krótsze. Następnie przez Bramę Środkową wchodzi się na drugi dziedziniec... a tam to już nie wiadomo, gdzie patrzeć, od czego zacząć zwiedzanie :). Kompleks jest ogromny, dzięki czemu w większości miejsc nie było zbyt tłoczno - turyści rozchodzili się w różnych kierunkach i tylko w wąskich przejściach (zwłaszcza do dawnych łaźni) robiły się zatory.
Na prawo od bramy ciągną się budynki, gdzie mieściły się kuchnie sułtańskie. Spędziłam tu więcej czasu, niż oryginalnie planowałam, ale akurat zmieniła się pogoda i potężnie lunęło, więc nawet nie miałam, jak wyjść z budynku... ;) Obejrzałam więc bogate kolekcje zastawy, poczytałam szczegółowe tablice informacyjne o tym oraz co i jak jadano (a także w jakich ilościach, a te - biorąc pod uwagę rozmiary dworu - robiły wrażenie!). Podczas renowacji pałacu zadbano o to, by wnętrza kuchni przypominały te oryginalne - efekt jest ciekawy... wystawy zaś są bardzo szczegółowe. Nie sądzę więc, by każdemu się chciało wszystko czytać (no chyba, że pada i nie macie wyjścia ;) ), ale warto skupić się choć na tej części opisującej pracę sułtańskiej kuchni oraz wymogi dworu - sporo tu ciekawostek.
W poszczególnych pawilonach i budynkach znajdziemy część muzealną oraz skarbiec. Niektóre z nich są tak pełne przedmiotów w gablotach, że niewiele już miejsca zostało dla odwiedzających i trzeba iść z prądem, nie ma jak się zatrzymać. W części muzealnej widziałam znaki informujące o zakazie fotografowania - szczerze powiedziawszy zauważyłam je dość późno, już po zrobieniu pewnej ilości zdjęć... i to tuż przy kompletnie to ignorującej ochronie. Uznałam więc, że skoro zakazem nie przejmuje się ani obsługa, ani żaden z turystów, to chyba nie ma co się nim przejmować bardziej niż inni - trzymałam się tylko tego, by mieć wyłączony flash ;). No i powiedzmy sobie szczerze - zwłaszcza w skarbcu w Topkapi zgromadzono tyle pięknych i cennych przedmiotów, że gdyby chciało się robić zdjęcie każdej ciekawostce, to nigdy byśmy stamtąd nie wyszli ;). Dlatego też zrobiłam kilka zdjęć, by mieć obraz tego, co można zobaczyć w środku, a potem schowałam aparat i po prostu podziwiałam...
Dla osób religijnych (mam tu na myśli głównie wyznawców islamu) niewątpliwie najważniejszą częścią Topkapi są komnaty z relikwiami. Żeby zobaczyć tę wystawę, musiałam zakryć włosy - mnogość świętych przedmiotów sprawia, że dla muzułmanów jest to niemal święte miejsce. Podobno za czasów sułtańskich te pomieszczenia udostępniano jedynie raz w roku, by rodzina władcy mogła złożyć hołd... Dominują tu głównie pamiątki po Mahomecie, jak odcisk jego stopy, pisane przez niego listy, fragmenty jego odzieży czy włosów z brody... Ale nie tylko - rzuciła mi się w oczy chociażby laska Mojżesza. W autentyczność relikwii wnikać nie będę, bo nic mi do tego, co dla kogo jest święte - na mnie osobiście większe wrażenie wywarły same pięknie zdobione pomieszczenia, w których trzymane są te przedmioty.
Generalnie w Topkapi to, co robi największe wrażenie, to sama architektura i bogactwo dekoracji. Nie zobaczymy tu za wiele tego, co moglibyśmy nazwać wystrojem wnętrza, choć jakieś krzesła czy leżanki ustawiono niemal w każdym pomieszczeniu. Jedyny budynek, w którym zachowano więcej mebli, wymaga zwiedzania w ochraniaczach na buty (dostępne przed wejściem - generowanie plastiku level master), żeby nie zniszczyć dywanów. Szczególnie zachwyciły mnie pawilony w dalszej części pałacu, ale zwiedzając Topkapi warto zadbać o to, by nie pominąć żadnego budynku - nie wiadomo w końcu, jakie cuda mogą się tam znajdować :).
Kupując bilet do Topkapi, warto zwrócić uwagę na zakup wejściówki do całego kompleksu, czyli włącznie z haremem. Bo harem to zdecydowanie jedna z najwspanialszych części pałacu i po prostu nie można jej sobie odpuścić :). Choć jeśli to przegapicie, nie ma się czym martwić, bo przy wejściu do budynku są oddzielne kasy biletowe. I pozwolę sobie od razu zaznaczyć dla tych, którym harem kojarzy się tylko z seksem i rozpustą - nie, nie o to chodzi. Harem to ta część domu (a w tym wypadku pałacu), którą zamieszkują kobiety z dziećmi i do której nie mogą wejść obcy mężczyźni. W przypadku sułtana, w haremie mieszkały jego żony, matka, dzieci, służące i nałożnice - było to miejsce, w którym mógł odpocząć wśród bliskich. No i oczywiście było ono urządzone z rozmachem, w końcu mieszkały tam najbliższe władcy osoby, pod ochroną eunuchów. Bogactwo sułtańskiego haremu zachwyca, a przecież turystom udostępniono zaledwie niewielką część z dawnych ok. 300 pomieszczeń na 6 piętrach...
Zanim wyjdziemy z terenu biletowanego, warto też podejść na tarasy, z których rozciąga się widok na morze Marmara oraz Bosfor. Ze mną tutaj nie do końca współpracowała pogoda - podczas kilku godzin zwiedzania kompleksu pałacowego miałam pełną gamę jesiennej pogody, od upalnego słońca przez chmury, wiatr i deszcz. Gdy podziwiałam widoki, walczyłam też z wiatrem, a na zdjęciach niebo jest zakryte chmurami... Co zrobisz, jak nic nie zrobisz :). Na szczęście większość niepogody udało mi się przeczekać w pomieszczeniach wystawowych - tylko trochę moknąc, gdy w deszczu przebiegłam przez dziedziniec z kuchni do haremu (gdzie, swoją drogą, w niektórych miejscach przeciekał dach... ;) ).
Wychodząc z pałacu, zajrzałam jeszcze do wspomnianej wcześniej świątyni Hagia Eirene - kupiony przeze mnie bilet do całego kompleksu pałacowego obejmował również wstęp do tego zabytku. To bizantyjski kościół z VI wieku - podobno jedyny ważny kościół, którego muzułmanie po zdobyciu Konstantynopola nie przerobili na meczet. Co, oczywiście, nie znaczy, że pozostawili go jako miejsce kultu, wręcz przeciwnie, w środku urządzono arsenał. Dziś to część pałacowego muzeum, a także sala koncertowa - właściwie we wnętrzach nie zachowało się nic poza mozaikowym krzyżem, ale i tak ciekawie było zakończyć tutaj zwiedzanie. I choć uważam, że generalnie pałac Topkapi ma ceny biletów z kosmosu, to jednak być w Stambule i nie zobaczyć pałacu... no nie, tak nie można ;).
0 Komentarze