Klasztor w Montserrat położony jakąś godzinę jazdy od Barcelony chodził nam po głowie, gdy przyjechaliśmy z rodzicami do Hiszpanii sześć lat temu. Wtedy jednak nasz wybór padł na Gironę, a w samej Barcelonie było tyle do zobaczenia, że więcej jednodniówek sobie nie urządzaliśmy. Pomysł, by zobaczyć klasztor wrócił, kiedy przylecieliśmy z M. do Barcelony na Sylwestra - rozważaliśmy jedynie, czy ogarnąć to z wycieczką czy na własną rękę. Gdy okazało się, że różnica w cenie nie jest szczególnie duża, postawiliśmy na wycieczkę zorganizowaną przez Julia Travel. Czasem człowiek się rozleniwia i nie chce mu się wszystkiego planować... ;)
Montserrat to masyw górski, którego najwyższy punkt wznosi się na wysokość 1.237 m n.p.m. Już sama droga tutaj gwarantuje piękne widoki, bo poszarpane szczyty i skały wyglądają naprawdę ciekawie. Klasztor oczywiście nie leży na samej górze, położony jest jednak na tyle wysoko, że o ile nie kusi was dwu-trzygodzinny hiking (swoją drogą, patrząc z dołu, byłam przekonana, że trasa na górę jest dłuższa... ale może dla mnie by była ;) ), to warto pomyśleć o alternatywie. Autem bym nie polecała, bo widziałam kolejki do bramek, a podobno na górze ilość miejsc parkingowych jest ograniczona - nie robiłabym tego sobie ;). Ale są też inne możliwości! Po pierwsze, kolejka linowa (Aeri de Montserrat), kursująca już od 1930 roku. Gondole kursują regularnie, podróż trwa zaledwie kilka minut i kosztuje 9.30 € w jedną lub 14 € w dwie strony (podobno można kupić w dobrej cenie bilety łączone z pociągiem z Barcelony, ale tego już nie sprawdzałam). Inną opcją jest stara linia kolejowa (Montserrat Rack Railway), która na 5-kilometrowym odcinku pokonuje 550 m przewyższenia i zapewnia po drodze genialne widoki. Tutaj przejazd trwa ok. 20 minut i kosztuje 8.70 € w jedną stronę lub 14.50 € w obie. Jako że ceny są zbliżone, to warto rozważyć, by w górę wybrać się jednym środkiem transportu, a wrócić innym - jedynie trzeba pamiętać, że gondola i pociąg nie startują z tego samego miejsca :).
Klasztor benedyktyński Matki Bożej w Montserrat powstał jeszcze w XI wieku i jest najważniejszym celem pielgrzymek w Katalonii oraz jednym z najważniejszych w Hiszpanii. Przyznam, że nie czytałam wcześniej historii klasztoru, w efekcie miałam co do niego chyba nieco za wysokie oczekiwania. Tymczasem w Montserrat nie znajdziemy już oryginalnego, średniowiecznego opactwa - zostało zniszczone w 1811 roku podczas wojny na Półwyspie Iberyjskim. Napoleon został w końcu pokonany, ale budynkom klasztornym świetności to już nie przywróciło ;). Nowy kościół zbudowano z końcem XIX wieku, klasztor odbudowano w wieku XX i niestety, te budynki wyglądają aż za bardzo współcześnie. Owszem, ciekawie komponują się z górą, ale wyobrażałam tu sobie co innego... ;)
Zwiedzanie klasztoru jest płatne i mamy tu kilka różnych biletów do wyboru - poniższe ceny są przy zakupie biletów online, w kasie na miejscu jest o 1 € drożej:
- sama bazylika: 8 €
- bazylika i część przykościelna z figurą maryjną: 11 €
- muzeum Montserrat: 11 €
- kompleks: bazylika z figurą, muzea, pokaz audio-wizualny: 20 €
W cenie przy wszystkich atrakcjach jest też audioprzewodnik (łączymy się za pomocą aplikacji w telefonie). Montserrat słynie też z chóru chłopięcego, na którego występ bilet kosztuje 11 € (albo 25 €, gdy chcemy cały pakiet ze zwiedzaniem). My tu byliśmy w okresie noworocznym, kiedy chłopcy mają ferie, więc żadne występy się nie odbywały, ale wystarczyło mi to, co mogłam zobaczyć i usłyszeć w części muzealnej... Nie moje klimaty ;).
My do Montserrat przybyliśmy z samego rana - bazylika była już otwarta, ale część budynku obok miała zostać otwarta dopiero za parę minut i wkrótce za nami utworzyła się niewielka kolejka. Weszliśmy do środka jako jedni z pierwszych i był to dobry pomysł, bo właściwie mogliśmy iść swoim tempem i oglądać pięknie zdobione wnętrza, a nie dreptać w rządku. Pospieszali nas tylko przy figurce, ale tam faktycznie nie było miejsca, a większość właśnie tutaj chciałaby się zatrzymać na dłużej. No właśnie, figurka... bo to wszystko tutaj jest z nią związane, dlatego klasztor jest tak popularnym miejscem kultu. Postać Maryi wyrzeźbiona z drewna pochodzi z XII wieku i jest nazywana La Moreneta - Czarnulka. Z figurą związanych jest kilka legend - niektóre sugerują nawet, że powstała jeszcze dawniej w Jerozolimie i została odnaleziona w IX wieku, czemu jednak przeczą badania. La Moreneta znajduje się za ołtarzem bazyliki, więc jak odwrócimy się od niej tyłem, możemy zajrzeć do wnętrza kościoła.
Zostawiwszy Madonnę za plecami, minęliśmy kilka pięknych mozaik i przeszliśmy do niewielkiej kaplicy. Przyznam, że zaskakująco mało informacji o niej udało mi się znaleźć w internecie (ale fakt, nie czytam po hiszpańsku) - zwłaszcza, że podobno pracował nad nią też sam Gaudi. Według Wikipedii, ta Sala del Camarín została zbudowana w latach 1876-84 przez Villara i Carmona, a młody jeszcze wtedy Gaudi był jego asystentem. Pomieszczenie jest pełne światła i kolorów, niewątpliwie stanowi ciekawostkę na trasie zwiedzania wnętrz klasztornych :).
Po wyjściu z budynku (który, swoją drogą, robił się szybko dość zatłoczony i do wejścia ciągnęła się już krótka, bo krótka, ale wciąż kolejka) przeszliśmy przez niewielką alejkę zwaną Cami de l'Ave Maria. Rzędy półeczek ze świeczkami, zapalonymi w modlitwie do Maryi - to musi też pięknie wyglądać po zmroku... Do tego kolorowe płytki z wizerunkami maryjnymi i tekstami modlitw. Po przejściu alejką znaleźliśmy się na powrót na dziedzińcu, przy którym znajduje się wejście do samej bazyliki.
Bazylika, choć stosunkowo nowa, bo przecież XIX-wieczna, to wpadający w oko miks gotyku i renesansu. Już na start rzuca się w oczy pięknie rzeźbiona fasada, dodana do świątyni znacznie później - już po wojnie domowej. Sama bazylika jest jednonawowa i liczy sobie ok. 33 m wysokości i 68 m długości. Nad ołtarzem nie da się nie zauważyć portalu z oświetloną figurką Maryi, którą mieliśmy okazję z bliska zobaczyć już wcześniej - teraz oglądaliśmy kościół z dołu ;).
W przyklasztornym sklepiku z pamiątkami skorzystaliśmy z degustacji lokalnych alkoholi, którą mieliśmy w cenie wycieczki, a gdy zaczął się nowy pokaz, przeszliśmy do sali audiowizualnej. Jako że zgłosiliśmy się tu pierwsi, pani włączyła film po polsku, a innojęzyczni odwiedzający dostali słuchawki z tłumaczeniem - krótki filmik opowiadał trochę o klasztorze, trochę o chórze Escolania. Potem przeszliśmy przez wystawy poświęcone chórowi oraz życiu zakonników, ale szczerze powiedziawszy nieszczególnie mnie to ciekawiło, resztę wolnego czasu wolałam poświęcić na drugie śniadanie w słońcu i spacer po okolicy...
Montserrat to Mekka nie tylko dla pielgrzymów, ale też miłośników wędrówek górskich. Jak już wspomniałam, można tu przecież wejść, nie trzeba wjeżdżać kolejką czy gondolą... ;) Ale nawet jeśli na górę wjedziemy, wciąż będziemy mieć do wyboru sporo różnych szlaków spacerowych z mniejszym lub większym przewyższeniem. My, mając ograniczony czas, wybraliśmy się ścieżką do krzyża św. Michała - cała trasa w obie strony liczy sobie tylko 3 km, a ze wzgórza z krzyżem możemy spojrzeć na klasztor z kompletnie innej perspektywy.
Cieszę się, że wybraliśmy się na Montserrat, nawet jeśli całość odbiegała nieco od moich oczekiwań, tzn. nie spodziewałam się, że klasztor okaże się taką bardziej nowoczesną bryłą ;). Nie mogę jednak zaprzeczyć, że kompleks jest pięknie położony, a i same góry - o tak charakterystycznych kształtach - robią wrażenie. Na pewno była to bardzo fajna odskocznia od siedzenia w Barcelonie. Dodatkowo myślę, że naprawdę warto tu przyjechać o poranku, zanim zjadą się większe tłumy - kiedy kończyliśmy zwiedzanie, ludzi naprawdę było już mnóstwo. Ponadto z rana góry czasem tak pięknie toną we mgle... :)
0 Komentarze