Advertisement

Main Ad

Z wizytą w Skansenie

Do Skansenu po raz pierwszy zajrzałam na krótko po przeprowadzce do Sztokholmu. Wtedy był to raczej pomysł na spędzenie ładnego dnia na dworze i przy okazji zobaczenia czegoś nowego, jednak niewiele wtedy widziałam wewnątrz budynków. Zresztą i wpis z tamtej wizyty jest dość lakoniczny ;). Tym razem dane mi było spędzić w Skansenie więcej czasu i dużo lepiej poznać to miejsce :)
Sztokholmski Skansen założył w 1891 r. Artur Hazelius i jest to nie tylko pierwsze tego typu muzeum w Szwecji, ale też na świecie. Pomysł przeniósł się potem na grunt pozostałych krajów skandynawskich, a następnie rozprzestrzenił po świecie :).
O tym, jak dojechać do Skansenu, pisałam już wcześniej i te informacje są nadal aktualne. Zmieniły się już niestety ceny - w tym roku za bilet normalny zapłaciłam 180 koron (81 zł). Pełen cennik na 2016 rok znajdziecie tutaj. Choć poza sezonem ceny są zazwyczaj niższe, to warto pamiętać, że wzrastają one, gdy w Skansenie coś się dzieje. Za wstęp na obchody Nocy Walpurgi czy na jarmark bożonarodzeniowy zapłacimy 150 koron  (67 zł). Jedyny dzień w roku, kiedy wstęp do Skansenu jest bezpłatny, to Wigilia :)
Obecnie w Skansenie znajduje się prawie 150 budynków, a większość z nich została zakupiona właśnie przez Hazeliusa (swoją drogą, założył on też Muzeum Nordyckie i aż do 1963 roku stanowiło ono wraz ze Skansenem jedną całość). Hazelius podróżował po Szwecji, kupował budynki, rozbierał je i w częściach przewoził do Sztokholmu, gdzie były one na nowo składane. W efekcie dziś możemy tam zobaczyć budynki prawie z całej Szwecji i ich wystrój.
Bardzo mi się spodobała jedna z chat, której ściany udekorowano scenami biblijnymi... tyle, że w nieco bardziej nowoczesnym wydaniu :). Trzej królowie w wersji szlacheckiej - czemu nie? ;)
Pracownicy Skansenu są poprzebierani w dawne stroje, by jeszcze lepiej oddać to jak wyglądała Szwecja przed rewolucją przemysłową. W większości budynków można spotkać osoby, które opowiedzą nam ciekawe historie, wytłumaczą, do czego służyły dane przedmioty lub zademonstrują, jak ludzie radzili sobie kiedyś bez technologii :)
Jak powszechnie wiadomo ;), uwielbiam kościoły. Dlatego też nie mogłam sobie odpuścić zajrzenia do tego XVIII-wiecznego, który do Skansenu przeniesiono z Västergötland. Świątynia jest dość prosta i drewniana, może i bez witraży, ale za to z pięknymi freskami z 1735 roku. 
Kościoły to jedno, co uwielbiam, a drugie to kamienie runiczne ;) Również i taki kamień możemy zobaczyć, a niedaleko od niego znajdziemy spory kamień milowy, który swego czasu stał przy jednym z traktów.
Poza domkami i kościołem, w Skansenie znajdują się też inne budynki użyteczności publicznej - jak chociażby sklep czy szkoła. W każdym z nich również znajdują się pracownicy, robiący np. za nauczycieli czy sprzedawców, zawsze gotowi, by odpowiedzieć na wszystkie nasze pytania :)
Najstarszym budynkiem w Skansenie - a zarazem jedynym niepochodzącym ze Szwecji - jest XIV-wieczny Vastveit (coś w stylu magazynu czy spichlerza) pochodzący z Norwegii. Choć, jakby nie patrzeć, Szwecja i Norwegia stanowiły jedno państwo, gdy Skansen powstawał. Niedawno byłam na rejsie z przewodnikiem i gdy przepływaliśmy koło Skansenu, przewodnik wskazał na ten budynek, mówiąc, że mieści się w nim ambasada norweska... Ach, ta sąsiedzka przyjaźń ;)
Ponadto w Skansenie znajduje się też mini-zoo, skupiające się jednak tylko na zwierzętach z tej części świata. Zobaczymy tam więc wilki, rysie, niedźwiedzie, renifery czy łosie. Jeśli jesteśmy ciekawi nieco bardziej egzotycznych stworzeń, możemy też odwiedzić Akwarium. Niestety, wstęp tam jest dodatkowo płatny - 120 koron (54 zł) za osobę dorosłą i 60 za dziecko.
A dla dzieci jest jeszcze coś pomiędzy placem zabaw a małym wesołym miasteczkiem. Pewnie też po szwedzkich cenach, ale tam już nie zaglądałam ;)
Zdecydowanie polecam taką wizytę, zwłaszcza przy ładnej pogodzie. Tylko warto zarezerwować sobie na taki wypad co najmniej kilka godzin - jakby nie patrzeć, jest co oglądać ;)

Prześlij komentarz

0 Komentarze